Showing posts with label wina. Show all posts
Showing posts with label wina. Show all posts
Znacie nazwisko Lucio Caputo? To on wykreował markę Italia. Co prawda jedynie w USA, ale takie były czasy. Stany miały pieniądze. A Włochy chciały im sprzedać markę Italia. Caputo postawił na promocję lifestylową, a więc kompleksową sprzedaż La Dolce Vita, zgrabnie łączącą włoską modę z motoryzacją, a tę ostatnią z kulinariami. Caputo stworzył Italian Fashion Center, w którym sprzedawano nie tylko garnitury Armaniego, sweterki Missoni i czerwień Valentino, ale również i Alfę Romeo (główna rola w Absolwencie :)) i włoskie wina. Nie były to co prawda, wina z najwyższej półki, królowały bowiem wtedy chianti w wiklinowych koszyczkach, soave o smaku wymoczonej trawy i landrynkowe asti spumante, nie mniej jednak w ciągu 5 lat Caputo podwoił eksport włoskich win do Stanów. Przyczyniła się do tego udana kampania reklamowa Some of my best friends are Italians, niektórzy z moich najlepszych przyjaciół są Włochami. Trudno powiedzieć, czy sukces kampanii przesądził o zmianie nastawienia do Włochów, czy też jedynie umiejętnie wykorzystał zmianę nastawiania, ale faktem jest, że w 1975 roku nowojorczycy sączyli włoskie wina w enotece przy Italian Fashion Center. Wnętrze enoteki zaprojektował sam Piero Sartogo, zaś jej ścianę zdobiły metafizyka Le Muse Inquietanti Giorgio di Chirico, kupione przez producentów win.

O sukcesie Italian Trade Agency świadczą liczby: pod koniec lat 70. Amerykanie pili już  2 miliony hektolitrów włoskiego wina (w roku 1970 - jedynie 142 tysiące) i choć zmienił się rozkład sił na rynku, gdzie największym konsumentem win są obecnie Niemcy, zaś producenci startują do podboju Chin, to Włochy są nie tylko największym producentem (wyprzedzając wiodącą do tej pory Francję), ale też zmienił się ich status: po raz pierwszy w najnowszej historii, wina włoskie są synonimem aspiracji do luksusu. W Stanach najlepiej sprzedają się wina włoskie w cenie od 30 do 50 dolarów (niższą półkę, do 20 dol,  w kategorii win czerwonych zajmuje Hiszpania, zaś królem win białych nadal pozostaje Francja), czyli czasy chianti w koszyczku i smak surowej oziminy bezpowrotnie minęły. jest parcie na barolo, brunello i supertoskany, ale też znawcy twierdzą, że zaczynają się liczyć nowe terytoria, na południe od Montalcino, a więc Campania, Basilicata i Sycylia. Nowym brunello ma się okazać w tym roku aglianico w jego wielu wcieleniach (Taurasi, Aglianico del Vulture, Terra di Lavoro), do łask wraca Lambrusco i warto pić białe carricante (Etna DOC).

To by było na tyle o trendach.Caputo odszedł z Izby Handlowej w 1982 by stworzyć Instytut Kulinariów Włoskich, gdyż  tak chyba najzgrabniej da się przetłumaczyć Italian Wine and Food Institute, promujący nie modę i motoryzację, a jedynie włoską kulturą stołu. I chyba nie muszę nikogo przekonywać, jak dobrze mu to idzie,

Jak przystało na bohatera naszych czasów, Lucio Caputo okazał się również dzieckiem szczęścia: wyszedł cało z World Trade Center TAMTEGO 11. września.

Z Sycylii, oprócz zdjęć i przekonania, że na wyspę musimy wrócić, przywieźliśmy pół kilo suszonych pomidorów. Takich, co to na długich stołach, pod sycylijskim słońcem, zmienią się z ciemnoczerwone plastry, a które stają się rzemieniem po kilku miesiącach  przechowywania w słoiku. Nadają się wtedy jedynie na dodatek do sosu lub pieczeni.  Ja jednak chciałam jeść je same, tak jak podawano je nam na Sycylii, aromatyzowane kaparami i oregano, ociekające oliwą.

klejnoty rodzinne (sycylijskie oregano i kapary)

Annamaria i Rita (z delikatesów u podnóża Etny) podały przepis:
  • suszone pomidory
  • garść solonych kaparów opłukanych z soli
  • suszone oregano (oczywiście najlepsze jest to sycylijskie)
  • ząbki czosnku, ostra suszona papryczka
  • olej lub oliwa (choć Annamaria twierdzi, że lepiej olej, gdyż lepiej się przechowuje)
  • białe wino plus kilka łyżek białego octu winnego

Zagotować wino z octem. Gotować w nim pomidory, ale tylko przez minutę-dwie, gdyż mają jedynie złapać winny posmak. Wyjąć, osączyć, poukładać na ściereczkach, przykryć ściereczką i dobrze osuszyć, czyli potrzymać je tak przez 24 godziny. Osuszone pomidory układać w słoiczkach, dodać trochę kaparów, ząbek lub dwa czosnku, wsypać oregano (lub inne suche zioła), zalać olejem lub oliwą. I to wszystko.

Nasze sycylijskie pomidory z kaparami i oregano nie doczekały jesieni. Zjedliśmy je jeszcze w sierpniu. Co prawda dwa małe słoiczki powędrowały w dobre ręce, ale resztę zjedliśmy w domu. Same, jako antipasto, popijając czerwonym winem.

do ostatniego słoika
Oczywiście opowieść o sycylijskich pomidorach na tym się nie kończy, gdyż mięsiste pomidory można ususzyć w warunkach domowych. Ja robiłam to w piekarniku w temperaturze 50 stopni, na termoobiegu, przez 48 godzin. Reszta czynności jak w przepisie powyżej. Pomidory prezentują się dobrze. Jak smakują? Proszę mnie zapytać za dwa tygodnie, gdy marynata uczyni cuda :) Zapach i wygląd wskazują jednak, że Sycylia prosto z piekarnika się udała.

pomidory z termoobiegu

Z Sycylii przywieźliśmy wina od Passopisciaro. Ale pomidory najlepiej komponowały się, naszym zdaniem, z Aglianico del Vulture. Proszę jednak o tym nie mówić Sycylijczykom, bo nas w przyszłym roku na wyspę nie wpuszczą :)
Od kartuzji w Trisulti i klasztoru w Subiaco wolę stoisko rybne w Osterii Nuovej. Zabytkowe ono nie jest, ale rybj mają dużo i godziny otwarcia bardziej mi pasują. W dodatku sprzedawca pięknie się uśmiecha i pamięta moje nazwisko: signora Stoop, jak smakował okoń morski?  Trochę gorzej idzie z dyskusjami jak co przyrządzać.  Jak owoce morza to koniecznie w pomidorach, z czosnkiem i oliwkami, a jak ryba to z kartoflami. i dlatego zaczęłam skupować serię książek kucharskich o la cucina di mare.

