▼
29 Sept 2013
włoszczyzna na urlopie
Zamiast komentarzy rzucanych zza monitora i znad klawiatury, rozmowa przy stole. Zamiana 'jak było w pracy?' na 'to co dzisiaj robimy?'. 30 dni na sardele w Angiolinie i muzeum sztuki współczesnej w Rzymie, obejrzenie domu z Betlejem, który w cudowny sposób został przeniesiony do Loreto i sprawdzenie jak postępuje remont w San Salvatore Maggiore.
28 Sept 2013
przyjechać
lubimy przyjeżdżać, bo zapach chemii domowej, którą G. wymyła podłogi, bo niedomknięte okiennice, uchylone okna, lśniące podłogi i wytrzepane dywaniki. Bo ciasto na stole. Czasami to ucierane, z jabłkami, od Annamarii, a czasami crostata z konfiturą czereśniową od Leonilde.
W niedzielę bar Sport i pierwsze śniadanie urlopu: cornetti własnej roboty, przywiezione z innego domu, oddalonego o 998 km i 15°C. A do cornetti. cappuccino. To pierwsze, za darmo, na powitanie.....
25 Sept 2013
zajęcie na następne 30 lat...
chyba prędzej pójdziemy do piachu, niż skończymy Casa di Giuseppe. Chyba prędzej zbankrutujemy, niż urządzimy salon.
Przy Casa di Giuseppe dłubiemy przez cały czas: białe zasłony na
kolorowe, raz zdejmujemy, a raz zakładamy pokrowiec na druciak Bertoii.
Dowozimy stoliki, nadmuchane fotele, ustawiamy jedyny świecznik do
zdjęcia. Wbijamy gwoździe na których wieszamy talerze i obrazki. Wymieniamy wazony obtłuczone przez lokalesów. Zmiatamy skorupy po zabytkowym wazonie i vintage-owej paterze.
Od kilku dni Casa di Giuseppe chwali się nowymi metalowymi oknami. Wizja lokalna w sobotę. I następny rachunek do zapłacenia. Nasze konto płacze krwawymi łzami, a ja razem z nim: chciałam w tym roku kupić sklejkowy fotel do salonu, powiesić lampę i zacząć zmieniać burdel na parterze w porządnie prowadzący się hol. Na 98% (jestem optymistką :)) nic z tego, bo LCW musi być vintage, a vintage Parentesi, tak jak i konto, ma być w czarnym kolorze. Na szczęście wioska nie rozlicza nas z niezrealizowanych projektów, a lokalesom wystarcza ciepły kaloryfer i przeszkolne do podłogi drzwi balkonowe, przez które można obserwować skaczące po balkonie ptaszki....
![]() |
(nie)wątpliwie najpiękniejsza w Ginestrze |
Od kilku dni Casa di Giuseppe chwali się nowymi metalowymi oknami. Wizja lokalna w sobotę. I następny rachunek do zapłacenia. Nasze konto płacze krwawymi łzami, a ja razem z nim: chciałam w tym roku kupić sklejkowy fotel do salonu, powiesić lampę i zacząć zmieniać burdel na parterze w porządnie prowadzący się hol. Na 98% (jestem optymistką :)) nic z tego, bo LCW musi być vintage, a vintage Parentesi, tak jak i konto, ma być w czarnym kolorze. Na szczęście wioska nie rozlicza nas z niezrealizowanych projektów, a lokalesom wystarcza ciepły kaloryfer i przeszkolne do podłogi drzwi balkonowe, przez które można obserwować skaczące po balkonie ptaszki....
22 Sept 2013
nowe włoskie wnętrze
![]() |
mieszkanie w Mantui |
![]() |
Archiplan Mantova |
Ewentualnie, zamiast landszaftu, na ścianach wiszą telewizory najnowszej generacji. Czasami w kącie stoi kanapa obita kremową tkaniną. Drewnianych podłóg i dywanów nie widziałam u nikogo, a odwiedziłam sporo domów, choć nie zawsze przesiadywałam w salonie. Niekiedy siedziałam w kuchni, przy stole nakrytym ceratą i podziwiałam ciąg kuchenny z kamienia skompowany ze słonecznikami lub cytrynami, czasami patrzyłam na szafki i kafelki pamiętające lata 70., a po kilku wypitych kawach odwiedzałam łazienki z kompletem różowych kafelków i umywalką w kolorze kawy z mlekiem. Ba, w Casa di Giuseppe, na parterze mamy resztkę łazienki z kremowymi kafelkami w lawendowe kwiatki, a na podestach straszą cieniowane kafelki cegiełki, wstawione umiejętnie w ramkę z najprawdziwszego biało-szarego marmuru.
