ciężko mi boże :) Niby wróciłam do domu, ale trzy miesiące we Włoszech zrobiły swoje. Cierpię. Cappucino,pomidory, słońce, zapachy, dzwięki nie te. Język również. Jestem sierotą po Włoszech.
c |
L'Aquila i żebraczka z Galatiny |
 |
2x Ascoli Piceno i 2x freski: S. Caterina w Galatinie i S. Pietro w Otranto |
Rozpamiętuję: nowy adres kulinarny w Rieti, nawiązany kontakt z Poggio San Lorenzo, jedynym arystokrytycznym miasteczkiem w siermiężnej skądinąd okolicy, gospodarstwo agroturystyczne ze świetną domową kuchnią (w Monteleone), gdzie stolik trzeba rezerwować z kilkudniowym wyprzedzeniem; Ascoli Piceno nadal czaruje, Viterbo również. L'Aquila fascynuje, a do po raz pierwszy odwiedzonego Teramo i Penne trzeba koniecznie wrócić, najlepiej w przyszłym tygodniu.
 |
niepokalane Otranto i Copertino |
Co jeszcze? Tańczyłam pizzicę na rynku w Galatinie i w Otranto, oglądałam groyt w Santa Maria di Leuca i barokowe torty kościelene w Lecce i Nardo. Otarłam się o styl romański w Squinzano i w Casarano. Usłyszałam o lewitującym świętym z Copertino i słucham Antonio Castrignano.
Zawarłam znajomość (mam nadzieję, że długoterminową) z Basią i Joanną. Udało mi się też pokłócić z sąsiadką o sprzątanie i znaleźć wykonawcę, który zrobi nam dach.
 |
L'Aquila, Penne, Rzym i Teramo |
A teraz porządkuję zdjęcia. Jest ich legion :)