I choć czasami robię więc coś z innych regionów, to najczęściej jednak sięgam po miejscowy sprawdzony przepis na rybę pieczoną na ściółce z cienko poszatkowanych ziemniaków, oprószonych pieprzem i i skropionych miejscową oliwą. Dla urozmaicenia do pyr dla urozmaicenia trafiają plasterki fenkułum a gdy się świeże zioła włoży do wypatroszonej ryby, dociśnie plasterkami cytryny, to ma się rybę jak ta lala. Tylko butelki wina białego do niej potrzeba. Osobiście najbardziej pasuje mi tu Pecorino od Cataldiego Madonny z Abruzji. Ale Trebbiano z Vale Reale lub od Valentini też nie jest kulawe.
Wielki początek
Brunello i Barolo, Nebbiolo i Vino Nobile di Montepulciano, to każdy wie. Niektórzy jeszcze dodają do zestawienia najlepszych win włoskich Taurasi, Aglianico del Vulture i Terra di Lavoro. Zwłaszcza Terra di Lavoro. Choć szczep aglianico na listę znaczących gron włoskich wpisał Mastroberardino, to znawcy twierdzą zgodnie, że najwspanialszą ekspresją aglianico jest właśnie Terra di Lavoro, Ziemia Pracy, z Sessa Aurunca, regionu położonego na północ od Neapolu, prawie na granicy z Lacjum.

Gambero Rosso Guide Italian Wines 2010:
W przypadku Terra di Lavoro zostaliśmy zmuszeni do przyznania się, że istnieje granica przydatności smakowania wina w ciemno. Terra di Lavoro jest tak charakterystycznym winem i tak łatwym do rozpoznania, że automatycznie porównuje się je z innymi rocznikami tego samego wina.

Jeszcze lepszy Środek
Z 12 butelek kupionych przez świętego Mikołaja, do Trzech Króli nie dotrwała ani jedna. Otwierając na pewno-ostatnią, próbowaliśmy sobie wmówić, że nie możliwe jest by wino było aż tak dobre. Świeże jeżyny i figi, zapach liści malin, posmak wiśni, aromat dymu z komina opalanego drewnem oliwnym. Wszystko to i więcej, odkrywaliśmy z każdym łykiem Terra di Lavoro, by przeczytać w Gambero Rosso, że powinniśmy poczekać. Terra di Lavoro, rocznik 2007, będzie jeszcze lepszy w roku 2017.

Wspaniała Końcówka
Za kształt jednego z kultowych win włoskich odpowiada gleba, słońce i winorośla. I Ricardo Cotarella, brat Renzo od winnic Marchesi Antinori, producenta innego wina - supertoskana Solaia. Ricardo Cotarella to również inne wspaniałe wino z Kampanii, którego jeszcze nie próbowaliśmy - Monteventrano, włoska interpretacja bordeaux - a więc mieszanka cabernet sauvignon, merlot i aglianico. Montevetrano to najczęściej nagradzane wino włoskie, z każdym rocznikiem zbierające najwięcej punktów. Uwielbia je Gambero Rosso, chwali Parker. A więc wniosek nasuwa się sam: by wyprodukować najlepsze wina potrzebny jest jeden z braci Cotarella. Terroir to tzw. optional extra :D

I PS
Ricardo Cotarella przyjaźni się z właścicielami Galardi i jest właścicielem winnicy, która leży w południowej Umbrii, ale winnicę ma w Lacjum, nazywa się ona Falesco. I właśnie Falesco produkuje jedno z najprzyjemniejszych merlot jakie znam: Montiano.

Galardi
frazione San Carlo
s.p. Sessa -Mignano
81037 Sessa Aurunca (CE)
terradilavoro.com

Montevetrano
loc. Nido
via Montevetrano 3
84099 San Cipriano Picentino (SA)
montevetrano.it

w obydwu winnicach rezerwacje wymagane

Oraz Puenta
W listopadzie próbowaliśmy kupić Terra di Lavoro bezpośrednio od producenta. Po kilku próbach zalogowania się, poszliśmy na CallMeWine, a do Galardi napisałam email. Odpowiedź i cennik dostałam po 3 miesiącach. Wina mieli o 25% droższe niż w CallMeWine.


Za dużo Ginestry, za mało Ginestry, Gnestry w sam raz, ale za mało kulinariów. Prosimy o mniej klasztorów, zabytków, przepisów, polityki, historii, kotów, sąsiadów, innych regionów, makaronów, oliwy oraz kawy, czy musisz się obnosić z ateizmem i lewactwem, mogłabyś wznioślejsze tematy, więcej ku pokrzepieniu, mniej dołowania i depresji, nie masz nic miłego w twoim rzyciu (pisownia oryginalna), proszę o listę win dostępnych w Polsce, które mogę podać na damskie spotkanie, prosiłabym o wina czerwone i mało wytrawne.

Droga Pani Kasiu, nie umiem Pani powiedzieć, które wina są dla mężczyzn, a które dla kobiet. JC () lubi deserowego traminera,  ja () ciężkie barolo, Beata i Peter nie lubią win deserowych, a Aurea uwielbia vin santo.Nie potrafię ocenić, które wino jest wytrawne, a które półwytrawne. Wiem, że merlot kategoryzowany jest jako półwytrawny, ale nadal nie rozumiem dlaczego. Nie orientuję się co oferują obecnie polskie sklepy, natomiast na podstawie moich licznych prób znalezienia wina włoskiego w przyzwoitej cenie (50-100 złotych), które nadawaloby się do picia a nie do wylania do zlewu (tak skończyła  valpolicella kupiona za 120 złotych) śmiem twierdzić, że o wiele bezpieczniejszą i tańszą opcją będą wina hiszpańskie lub z Ameryki Południowej. Z poważaniem, niżej podpisana
Ginestra, klasztory, zabytki, polityka, historia, koty, sąsiedzi, makarony, oliwa, inne regiony oraz kawa będą nadal. I obecnych proporcjach, a więc w zależności od widzimisię. Pojawi się natomiast więcej win. Na jutro przewiduje się tekst na temat. Ale może być tak, że autor zamiast po długopis, sięgnie po korkociąg i szklankę, gdyż niedawno odkrył niezagospodarowaną butelkę Montiano.
Livio potwierdził: powodzie w Ligurii zmyły winnicę Buranco. Dwie butelki wina stamtąd przywiezione  muszą nam wystarczyć na następne 20 lat, bo podobno tyle zajmie odtworzenie winnicy, jeśli w ogóle taka decyzja zostanie podjęta.

Buranco: non c'e

Tak więc jakoś mi źle na sercu, choć zapewne wątroba oddycha z ulgą: nareszcie urlop...., bo miałam nadzieję, wbrew logice, że dolina w której posadzono bosco, vermentino i albarolę ocalała. Livio pisze, że nie: do gospodarstwa nawet nie ma czym zejść. Zniknęła polna droga, którą szliśmy, nie ma gajów oliwnych i nie ma rzędów winorośli. Nie będzie sciacchetrà, jednego z najlepszych win deserowych jakie znam. 

Sciacchetrà robione jest z podsuszonych winogron, z których sok wyciskano ręcznie, zgniatając grono między palcami. Wytłoczyny służyły do pędzenia grappy, a w soku zaczynały buszować miejscowe drożdże, co dawało wino o posmaku dojrzałych moreli i śliwek, pachnącego kwiatami czarnego bzu i figami,  morską wodą i skórką cytrynową. Czyli Ligurią.