Nie sądzę by którekolwiek ginestrowe wnętrze, nawet to należące do najzamożniejszych, projektował architekt. A jeśli architekt, to nie najwyższych lotów. I na pewno nie był to nikt z pracowni Archiplan. Nie był to Luca Zanaroli, Enrico Iascone czy też Chiara Ferrari, czyli projektanci i architekci odpowiedzialni za nowy wygląd starych wnętrz.
![]() |
Casa nel Bosco di Ulivi (Luca Zanaroli) |
włoszczyznowe notki o Quattro Gatti i Malainie, nadmuchanym Up3, druciaku Bertoii oraz strony internetowe: Archiplan, Luca Zanaroli, Enrico Iascone
Inne notki o włoskich wnętrzach: kryzys po włosku, Rembrandt w Hawanie, Granat Fryderyki, Dekoratorzy niepałaców, Inny wygląd włoskiego wnętrza, Design w masarnii, Co lubią tygryski, Gdybym,
17 Sept 2013
15 Sept 2013
do zareklamowania Chioggi, Choggia wystarczy
Altino zasiedlało Torcello i Burano, Aquileia -
Grado, a Treviso - Rialto i Malamocco. Natomiast Chioggię zbudowali uciekinierzy z Ferrary. Tak mówią źródła. Ferrary w Chioggi doszukać się nie doszukałam. Wenecji też w dawkach homeopatycznych: trochę okien, brama z weneckim lwem i mosty spinające dwa brzegi Canale Vena. Ale Chioggię polubiłam dla samej Chioggi.
Marketingowcy i specjaliści od piaru sprzedają Chioggię jako drugą Wenecję. Co obraża i Wenecję i Chioggię. Wenecja jest tylko jedna,nie występuje w trzech osobach. A Chioggia do Wenecji nie musi być porównywana.
Do sprzedania Chioggi, Chioggia wystarczy. Co prawda nie dorobiła się fortuny, przez całe swoje średniowieczne i renesansowe życie opierała się Wenecji, gospodarczo i politycznie związując się z Bizancjum i Bałkanami. Tak więc nie ma w Chioggi Ca D'Oro, ale też nie ma fresków bizantyjskich.
Więc co jest?
Jest urok, prowincjonalny, ludzkich rozmiarów. Jest poranne syczenie ekspresów do kawy, skrzypienie okiennic i szuranie mioteł. Są trzy kanały ciągnące się wzdłuż najstarszej części Chioggi, Isola Cartieri: Canale Lombardo, S. Domenico i najmniejszy Canale Vena. Ten ostatni składający mapkę Chioggi wzdłuż. Nad Canale Vena mosty. Dziewięć mostów jak agrafki. Każdy z nich kamienny. Ponte Vigo, tuż przy nabrzeżu, kojarzy się z mostami Wenecji. A przy Ponte Peschiera leży Piazza Granaio, miejsce cotygodniowego targu rybnego, mniejszego od wspomnianego przy innej okazji wielkiego targu, a właściwie giełdy, na Isola dei Cantieri.
I jeśli o rybach i Chioggi mowa, to każdego roku w lipcu, miasteczko świętuje ryby i owoce morza. W tym roku Sagra di Pesce przypadła na 12-21 lipca. Nie byłam. Może będę. I wtedy napiszę.
I to byłoby wszystko co miałabym do powiedzenia o Chioggi. Przynajmniej w tym roku :D
====
Ryby i inne wrażenia
Marketingowcy i specjaliści od piaru sprzedają Chioggię jako drugą Wenecję. Co obraża i Wenecję i Chioggię. Wenecja jest tylko jedna,nie występuje w trzech osobach. A Chioggia do Wenecji nie musi być porównywana.