Jeśli ktoś sądzi, że nie wiem o czym piszę, to znaczy, że nigdy nie pił sciacchetry robionej tradycyjnymi metodami, bowiem sciacchetrà bardzo często (a właściwie głównie), to masówka dosładzana cukrem, podrasowywana syropem i lana w atrakcyjne butelki z ładną etykietką. Prawdziwą sciacchetrà produkują nieliczni, na palcach jednej ręki można ich zliczyć, a ja, oprócz Buranco znam jedynie Cantinę Cinqueterre z località Groppo (fraz. Manarola, Riomaggiore). Nie mam odwagi pytać, czy przetrwali, bo jeśli nie, to mogę się załamać psychicznie, a na leczenia na oddziale zamkniętym ubezpieczalnia nie pokrywa :D




jadąc kiedyś A 25 i przejeżdżając nad Popoli, zastanawiałam się głośno nad motywacją ludzi chcących mieszkać w TAKIM miejscu. Obiecywałam też sobie, że moja noga w TYCH okolicach nie postanie, bo nie będzie miała po co.

Istnieje jednak coś, co można nazwać złośliwością losu lub upierdliwością rzeczy martwych, gdyż niecały rok później, z własnej nieprzymuszonej woli do Popoli pojechałam. I żeby jeszcze bardziej moim uprzedzeniom dowalić, miasto mi się bardzo podobało. Podobało tak bardzo, że gdyby nie Ginestra i casa di giuseppe to w tej chwili, zamiast pisać o winach, szukałabym domu z widokiem na masyw Maiella lub na winnicę.

Do Popoli pojechaliśmy po wino, bo - jak wam wiadomo - dopóki nam wątroby nie wysiądą, wędrujemy wzdłuż półwyspu apenińskiego, odbijając butelki. W roku 2011 kolej przypadła na Abruzję. Rok rozpoczęliśmy Pecorino Riserva od Cataldi Madonna, przy okazji obalając literek lub dwa ich Montepulciano d'Abruzzo (Toni, naszym zdaniem, jest za drogie, bardziej smakowalo nam tańsze Malandrino). Po pierwszym łyku okrzynęłam Pecorino Riservę moim ulubionym białym, bo nigdy nie piłam takiej wspaniałej mieszanki cytrusów i minerałów, i nadal bym tak twierdziła, gdyby nie rekomendacja od właściciela restauracji La Trota, polecającego winnicę Valle Reale.

winnica Valle Reale, Popoli w Abruzji

Valle Reale oficjalnie leży w Popoli (miasto pokażę przy innej okazji), faktycznie znajduje się na końcu cywilizacji, gdyż za cmentarzem, u podnóża cholernie wysokich gór, ale widoki mają nie z tej ziemi, przynajmniej nie z ziemi, którą ja znam :) Jak zwykle powołałam się na znajomości i rekomendację znawców ( właściciel La Trota) i poprosiłam o karton dla początkujących, w którym - oprócz Montepulciano d'Abruzzo San Calisto, San Eusanio i Vigne Nuove- znalazła się butelka Trebbiano z winnic położonych w Capestrano. I było to następne najlepsze białe jakie piłam. Na wiosnę znów wrócimy do Popoli i do Valle Reale. Po więcej butelek Trebbiano. Przy okazji kupując Montepulciano San Eusanio (fermentowane w stalowych beczkach) i Vigne Nuove (bardzo owocowe, intrygujące i doskonała cena). Pewnie też przywieziemy więcej Cerasuolo (rose), które smakowało lukrecją i skórką pomarańczy.

Jak ja nie lubię win białych. I nie znoszę rose :D

Adresy:
Valle Reale
loc. San Calisto
65026 Popoli (PE)
tel. 085987 1039
kierować się na szpital, a potem na cmentarz, za cmentarzem będzie widać pierwsze winorośla.

Luigi Cataldi Madonna
loc. Piano
67025 Ofena (AQ)
tel. 086295 4252
cataldimadonna@virgilio.it
winnicę widać z SS17, nie sposób ją przeoczyć: stoi w polu i straszy malinowym kolorem.

PS: nie wiem co się stało ze mną/moim monitorem/oprogramowaniem, ale zdjęcie wydaje się być bardzo ciemne. Może w bloggerze się zrobi się jaśniejsze? Mam nadzieję, bo szkoda byłoby wycinać sentymentalne spojrzenie na winnice.

27.01.2012poprawiłam zdjęcia:

Cantina Tramin, Alois + Tenutae Lageder, Elena Walch

można dyskutować (a wierzcie mi, dyskutowaliśmy przed dni dwa, aż się mam wino skończyło) czy wina z Górnej Adygi warte są ceny, którą się za nie płaci. A płaci się dużo.

I ile w tym kosztuje samo wino, a ile zaprojektowane opakowanie, ikony designu poustawione w winiarni, budynek ze stali i szkła, który jakoś pasuje i do winnic, i do Dolomitów, i do tyrolskiej achitektury miasteczka?

Cantina Tramin, Elena Walch, Abbazia di Novacella

Można się sprzeczać (a wierzcie mi, sprzeczamy się od dwóch dni) czy Kastelaz (gewürztraminer od Eleny Walch) wart jest 26 euro, które za niego zapłaciliśmy i czy lagrein  Lagedera wart jest zjazdu z autostrady. Nie mam jednak najmniejszej  wątpliwości że i do Magreidu (wł. Magré) i do Traminu (wł. Termeno) zjeżdża się z autostrady nie po to by pić, ale by patrzeć. I podziwiać. A jak ma się niezagospodarowane środki, to wino też można kupić. Złe napewno nie będzie, a estetyczne uczucia obudzone przez designerską butelkę wynagrodzą ból konta bankowego i ból głowy po sesji degustacyjnej z butelkami gewürztraminera w roli głównej.

Alois + Tenutae Lageder
loc. Tor Löwengang
v.lo dei Conti, 9
39040 Magré/Margreid (BZ)
www.aloislageder.eu

Cantina Tramin
Strada del Vino, 144
39040 Termeno/Tramin (BZ)
www.cantinatramin.it

Elena Walch
via A. Hofer, 1
39040 Termeno/Tramin (BZ)
www.elenawalch.com

Abbazia Novacella
fraz. Novacella
via dell' Abbazia
39040 Varna/Vahrn (BZ)
www.abbazianovacella.it

dwadzieścia lat temu przyznanie się w grzecznym towarzystwie, że lubi się pić Chianti lub Soave było winnym odpowiednikiem wybrania się do opery w obciachowych gaciach. Teraz się zmieniło: na koncert można pójść w jeansach i trampkach, a modnie jest pić Chianti (inna sprawa, że Chianti to teraz dobre wino, Soave z resztą też).Obciachem jednak pozostaje picie Lambrusco. 

I powinno obciachem być, bo jednak Lambrusco sprzedawane w supermarketach po euro za litr to trucizna typu wino owocowe - czar pegeeru, ciągnące siasiarą i kwasem - a w przypadku supermarketowego Lambrusco: cukrem. Są jednak odstępstwa od reguły: w Emilii-Romagnii, czyli na własnych śmieciach, nawet supermarketowe Lambrusco potrafi być przyjemnym winem, pasującym ładnie do fettucine z sosem mięsnym lub do modeńskiego gnoccho e tigelle. A jak się ma szczęście trafić na Lambrusco robione według 'przepisów babuni', z odpowiednich gron, to mówimy tu o winie bardzo dobrym. Umówmy się jednak: Lambrusco, nawet najlepsze, nie stanie w szranki z Barolo, Brunello, Taurasi czy Barbaresco, ale też pretensji do bycia winem wielkim nie ma. Choć mogłoby trochę pozadzierać nosa: szczepy Lambrusco znano już (i szanowano) w czasach etruskich. 


Dobre Lambrusco jest przede wszystkim winem wytrawnym, o przyjemnym owocowym bukiecie i lekko cierpkim smaku przypominającym trochę dereń, a trochę owoce jarzębiny. Nalewane do kieliszków wygląda jak musujący sok z czarnej porzeczki. Lambrusco 'pospolite' fermentowane jest w dużych kadziach; bardziej luksusowe fermentuje w butelkach. Czy jest różnica w smaku między wersją pospolitą a luksusową? Jest: lambrusco robione na szampana jest delikatniejsze, mniej owocowe w smaku, ma mniej cierpkiej goryczki, a więcej suchej wytrawności. Tak przynajmniej odebraliśmy lambrusco produkowane przez Ermete Medici z Gaida (okolice Reggio Emilia). A próbowaliśmy ich najlepszych Llambrusco: i Lambrusco Concerto, za które zostali nagrodzeni trzema kieliszkami przez Gambero Rosso i Slow Food, i Assolo (słodszą, choć nie lukrową, wersję Lambrusco) i Granconcerto, czyli Lambrusco delux. Nie podeszło nam w ogóle Grancorcerto rose, ale smakowało bardzo Granconcerto czerwone: nie powiem, że równało się z dobrym szampanem, bo nie równało, ale spokojnie może stawać do wyścigu z porządnym prosecco.


Z Gaida wyjeżdżaliśmy z kilkoma kartonami Lambrusco Concerto (lambrusco 'pospolite') i Granconcerto. Kilka butelek podarowaliśmy Fabrizii i Livio. To wy lubicie lambrusco? zapytała Fabrizia. I nie było w tym pytaniu ani odrobiny wyższości. Fabrizia z Mediolanu, wychowała się na Lambrusco: jej rodzina pochodzi z okolic Modeny. A my, przywożąc dobre Lambrusco, zarobiliśmy najwyraźniej kilka plusów bowiem zaproszono nas na następny raz; z Lambrusco lub bez:-)

I jescze o Lambrusco: tradycyjne, czyli to produkowane przez zapaleńców i miłośników, robi się ze szczepów Grasparossa, Maestri, Marani, Monstericco, Salamino and Sorbara. Lambrusco od Eremete Medici jest ze szczepu Salamino.

Ermete Medici & Figli 
Localita: Gaida
via Newton, 13
42040 Reggio Emilia 
www.medici.it 
Jak na razie jedynymi dowodami na lato są sukienki w kwiatki, w ciapki i inne wisienki w sklepach oraz rachunek za sandały, których nie mogę nosić z racji braku lata :-) No i jeszcze pojawiły się w Spinie (dla niezorientowanych: prowadzony przez Włochów świetny sklep spożywczy w Monachium) dojrzałe pomidory i arbuzy. Arbuz wyglądał lepiej niż smakował, ale pomidory były prawdziwymi pomidorami. Tak więc, dzisiaj na letni obiad, mieliśmy letnie menu z Lacjum. Twarde, lekko kwaskowe pomidory używa się w Lacjum do sałatek, te dojrzałe i słodkie idą na przetwory lub zapieka się je z ryżem. I właśnie takie zapiekane były dzisiaj na obiad. Poprzedziliśmy je dzikimi szparagami w oliwie oraz oliwkami ze skórką pomarańczy (oliwki dostaliśmy od Zii Leonilde; całkowita produkcja artigianale), a popiliśmy Fiano di Avellino. I jakoś nam brak lata dzisiaj nie przeszkadzał. Pewnie to zasługa pomidorów :-)




Zanim podam przepis na te zapiekane pomidory, kilka uwag o winie gdyż akurat o tym białym winie warto powiedzieć kilka ciepłych słów. Przede wszystkim jest dobre, z lekko cytrusową, odświeżającą nutą. Dominują minerały i gdzieś w tle czuć delikatną słoną - nawet nie nutę - a nutkę. To Fiano już w tej chwili jest bardzo dobre, ale podobno będzie jeszcze lepsze za jakieś 10 lat. Tylko kto ma cierpliwość aby tyle czekać? W każdym razie nie my i napewno nie w tym roku.

A teraz pomidory z risotto, idealna potrawa na lato, gdyż pomidory muszą być bardzo dojrzałe i soczyste. Tak więc uszykować 4 duże pomidory, czyli odkroić górę, wydrążyć dokładnie i zachować tak sok jak i miąższ. Wnętrze pomidorów osolić. Ryż na risotto (dwie garście, czyli mniej więcej 4 lyżki) wymieszać z drobno posiekanymi ziołami (idealna byłaby mieszkanka natki i mentucii, ale sama pietruszka też może być) , drobno posiekanym ząbkiem czosnku oraz sokiem z pomidorów i pokrojonym miaższem. To nadzienie wkładamy do pomidorów, kropimy oliwą, ja posypuję startym parmiggiano - ale nie jest to konieczne, przykrywamy kapelusikami i wstawiamy do piekarnika (180°) na 35-50 min. Ryż ma być miękki, ale nie rozgotowany. 

Warto tych pomidorów upiec więcej: są równie dobre prosto z pieca jak, po odstaniu kilkunastu minut lub kilku godzin.

I jeszcze konkretne informacje o winie:
Fiano di Avellino
producent: Colli di Lapio
via Arianiello 47
83030 Lapio (AV)
tel. 0825982184
collidilapio@libero.it
 
po czerwone Montiano, robione - o dziwo z Merlot - które, jak wiemy z podręczników - do typowych gron włoskich nie należy. Pewnie dlatego też nie ma nawet znaczka DOC, co w sumie dowodzi, że oznakowanie DOC i DOCG niekoniecznie warto się kierować wybierając wina. Siedziba Falesco znajduje się w Umbrii, administracyjnie w Montecchio, w rzeczywistości na trasie z Amelii do Baschi. Winnice mają na terenie Lacjum i dlatego przewodnik Italian Wines 2010, umieścił Falesco w Lacjum, co daje mojej prowincji laurkę za posiadanie jednego z najlepszych win włoskich. Nie mogę ustosunkować się do twierdzenia, że Montiano jest jednym z najlepszych win włoskich, gdyż za mało wiem o najlepszych winach, ale jest to jedno z najlepszych win jakie kiedykolwiek piliśmy (a my Merlot to nawet niezbyt lubimy): czuć czarną jagodę i pieprz; gdzieś ciągnie się posmak konfitury wiśniowej i goryczka pestek. Gambero Rosso pisze też o zaroślach śródziemnomorskich, ale muszę im wierzyć na słowo: krzaków nie czułam.