Do sprzedania Chioggi, Chioggia wystarczy. Co prawda nie dorobiła się fortuny, przez całe swoje średniowieczne i renesansowe życie opierała się Wenecji, gospodarczo i politycznie związując się z Bizancjum i Bałkanami. Tak więc nie ma w Chioggi Ca D'Oro, ale też nie ma fresków bizantyjskich.
Więc co jest?
Jest urok, prowincjonalny, ludzkich rozmiarów. Jest poranne syczenie ekspresów do kawy, skrzypienie okiennic i szuranie mioteł. Są trzy kanały ciągnące się wzdłuż najstarszej części Chioggi, Isola Cartieri: Canale Lombardo, S. Domenico i najmniejszy Canale Vena. Ten ostatni składający mapkę Chioggi wzdłuż. Nad Canale Vena mosty. Dziewięć mostów jak agrafki. Każdy z nich kamienny. Ponte Vigo, tuż przy nabrzeżu, kojarzy się z mostami Wenecji. A przy Ponte Peschiera leży Piazza Granaio, miejsce cotygodniowego targu rybnego, mniejszego od wspomnianego przy innej okazji wielkiego targu, a właściwie giełdy, na Isola dei Cantieri.
I jeśli o rybach i Chioggi mowa, to każdego roku w lipcu, miasteczko świętuje ryby i owoce morza. W tym roku Sagra di Pesce przypadła na 12-21 lipca. Nie byłam. Może będę. I wtedy napiszę.
I to byłoby wszystko co miałabym do powiedzenia o Chioggi. Przynajmniej w tym roku :D
====
Ryby i inne wrażenia
12 Sept 2013
burek co siedział pod murkiem i myślał
idzie zima, na budę za stary, bo po maturze, na gosposię nie stać, więc za fartuch nie chwyci*, a zapasy na zimę by się przydały. Zwłaszcza, że burek zrobił się wybredny: sklepowych dżemów nie jada, przymysłowymi sosami ze słoika gardzi, tych w proszku burek do pyszczka z własnej inicjatywy nigdy nie weźmie, a jak raz wziął bo mu ją w lazanii z ananasem podano, to wyżygał po drodze do domu. Więc co roku burek robi dżemy, warzy sosy, wysmaża powidła i, w miarę udoskonalania warsztatu, poprawia receptury.
W tym roku burek zracjonalizował przepis na sos z pieczonych pomidorów. Zamiast pieczenia bóg-wie-ile-godzin w niskiej temperaturze, udoskonalony sos robi się w ~180° z termoobiegiem, w 1-2 godziny (w zależności od wybranej temperatury i osobistej definicji słowa 'zrumieniony') .
Burek robi też sos pomidorowy z odori. I wtedy dodaje ostrą papryczkę lub dwie. Lub trzy. Bo burki już tak mają, że lubią ostro. I to nie koniecznie jedynie do makaronu :D
===
wątek zbiorczy o pomidorach i przepisach pomidorowych
* Kłopoty Burka z podwórka Lucyny Krzemienieckiej
![]() |
burkowe warzenie |
W tym roku burek zracjonalizował przepis na sos z pieczonych pomidorów. Zamiast pieczenia bóg-wie-ile-godzin w niskiej temperaturze, udoskonalony sos robi się w ~180° z termoobiegiem, w 1-2 godziny (w zależności od wybranej temperatury i osobistej definicji słowa 'zrumieniony') .
Połówki (jeśli małe→średnie) lub ćwiartki (jeśli duże) pomidorów ułożyć jednowarstwowo w naczyniu do pieczenia. Powtykać między pomidory pokrojone w ćwiartki cebule, dorzucić nieobrane ząbki czosnku. Pomidory posypać odrobiną soli i ciemnego cukru. Wstawić do piekarnika i piec, aż cebula będzie miękka i zrumieniona, a na pomidorach pojawi się brązowa skórka na wierzchu, a brzegi będą ciemnobrązowe (pomidory powinny być b. miękkie, odwodnione). Wszystko - łącznie z sosem z dna naczynia - przetrzeć przez sito, dodać ulubione zioła, czyli rozmaryn :), wlać do rondla, posmażyć kilka minut (w zależności od upodobania), dodać soli, jeśli sosowi jej brakuje, wlewać do wyparzonych słoików.
Burek robi też sos pomidorowy z odori. I wtedy dodaje ostrą papryczkę lub dwie. Lub trzy. Bo burki już tak mają, że lubią ostro. I to nie koniecznie jedynie do makaronu :D
===
wątek zbiorczy o pomidorach i przepisach pomidorowych
* Kłopoty Burka z podwórka Lucyny Krzemienieckiej
11 Sept 2013
formy życia wśród barene
między barene* Torcello mieszka 15 osób i stado bezpańskich kotów. Liczbę osób podaje Commune di Venezia. Kotów nie uwzględnia się w statystykach. Szukałam, pisałam, nikt nie wie ile kotów mieszka na Torcello. Wiem jedynie, że koty są pod ochroną, opiekuje się nimi organizacja Dingo, która chore koty izoluje na oddziele zakaźnym na Malamocco, a czarny kot jest puentą w miejscowej legendzie o patriotyczno-religijnej wymowie:
Tyle legenda ocierająca się o bluźnierstwo z tą pierwszą gwiazdką w dniu 24. grudnia. Dusza ofiary przemocy znajduje się w rękach diabła z tylko powodu przynależności narodowej. Zaś sam diabeł jest bankowcem. Pytanie tylko, którego banku?
======
* barena (l.mn. barene) to wenecki odpowiednik cespuglio, czyli chaszczy, zarośli
Dawno temu była sobie dziewczyna, która zakochała się w austriackim żołnierzu. Rodzina, nie mogąca znieść upadku patriotyczno-moralnego dziewczyny, zamordowała austriackiego kochanka. Dziewczyna zaś udała się po pomoc do czarownicy. Ta kazała dziewczynie popłynąć na Torcello. Tam, wśród chaszczy i mokradeł, tuż przy kamiennym moście, czarownica odczyniła swoje ryty i przywołała diabła. Diabeł obiecał oddać austriackiego kochanka, ale w zamian chciał zapłaty w duszach: 1 dusza co siedem lat. Ubito targu. Kochanek wrócił do życia i odszedł w siną dal z dziewczyną by żyć długo i szczęśliwie. Mniej szczęścia miał diabeł: zanim doszło do spłaty pierwszej raty, czarownica zmarła i nie było nikogo, kto mógłby zanieść duszę na most. Od tego czasu, co siedem lat, w dniu 24. grudnia, gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka, na kamiennym moście w Torcello pojawia się czarny kot szukający należnych mu dusz....
![]() |
pomocnik diabła |
======
* barena (l.mn. barene) to wenecki odpowiednik cespuglio, czyli chaszczy, zarośli
9 Sept 2013
reklama we włoszczyźnie
znajomy po blogu otworzył makaroniarnię w Warszawie. Idźcie, spróbujcie, podajcie dalej. Ja nie próbowałam, ale spróbuję. I to może jeszcze w tym roku.
Adres do Pook Pasta podaje anominowy w komentarzach: Al. KEN 21 - Kabaty
Adres do Pook Pasta podaje anominowy w komentarzach: Al. KEN 21 - Kabaty
8 Sept 2013
ichtiolog na falach
Wenecja przypomina rybę. A wyspy laguny wielką ość. Albo inaczej: linia brzegowa tworzy łuk, którego cięciwą są wyspy będące granicą między laguną a morzem. Albo jeszcze inaczej: zaczynaliśmy od ryby i kończyliśmy na rybie.
Codziennie podróżowaliśmy z Chioggi do Wenecji. Najpierw vaporetto, płynące wzdłuż Pellestriny, długiej, chudej i przeźroczystejj jak ość: pas kamieni, ścieżka rowerowa i betonowy falochron. Przy zgrubieniu, w okolicy cmentarza na Pellestrinie, przesiadaliśmy się do autobusu, kierunek Lido.