Smakowało nam też białe Ferentano, które wypiliśmy wczoraj pod makaron: bukiet szafranu i kwiatów akacji lub ginestry, lekko słonawy posmak lukrecji, dużo minerałów i odpowiednia ilość dębu to jest to co lubimy w winach nieczerwonych :-) Żałujemy, że z Falesco przywieźliśmy tylko jedną butelkę Ferentano.

Montiano też się prawie skończyło. Podarowaliśmy Beacie i Peterowi jedną butelkę, drugą wypiliśmy i jakoś tak szkoda, że nie ma więcej, choć Montiano kosztuje sporo. Za butelkę płaciliśmy 26 euro, co uważamy za cenę wysoką. Zdaję sobie jednak sprawę, że w Polsce to cena przeciętnego wina w przeciętnym sklepie. Nie po raz pierwszy jestem szczęśliwa, że nie mieszkam w Polsce, gdyż albo bym zbankrutowała albo uschła z pragnienia :-)


PS: i żeby nie było zbyt różowo to dopowiem, że nie smakował nam Tellus (czysty Shiraz), choć nalepkę miał najładniejszą ze wszystkich.

Falesco
loc. San Pietro
05020 Montecchio (TR)
tel. 07449556

piewszy z cyklu emajli informacyjnych. Na miejscu obiecuję przyjrzeć się cenom dokładnie i poinformować. Jak wiesz, z pamięcią u mnie różnie, zwłaszcza po dobrym obiedzie. 


W naszej okolicy miskę b. porządnego makaronu z sosem dostaniesz na 4-6 euro. Lasagna będzie kosztować trochę więcej. Drugie danie (mięso) to nastepne 5-10 euro, przystawka warzywna 2-3 (na przyklad ciccoria), która może byc daniem, gdyż jest jej dużo. Smażą ją na oliwie z peperoncino i czosnkiem. I podają z cytryną do wyciśnięcia.

Butelka wody mineralnej 0,75-1 litr na ogół 1 euro, nigdy nie więcej niż 2. Pizza w naszej ulubionej Del Tiranno (czy Del Tirrano?) kosztuje 5,50-7 euro; przystawki są droższe: zestaw wędlin, serów (łącznie z mozzarellą) i oliwek kosztuje 8 euro od osoby, z tym ze przy okazji dostajesz genialny popłomyk skropiony oliwą z rozmarynem :-) Warto też pytać ich o zupy.

Generalnie rzecz biorąc, poza pizzerią, w której zawsze jest tanio, obiady w restauracjach są tańsze od kolacji. Co nie znaczy, że jest drogo. Na przykład w Santa Chiara (Torricella in Sabina) za kolacyjny zestaw turystyczny (czyli zestaw rybny dla tych, którzy nie mogą się zdecydować czego chcieliby spróbować) płaciliśmy 12 euro od osoby, a jedzenia byly mnóstwo: cała ryba, fritto misto, całe krewetki...I jeśli do tego weźmie się antipasto z baru (nakładasz ile chcesz, wszystko dobre lub bardzo dobre) to wychodzi ci jakies 40 euro za całą kolację na dwoje (bez wina).

W La Ginestra (Ornaro Basso) w niedzielę na obiad podają zestaw terra lub mare, czyli mięso lub owoce morza. Polecam owoce morza; na zakąski nie masz wpływu: dostajesz to co, przygotował kucharz. Ja, przyklad, rozpływalam się nad vongole z ciecierzycą.  Potem spaghetti z sercowkami. A na drugie  ryba (cała;  decydujesz jak chcesz by ją przyrzadzono; wybierasz też gatunek ryby) lub fritto misto. Myśmy za taki posiłek zapłacili ok. 80 euro (trzy osoby, dwa litry wody, kawa, butelka wina).

I jeśli o doskonałych restauracjach mowa: przede wszystkim polecam da Alvero (najbliżej Ginestry, przy rondzie rozjeżdżającym na SS4 czyli Salaria i drogę na Poggio San Lorenzo/Monteleone), zwłaszcza na niedzielny obiad. Ich jagnięcina jest boska! Doskonale przygotowują też pollo alla cacciatora, bez pomidorów, za to z liściem laurowym i octem. W niedzielę mają też doskonały bufet z antipasti. Płacisz bodajże 5 euro, nakładasz ile chcesz: pamiętaj by nałożyć sobie ich oliwek i marynowanych sardynek. Reszta cen: mięso kosztuje jakies 8-10 euro i kilka euro za ziemniaki lub sałatę/ciccorię. Nigdy nie zapłaciliśmy tam więcej niż 35 euro od osoby, ale te 35 to było za całe menu wielkanocne.

No i koniecznie, ale to koniecznie, musisz sprobować makaronów. Da Maria Fontana w Poggio Moiano kroi najlepsze maccheroncini z sosem pomidorowym. Cena 7-8 euro.

Trattoria Lolli w okolicach Piglio.  Koniecznie tagliatelle z ragu. Obłęd. Niebo w gębie. No i miesa z grilla: mówimy tu o grillu opalanym drewnem. Ostrzegam: porcje duże, zwłaszcza jesli zamówi się kurczaka z grilla, to dostaje sie całego kurczaka :-) Niedrogo, trzeba czekać. Ale warto

I jak już opowiadam o cenach: butelka dobrego wina u producenta (Cantina Agricola  Cincinnato) to wydatek 8 euro za czerwone, 4,50 za białe (genialne Nero Buono czyli wino czerwone). W Cantina Sociale w Piglio butelka cesanese kosztuje 3 euro, b. dobrego 5 -8. Nie ma co się szarpać na droższe. Rożnica w cenie nie przekłada się na różnicę w smaku. Jeśli już o cesanese mowa: jechać do La Forma (niedaleko Piglio) do Cantina Giovanni Terenzi. Robią dobre cesanese (nie pamiętam co ile kosztowalo, ale b. dobre były cesanese za 5 i za 10 euro; bardzo przyzwoite -i tanie!- biale wino za 3,50): nie mylić ich z innymi Terenzi, bo Terenzi we wsi jest kilku. Po powrocie (w czerwcu) podam adres.

W Osteria Nuova kupisz wszystko do jedzenia: są dwa supermarkety: Todis i SISA. Brzydsza, ale zdecydowanie lepsza, jest SISA. Mają doskonaly dział rybny; zamknięci w poniedzialek. We wtorki i piątki dostawy. W Osteria jest też sklep z makaronami Pasta all'uovo, gdzie robią doskonale fettucine, tagliatelle. Warto zamówić u nich ravioli ze szpinakiem i ricotta. Zamawiać raczej trzeba, gdyż rozchodzą się jak swieże bułeczki. Na kg wchodzi jakies 18-20 ravioli, cena za kg 10,50. Makarony 5,50 za kg. Warto też spróbować od nich pierożków nadziewanych mięsem: tortellini, ravioli czy agnolotti. Też po 10,50 za kilo.