Gdy autobus wjeżdżał na traghetto, barkę, która miała nas przewieźć na drugą stronę Porto di Malamocco, żegnaliśmy się nie tylko z Pellestriną, ale też z językiem ichtiologii, bowiem Malamocco i Lido kształtem przypominają kość udową homo sapiens: autobus zjeżdżał z traghetto na fossa intercondylaris (dół międzykłykciowy), mknął po labium lateralis, głównej ulicy Malamocco, i choć nie udało mi się rozpoznać, w którym momencie Malaccomo przechodziła w Lido (a powinna, kiedyś były to dwie wyspy), wysiadaliśmy przy trochanter minor (Lido San Nicolo). I wraz z vaporetto Lido-Venezia płynnie przenosiliśmy się ponownie ze świata ludzkiej anatomii do ichtiologii. gdyż wysiadaliśmy na przystanku Arsenale, a więc tam gdzie kończy się ciało ryby, a zaczyna płetwa ogonowa. Od Arsenale, wzdłuż murów starego arsenału i dzielnicy w której kiedyś mieszkali rzemieślnicy budujący weneckie galery*, wędrowaliśmy w poprzek ciała ryby by przy Fondamenta Nove, czyli tam gdzie kończyła się płetwa grzbietowa, wsiąść na inne vaporetto. Lub popatrzeć na cmentarz, który z Fondamenta Nove widać jak na dłoni (palmus manus).
Chioggia, w przeciwieństwie do Wenecji, żyje z rybołówstwa. W soboty i w niedziele w Chioggi pojawiają się właściele łódek, szykujący wędki i sieci.Niezależnie od dnia tygodnia, wzdłuż Fondamenta San Domenico stoją, jeden za drugim, kutry rybackie: nowe, stare i te rozsypujące się. Duże i mniejsze. Pachnie rybami. Po drugiej stronie mostu San Giacomo, na Isola dei Cantieri, jest wielki targ rybny, Pewnie można tam kupić ryby wielkości Wenecji :D
* Nazwa galera pochodzi od greckiego słowa galea, które być może pochodzi (zgody językoznawców nie ma) od galeos, co oznacza małego rekina. A
======
inne linki: Porto di Malamocco, kość udowa, o galerze w polskiej wiki, łącznie z hipotetyczną etymologią podawaną jako pewnik.
Codziennie podróżowaliśmy z Chioggi do Wenecji. Najpierw vaporetto, płynące wzdłuż Pellestriny, długiej, chudej i przeźroczystejj jak ość: pas kamieni, ścieżka rowerowa i betonowy falochron. Przy zgrubieniu, w okolicy cmentarza na Pellestrinie, przesiadaliśmy się do autobusu, kierunek Lido.
Gdy autobus wjeżdżał na traghetto, barkę, która miała nas przewieźć na drugą stronę Porto di Malamocco, żegnaliśmy się nie tylko z Pellestriną, ale też z językiem ichtiologii, bowiem Malamocco i Lido kształtem przypominają kość udową homo sapiens: autobus zjeżdżał z traghetto na fossa intercondylaris (dół międzykłykciowy), mknął po labium lateralis, głównej ulicy Malamocco, i choć nie udało mi się rozpoznać, w którym momencie Malaccomo przechodziła w Lido (a powinna, kiedyś były to dwie wyspy), wysiadaliśmy przy trochanter minor (Lido San Nicolo). I wraz z vaporetto Lido-Venezia płynnie przenosiliśmy się ponownie ze świata ludzkiej anatomii do ichtiologii. gdyż wysiadaliśmy na przystanku Arsenale, a więc tam gdzie kończy się ciało ryby, a zaczyna płetwa ogonowa. Od Arsenale, wzdłuż murów starego arsenału i dzielnicy w której kiedyś mieszkali rzemieślnicy budujący weneckie galery*, wędrowaliśmy w poprzek ciała ryby by przy Fondamenta Nove, czyli tam gdzie kończyła się płetwa grzbietowa, wsiąść na inne vaporetto. Lub popatrzeć na cmentarz, który z Fondamenta Nove widać jak na dłoni (palmus manus).
Chioggia, w przeciwieństwie do Wenecji, żyje z rybołówstwa. W soboty i w niedziele w Chioggi pojawiają się właściele łódek, szykujący wędki i sieci.Niezależnie od dnia tygodnia, wzdłuż Fondamenta San Domenico stoją, jeden za drugim, kutry rybackie: nowe, stare i te rozsypujące się. Duże i mniejsze. Pachnie rybami. Po drugiej stronie mostu San Giacomo, na Isola dei Cantieri, jest wielki targ rybny, Pewnie można tam kupić ryby wielkości Wenecji :D
* Nazwa galera pochodzi od greckiego słowa galea, które być może pochodzi (zgody językoznawców nie ma) od galeos, co oznacza małego rekina. A
======
inne linki: Porto di Malamocco, kość udowa, o galerze w polskiej wiki, łącznie z hipotetyczną etymologią podawaną jako pewnik.
4 Sept 2013
w poszukiwaniu ulubionego plakatu
1. zaczęło się tak
2. czyli Un americano a Roma, czyli Włoch w Toruniu
3. potem przyszedł email z Włoch:
4. Sordi mówi do makaronu: sprowokowaleś mnie i teraz ja cię zniszczę.
5. Elyron to dwóch Roberto: Necco i Balocco.
6. W 2011roku dostali EDaward (European Design Award) za oprawę graficzną wystawy w Turynie. Wystawę organizowało Museum of Everything (i jeszcze więcej o nim)
7. Wcześniej dostali nagrodę Fedrigoni za Ars Captiva
8.
9. Tak pisano o ich prezentacji na wystawie Wildflowers (Kwiaty Polne) zorganizowanej w Turynie przez NOPS i Atelier Giorgi.
10 zamiast przypisów i podpisów: Wildflowers w Turynie już nie kwitną, Museum of Everything wyjechało z Wenecji, a Elyron ma swoje biuro na via Ettore Perrone 4 w Turynie. Ja z kolei nie wiem czy wolę gołębia po trwałej czy z grzywką na cukier?
2. czyli Un americano a Roma, czyli Włoch w Toruniu
3. potem przyszedł email z Włoch:
plakat o który pytasz zaprojektowany został przez Elyron z Turynu, a zaprojektowano go na turniej pingponga. Zwycięzca dostawał plakat przeciwnika. Na plakacie możesz przeczytać kultowe powiedzenie Sordiego 'mi hai provocato e io ti distrutto'.
4. Sordi mówi do makaronu: sprowokowaleś mnie i teraz ja cię zniszczę.
![]() |
Elyron o foodchain |
5. Elyron to dwóch Roberto: Necco i Balocco.
6. W 2011roku dostali EDaward (European Design Award) za oprawę graficzną wystawy w Turynie. Wystawę organizowało Museum of Everything (i jeszcze więcej o nim)
7. Wcześniej dostali nagrodę Fedrigoni za Ars Captiva
8.
Co można włożyć w pudełko? Następne pudełko? Wszystko już zostało spakowane. Opakowania są więc wartością samą w sobie, żyją niezależnie od zawartości. I łączą to co było, z tym co będzie
9. Tak pisano o ich prezentacji na wystawie Wildflowers (Kwiaty Polne) zorganizowanej w Turynie przez NOPS i Atelier Giorgi.
![]() |
Elyron w środowisku |
10 zamiast przypisów i podpisów: Wildflowers w Turynie już nie kwitną, Museum of Everything wyjechało z Wenecji, a Elyron ma swoje biuro na via Ettore Perrone 4 w Turynie. Ja z kolei nie wiem czy wolę gołębia po trwałej czy z grzywką na cukier?
1 Sept 2013
jak zostać gwiazdą?
tak jak omawiane wcześniej domowe cavatelli można nazwać kluskami, albo jeszcze precyzyjniej: zacierką cavatelli należą do grupy makaronów zwanych strascinati, zacierki), tak gnocchi di semolina to pieczona prażucha. I choć znana jest i Sardynii i Trentino, gdzie ci pierwsi zwą ją pillas, a zapiekają z sosem mięsnym i pecorino, zaś ci drudzy podają - jako canederli di gries - w rosole, to gnocchi z Rzymu są najbardziej znane.
Gnocchi alla romana - prażucha po rzymsku - to dowód, że można bezczelnie postawić przed gośćmi blachę z mąką, mlekiem, serem oraz masłem i zostać okrzykniętą cudowną kucharką. A co najważniejsze: zachwyceni, nawet się nie zorientują, że jedzą mało pracochłonny bieda-obiad, bowiem zrobienie gnocchi to dosypanie mąki do mleka, wykrojenie kółek i wstawienie do piekarnika.