Mamy w Osteria Nuova dobre delikatesy/sklep mięsny - Fratelli Liberatti. Do nich chodzi sie po prosciutto, kiełbaski do pieczenia/grillowania. W sumie polecam też ich sery, ale tylko w sobotę. Nacięłam się raz kupując ricottę we wtorek. Mają dobre pieczone oliwki na wagę. A przy kontuarze leżą woreczki z miejscowymi wypiekami cukierniczymi. Do tanich nie należą, ale warto spróbować ciasteczek pieczonych z czerwonym winem, amaretti i brutti e buoni (opakowanie - wagi nie znam, ale chyba 150 g - od 3 do 5 euro).

Po mozzarellę jedźcie do Val Santa w okolice Rieti (mają stronę internetową). Oprocz doskonalej mozzarelli warto kupić u nich masło, jogurt (smakuje bosko!, zwłaszcza ten cytrynowy) i mleko (niepasteryzowane, w sam raz na nastawienie własnego jogurtu). Na półkach mają też passata di pomodoro z Abruzji. Jeśli ja wszystkiego nie wykupię w maju, to kupuj ile się da. Passata pachnie i pomidorami i bazylią. Mozzarella kosztuje ok 9-10 euro za kg. Kawalek 1/2 kg obskoczy was obiadowo lub kolacyjnie. Do tego oliwa od Giny, sól gruboziarnista i kawałek chleba.

Najlepszy chleb kupisz w 'naszym' sklepie. Bochenek 1/2 kg (bastoncino) kosztuje 1,25, duży -filone - 2,50. Albo prosisz pana, żeby ci zostawił bochenek, albo musisz zjawić się przed 9 rano

Jeśli zabraknie dla was chleba we wsi, to u Liberatti jest do kupienia chleb (dwa rodzaje: z normalnego pieca lub pieca opalanego drewnem) lub można podjechać do Poggio Moiano: przy trasie wylotowej na Orvinio, po lewej stronie drogi, na skraju placu ze sklepami jest piekarnia (napis jest bodajże nieczytelny) z dobrymi chlebami.

Warzywa przyjeżdżają do wsi: we wtorki i w piątki rano jest Cessidio (gra taneczną muzykę; zjawia się między 9 a 10; zatrzymuje się przy barze, potem podjeżdża do sklepu z chlebem, przejeżdża pod naszymi oknami i parkuje na placu przed pocztą). Oferta ograniczona, ale zawsze b. dobrej jakości. Warzywa i owoce sezonowe. Pamiętaj, żeby prosić go o odori na zupę.

W czwartki po południu przyjeżdża ciężarówka z Rieti. Właściwie to duży sklep warzywny: kupisz tam wszystko. Banany też. Kupuję od nich sałatę: długą, czyli lattuga, i w główce czyli capuccio :-)

Tyle na razie; adresy i e-maile podam po powrocie, czyli 19.czerwca

Zgłodniłaś?? Bo ja bardzo :-D

Całusy, M.

do takiego wniosku doszliśmy rozlewając wczoraj resztę wina do kieliszków. Pogoda była piękna, balkon obszerny, a komary jeszcze nie wymyśliły, że można zacząć gryźć. Wznieślimy więc toast za ciężkie życie  sycylijskim Corvo. Potem przenieśliśmy się do Toskanii i gospodarz wyciągnął na stół  Cum Laude (mieszanka cabernet sauvignon-merlot-sangiovese-syrah)i dostawił Syrah dla porównania (obydwa od Castello Banfi, rocznik 2006). A gdy już się mi wydawało, że nie może być lepiej (Cum Laude smakowało nam bardziej niż Syrah: piękny śliwkowo-porzeczkowy bukiet, lekki posmak świeżej wiśni i jeżyny, powiew dymu etc), Peter polał Vin Santo od Castello di Cacchiano. Gambero Rosso pisze, że Cacchiano ma lepsze wino. Ja nie wierzę. Jak może być coś lepszego od TEGO vin santo? A ja vin santo nie lubię raczej, ale jestem gotowa jechać do Gaiole in Chianti (Toskania!) po kilka skrzynek (jeśli tylko Master Card zniesie takie obciążenie...).  JC ofiarował się, że ze mną pojedzie. A po drodze wstąpimy do Alto Adige (wioska Magreid) po Corolle 2005 Cason Hirschprunn Alois Lageder, gdyż nim zakończyliśmy wieczór, a właściwie poranek. Do łóżek rozeszliśmy się o drugiej nad ranem, żałując że mamy tylko po jednej wątrobie........

Castello Banfi
loc. Sant'Angelo Scalo
Castello di Poggio alle Mura
Montalcino


Castello di Cacchiano
fraz. MOnti in Chianti
loc. Cacchiano
Gaiole in Chianti
e-mail do Cacchiano
Kto mógł lub chciał już uciekł, zostawiając za soba rozwalone trzęsieniem ziemi domy i zbankrutowane gospodarstwa; reszta odbudowuje i próbuje zaczynać od nowa. A podobno jest ciężko. Nie udało się stworzyć DOP Irpinia dla oliwy tłoczonej z ravecce, zabytki legły w gruzach, a chętnych jedynie na atmosferę miasta jest niewielu. Prawdziwi turyści i prawdziwe pieniądze ciągną na wybrzeże, do Irpinii przyjeżdżają nieliczni szukający nieprzetartych szlaków.

Przeglądając Gambero Rosso można zauważyć, że największe kulinarne okazje znajduje się w Irpinii a nie na Wybrzeżu Amalfi (btw: chyba tylko Mediolan ma więcej restauracji, w których cena jest zbyt wysoka w stosunku do jakości). Gdy w Toskanii przyzwoitych trattoriach robi się rezerwacje z 4-5. dniowym wyprzedzeniem, w Irpinii restauracje (o wiele lepsze od tych toskańskich) na codzień świecą pustką.



Czasami lepiej nie pytać jeśli nie jest się przygotowanym na odpowiedź; spadają wtedy różowe okularki i przypomina się  sienkiewiczowskie dokąd, kurwa, idziemy? Nie jest to, co prawda, moje pytanie, bo ja za kilka godzin wsiądę do auta z klimatyzacją i wrócę do wsi, która quo vadis jeszcze nie zna, ale trudno o nim zapomnieć, zwłaszcza gdy próbuje się rozmawiać z tubylcami o życiu.

Dokąd idzie Irpinia pokazał właściciel La Pergola w Gesualdo, zawożąc nas do Di Prisco, winnicy w Contrada Rotole (Fontanarossa). Pasqualino di Prisco nie należy do ludzi marketingu, nie chwali się i nie nadyma. Taurasi, za które dostał trzy kieliszki od przewodnika Vini d’Italia (wydawanego wspólnie przez Gambero Rosso i Slow Food) na rok 2010, zaczyna sprzedawać poza granice Włoch (ma przedstawiciela w Berlinie), choć najbardziej do tej pory znany był z doskonałych białych Fiano di Avellino i Greco di Tufa.
 