Trzeba jedynie pamiętać, że mąkę sypie się cienką strużką (korzystam z lejka) na wrzące mleko, miesza ciągle przed dwie minuty, aż zrobi się coś przypominające gips. Do lekko ostudzonego - ale nie zimnego - gipsu trzeba dodać żółtka, choć nie są one konieczne, bowiem gnocchi są równie dobre w wersji bezjajecznej, trochę soli. gałki muszkatułowej lub pieprzu, i łyżkę startego parmezanu. Zamieszać, wylać na mokry blat. Łyżką lub mokrymi dłoniami rozprowadzić ciasto, uformować prostokątny placek o grubości 1 cm i pozostawić do wystygnięcia. Na koniec wykrawać kółka lub inne kształty, ułożyć w naczyniu wysmarowanym masłem, polać roztopionym masłem (zapomnijmy tu o oliwie, gnocchi bez jajek da się zrobić, ale bez masła już nie), posypać startym parmezanem i piec w 200 stopniach, aż z parmezanu zrobi się chrupiąca skórka.
Pozdrawiam serdecznie, prawie sława kulinarna i prawie Guerani :D
PS: dawniej, za czasów Ady Boni, gnocchi alla romana układało się w piramidkę. Współczesność o dawnych metodach zapomniała i robi jednowarstwową zapiekankę z krążkami zachodzącymi na siebie. A ja, niezorientowana i niedouczona, układałam moją postmodernistyczną zapiekankę, nie przypuszczając nawet, że kiedyś było inaczej.
============
Składniki (na gnocchi dla 4 osób): 250 g semoliny lub semoli (grysiku), litr mleka (może być pełnotłuste lub odchudzone), 2-3 łyżki masła, sól, pieprz lub gałka muszkatułowa, starty parmezan, dwa żółtka (opcjonalnie)
![]() |
(prawie) srebrna łyżka w gipsie |
Gnocchi alla romana - prażucha po rzymsku - to dowód, że można bezczelnie postawić przed gośćmi blachę z mąką, mlekiem, serem oraz masłem i zostać okrzykniętą cudowną kucharką. A co najważniejsze: zachwyceni, nawet się nie zorientują, że jedzą mało pracochłonny bieda-obiad, bowiem zrobienie gnocchi to dosypanie mąki do mleka, wykrojenie kółek i wstawienie do piekarnika.
Trzeba jedynie pamiętać, że mąkę sypie się cienką strużką (korzystam z lejka) na wrzące mleko, miesza ciągle przed dwie minuty, aż zrobi się coś przypominające gips. Do lekko ostudzonego - ale nie zimnego - gipsu trzeba dodać żółtka, choć nie są one konieczne, bowiem gnocchi są równie dobre w wersji bezjajecznej, trochę soli. gałki muszkatułowej lub pieprzu, i łyżkę startego parmezanu. Zamieszać, wylać na mokry blat. Łyżką lub mokrymi dłoniami rozprowadzić ciasto, uformować prostokątny placek o grubości 1 cm i pozostawić do wystygnięcia. Na koniec wykrawać kółka lub inne kształty, ułożyć w naczyniu wysmarowanym masłem, polać roztopionym masłem (zapomnijmy tu o oliwie, gnocchi bez jajek da się zrobić, ale bez masła już nie), posypać startym parmezanem i piec w 200 stopniach, aż z parmezanu zrobi się chrupiąca skórka.
Pozdrawiam serdecznie, prawie sława kulinarna i prawie Guerani :D
PS: dawniej, za czasów Ady Boni, gnocchi alla romana układało się w piramidkę. Współczesność o dawnych metodach zapomniała i robi jednowarstwową zapiekankę z krążkami zachodzącymi na siebie. A ja, niezorientowana i niedouczona, układałam moją postmodernistyczną zapiekankę, nie przypuszczając nawet, że kiedyś było inaczej.
============
Składniki (na gnocchi dla 4 osób): 250 g semoliny lub semoli (grysiku), litr mleka (może być pełnotłuste lub odchudzone), 2-3 łyżki masła, sól, pieprz lub gałka muszkatułowa, starty parmezan, dwa żółtka (opcjonalnie)