Od Antonio z La Pergola dostaliśmy dobrą broszurę organizacji Mesali: oprócz dwujęzycznej informacji o członkach, zawiera ona również przepisy oraz informacje o sklepach i B&B w okolicy. Mesali zrzesza restauracje promujące miejscowe specjały: chleb z orzechami laskowymi pieczony w piecach opalanych łupinami orzechów; jagnięcinę pieczoną w sianie, jabła anurche. Wspiera ich Slow Food Italia. Mam pobożne życzenie: żeby wystarczyło cierpliwości i kapitału.

Już zastanawiam się czy bożonarodzeniowy obiad będę jadła w miejscowym Da Alvero czy w La Pergola?
Menu mi się wczoraj znarowiło: kasztany rozpadały się w rękach; zakończyły żywot w zupie. A jagnięcinajuż bez kasztanów stała się spezzatino, czyli rodzajem gulaszu, dodatkowo wzbogaconym pomidorami. I było to nalepsze spezzatino jakie do tej pory zrobiłam, napiszę nieskromnie, ale prawdziwie.

Do zestawu doszła jedna zakąska: pecorino fresco z domowej roboty mostarda di fichi, czyli figową konfiturą wytrawną. Desery się rozmnożyły: zamiast karmelizowanych gruszek były gruszki w skórce polentowej (rozkrojone na pół gruszki - z ogonkami, gniazdami nasiennymi et al - położyć na surowej polencie; smażyć na maśle aż polenta się zarumieni) a pecorino fresco zostało zastąpione pecorino stagionato. Na stół trafiła też tart tatin z mele annurche, czyli jabłuszkami (trochę większymi od rajskich) z Irpinii.

 
A polenta wyszła kremowa, gładka, idealna....

O winach, z notatek:
Taurasi Vigna Macchia dei Goti 2005 (Antonio Caggiano C.da Sala,  83030 Taurasi (AV) www.cantinecaggiano.it) to  zapach cynamonu, mięty i lukrecji. Później pojawiły się dym i skóra. Pierwsze wrażenia smakowe: czarne jagody, dym lub smoła, odrobina wanilii; później dołączyła czarna porzeczka, lukrecja i pestki wiśni.

Greco di Tufo (Di Prisco, C.da Rotole 27, 83040 Fontanarosa (AV) www.cantinadiprisco.it): zapach cytrusów i kwiatów akacji; gdzieś w tle majaczyła się skórka świeżego jabłka, nuta minerałów, gorzkawy miód....Piękne wino. Nic dziwnego, że Pasqualino dostał za nie w tym roku trzy kieliszki od Gambero Rosso (tak, poznaliśmy osobiście i wypiliśmy brudzia z Pasqualino di Prisco :-))
razem 10 osób. Więc siekam, skrobię i obieram, próbując przy okazji ogarnąć nasz wieczny bajzel i pilnując by w zmywarce nie wyprać Karolka, który się pęta wszędzie.... Ale, broń boże, nie panikuję...nawet spięta nie jestem: obrusa prasować nie trzeba, bo go na stole nie będzie, talerze i kieliszki mam. Kilka karafek do wina też....więc luz.....A jeśli mi polenta wyjdzie mi z grudkami, bo tradycyjną warzę, to  z niej zapiekankę zrobię :-) I będzie git.

Kolacja jest ’pod wina’ i kasztanowa, dwa kilo przywiozłam.. Na pewno do zupy i zakąsek podamy Greco di Tufo. Nie jestem pewna tylko czy dalej będzie pite Cesanese czy cięższe Taurasi bo to zależy od tego jak aromatyczna wyjdzie mi jagnięcina (powtarzam przepis opracowany w Ginestra i wtedy pasowało Taurasi...... )

I tak na menu jest: zupa z kasztanów, jagnięcina (w warzywach i kasztanach) oraz polenta; na deser świeże pecorino z karmelizowanymi gruszkami.  Jako antipasti będą warzywa sott'olio, już bez kasztanów, czyli  karczochy i dzikie szparagi;  oraz violino di capra, czyli obsuszany udziec kozi.
12. sierpnia dwa lata temu wiedzieliśmy już, że dom w Ginestra jest nasz. Miesiąc później podpisaliśmy akt notarialny i przejęliśmy chałupę z całym jej inwentarzem kocich kup, śmierdzącej moczem łazienki i sosnowej boazerii. Przy okazji dostaliśmy za darmo marudnego sąsiada, koty srające pod drzwiami wejściowymi  i balkon z widokiem na Padre Pio.

Dwa lata i kilkanaście tysięcy później, mamy prawie urządzony dom, cieknący dach i zmianę nastawienia. Ja, miastowa z przekonania, odkryłam w sobie wewnętrzną wieśniaczkę i dokopałam się do nowego stylu, nie tylko wnętrzarskiego. JC nabył różowy krawat i dysk z rozmówkami włoskimi.

Rocznicę podpisania aktu notarialnego będziemy obchodzić nigdzie indziej tylko w Ginestra, odbijając butelkę Taurasi i wynosząc do cantina zielony pojemnik na wodę. Od dzisiaj pojemnik nie musi łapać deszczówki: majster z Rzymu, pod nadzorem Francesco-architekta, rozpoczął roboty przy cieknącym okienku.


Pierwszą rundę świętowania załatwiliśmy wczoraj nadziewanymi baraniną cukiniami. Szkoda tylko, że nie posypałam wydrążonych warzyw solą i nie pozwoliłam im pozbyć się gorzkawej wody. Ciut za mokre i za gorzkie były. To jest tak jak się idzie na kulinarne skróty.

Nadzienie do wcześniej nasolonych cukinii (mogą też być bakłażany, kabaczki, papryki):
mielona baranina, jagnięcina lub wymieszane z innym mięsem (1/4 kg) , garść ryżu na risotto, podsmażony na oliwie czosnek i miąższ z wydrążonych warzyw, 4 łyżki parmezanu(lepszy byłby pecorino, ale trzeba by go było mieć), garść drobno posiekanej natki, łyżka sosu pomidorowego. Jeśli nadzienie jest suche, a warzywa nie należą do gatunku soczystych (na przykład bakłażany) dobrze jest wszystko skropić porządnie białym winem.

Aha, bakłażany przed nadziewaniem piekę lub przekrojone na pół smażę na oliwie.
brakuje czasu na zrobienie rzeczy, które chciałoby się zrobić. Miast próbować piedirosso w Kampanii, załatwialiśmy sprawy urzędowe. Dostaliśmy bowiem z gminy list o nowej metodzie naliczania podatku od nieruchomości, którego pierwsza rata była do zapłacenia pod koniec czerwca. Wyliczyliśmy promile jak najlepiej umieliśmy, czyli zgadując, pojechaliśmy do banku po gotówkę i ustawiliśmy się w kolejce na poczcie. Z poczty pognaliśmy do objazdowego targu Cessidio po warzywa, witając się ze znajomymi ze wsi. Tu pięć minut z Anną Marią, tu buzia buzia z Giną (Gina paradowała w letnim zestawie czarnej spódnicy i buraczkowej obcisłej bluzeczce z napisem girls ułożonym ze sztucznych diamentów), kawka z Renato w barze Lo Sport...Trzeba też było kupić chleb w sklepiku u Giovanniego, dokupić warzyw i arbuza od pana z Rieti (też sklep objazdowy, w piątek po południu) i jeszcze podskoczyć do Osteria Nuova po makaron i kawę oraz znaleźć w Rieti sklep z mozzarellą. Już w ubiegłym roku widziałam znak mozzarella di buffala przy zjeździe Rieti Ovest, ale najpierw nie było czasu, potem powodu, a jeszcze potem nie mogliśmy znaleźć pozostałego zestawu kierunkowskazów. Tym razem nie mieliśmy czasu by się zgubić, a mozzarellę musiałam mieć bo i na piątek i w sobotę zaprosiliśmy gości. Wychodząc z założenia, że kierunkowskazy pojawią się w niezbędnych miejscach, dojechaliśmy do Valle Santa. Najpierw rozczarowanie, bo chcieliśmy małego gospodarstwa. A tu duża mleczarnia. Ale za to ze sklepikiem; a sklepik doskonale zaopatrzony. Po prawej stronie wyroby z mleka bawolego, po lewej mięso (hodują zwierzęta), trochę wędlin własnej produkcji i nabiał z mleka krowiego. O mało nie padłam na miejscu: mleko niepasteryzowane mieli! Prawdziwe mleko z napisem latte crudo!, i jeszcze masło w osełkach, jogurt, ricotta z mleka owczego. Pełen wypas. Kupiliśmy więc mozzarellę, którą planowałam uraczyć naszych szwedzkich sąsiadów na piątkowej kolacji, i ricottę potrzebną do sobotniego makaronu. Mozzarella (tak bawola jak i krowia) były świetne (oczywiście nie tak dobre jak mozzarella przywieziona z Kampanii, ale...), a ricotta to był odlot z przytupem. Kremowa, delikatna....Jednym słowem poezja.


I z tej poezji wyczarowaliśmy limeryk i odę. Limeryk był na deser: skórka cytryny, odrobina miodu akacjowego. Oda to sos z ricotty, pomidorów i kaparów. Przepis na sos, toskański chyba, przywiózł Mich (od Aromatycznego):

  • 2 małe cebulki
  • garść pomidorków koktailowych
  • garść kaparów w soli (opłukanych i posiekanych)
  • opakowanie ricotty
  • pęczek ruccoli
Cebulki zeszklić na oliwie, dodać pomidorki i kapary. Smażyć do momentu aż pomidory zaczną pękać i puszczać sok. Dodać ricottę, posiekaną ruccolę i kilka łyżek wody od gotowania makaronu.

Przepis na sos dołączony był do opakowania czerwonego (pomidorowego?) fettucine, przywiezionego przez gościa. Ja zaś kupiłam kilogram fettucine w Osteria Nuova, które musiały być zjedzone jak najwcześniej. Tak więc makaron wielojajeczny świeży trafił do sosu ricottowo-pomidorowego.  Mich zrobił jeszcze prosciutto z pachnącym melonem, JC otworzył dwie butelki cesanese z tenuty Terenzi. To była udana kolacja.

I jeszcze słów kilka o Valle Santa: na stronie mogłam znaleźć adresu, ale jest przynajmniej wytłumaczenie jak zjechać z Salarii :-)
głodna jestem, a jak mnie w żołądku ssie, to od razu chce mi się opowiadać o jedzeniu. Dzisiaj będzie o posiłku w Ariano Irpino, a konkretnie w La Pignata, restauracji polecanej przez przewodniki i osoby przypadkowo poznane.

Do Ariano Irpino wróciliśmy, gdy straciliśmy nadzieję, że uda się nam w Campanii cokolwiek osiągnąć. Od 9 rano udało się nam jedynie dowiedzieć, że
  • winiarnia Aminea zamknięta z racji tego, że była otwarta wczoraj;
  • Mastroberardino - normalnie otwarci w poniedziałki, ale w ten poniedziałek wyjątkowo zamknięci bo za dwa dni święto narodowe;
  • agriturismo Petrilli, gdzie planowałam kupić oliwę ravece, zamknięto kompletnie i nikt nie odbierał telefonu,
  • winiarnii Il Giardino w Ariano Irpinia nie mogliśmy znaleźć nawet za pomocą satelity
  • La Pergola–restauracja na którą się tak szykowałam (serwują jagnięcinę pieczoną w sianie) też zamknięto z powodu nadchodzącego święta.
Źli i głodni, zaczęliśmy szukać Viale dei Tigli 7. System nawigacyjny działa kiepsko we Włoszech (podobno jakość jego usług zależy od jakości wprowadzonych do systemu danych), a w ogóle nie może połapać się w Campanii. Tak więc szukanie Viale dei Tigli skończyło się na tradycyjnych metodach nawigacyjnych: pytanie tubylców. Dobrze, że się potrudziliśmy. Warto było.



Przede wszystkim przygotowano nam menu degustacyjne, czyli wszystko czym chata bogata. I tak jedliśmy świeżą ricottę, bruschettę, płaty surowej wołowiny (rozpływała się na języku) z pikantnymi pomidorkami na ciepło, ravioli nadziewane grzybami, pulpet z dorsza z piniolami i rodzynkami w sosie brokułowym, pancotto ze słoniną i gorzkimi ziołami, sfogliatelle nadziewane ziemniakami i grzybami, plastry wieprzowiny w sosie z porcini i jabłek annurche (miejscowy gatunek!), wszystko podlewane miejscowym winem.

Wino polewano na kieliszki: do ricotty piliśmy Greco di Tufo, do pozostałych zakąsek – Aglianico, do dań gorących dwa rodzaje Taurasi. Po wieprzowinie i 5 kieliszkach wina wysiadłam. JC kazał sobie jeszcze przynieść deskę miejscowych serów, z których najbardziej smakował mu grana robiony z mleka owczego i koziego.

W czasie konsumpcji licytowaliśmy się ile ta przyjemność będzie nas kosztować: 100 euro? 120? Po pierwszej połowie i dwóch lampkach wina na łebka stwierdziliśmy, że jeśli zapłacimy 150 to i tak będzie warto, a gdy wylizywaliśmy ostatnie krople Taurasi nr2 (od Terradora) ustaliliśmy, że nie zdziwi nas rachunek na 200 i nawet nie będziemy się czuli pokrzywdzeni.

Rachunek wyniósł 102 euro. Za 10 kieliszków dobrego (!) wina (z jedną bezpłatną dolewką) zapłaciliśmy niecałe 20 euro. A restauracja, podobno, należy do droższych w okolicy.

Jeśli więc nie zależy wam na zabytkach (bo z tymi w Avellino/Irpinii cienko od 1985, czyli od ostatniego porządnego trzęsienia ziemi), drogowskazach, macie czas i lubicie dobrze zjeść radzę jechać do La Pignata (viale dei Tigli 7, Ariano Irpino, tel 0825 872571, zamknięci w dwa ostatnie tyg. września i wtorki; przyjmują karty kredytowe)

Adres La Pignaty znalazłam w przewodniku Carli Capalbo The Food and Wine Guide to Naples and Campania

Czy już pisałam, że uwielbiam Campanię?
Powered by Blogger.