wojna domowa na szczeblu powiatowym

my, z Ginestry, z Monteleone koty drzemy nie wiadomo o co. Może chodzi o pryncypia, a może o różnice językowe (my mówimy gwarą sabińską, oni - jej odmianą, niekoniecznie rozumianą w Ginestrze), a może o sprawy administracyjne, gdyż wolelibyśmy należeć do gminy Poggio Moiano. Z kolei Poggio Moiano drze koty z Monteleone o świętą Wiktorię, leżącą na terenach przygranicznych. I gdy pod koniec lat 70. Monteleone najęło biegłych w piśmie i wykazało, że  kamienie Wiktorii należą do Monteleone, Poggio Moiano rozpoczęło wojnę. A to ktoś zaorał graniczną miedzę, a to uprowadzono koguta z Monteleone, znów innym razem owce z Poggio Moiano zeżarły trawę hodowaną dla owiec z Monteleone.

Nie mniej jednak, pomijając kilka podpodcinanych winorośli i koguta oskubanego w potyczce między Poggio Moiano a Monteleone, nigdy w naszych wojnach partyzanckich nie mieliśmy ofiar w ludziach. Pewnie dlatego, że jesteśmy mądrzejsi od Belmonte. O ile bowiem mieszkańców Ginestry nazywa się łazęgami i cyganami, Monteleone - paskudnymi ryjami, a Poggio Moiano - zapitymi mordami, to prowincjonalnym idiotą jest Belmonte. Pieprzysz jakbyś był z Belmonte, powie Gino do Arturo i wszyscy wiemy o co chodzi. 

Belmonte

O armacie z Belmonte usłyszałam od rzeźnika:
Belmonte bardzo nie lubiło się z Magnalardo, leżącym na sąsiednim wzgórzu, i postanowiło rozprawić się z przeciwnikiem raz na zawsze.
Najlepsi w Belmonte  zrobili armatę z największego drzewa znalezionego w lesie. Wydrążony pień napchano prochem, a w lufę napakowano kamieni, gwoździ i podków. 

W niedzielę, po mszy, wszyscy zebrali się na placu. Burmistrz odpalił lont. Wybuch był straszny, a gdy dymy opadły, wokół armaty leżeli w kałużach krwi porażeni kamieniami i gwoździami. 

Baby zaczynały już lamentować, gdy ktoś rzucił w tłum: jeśli u nas jest tylu rannych, to pomyślcie co się musi dziać w Magnalargo!

Choć pytałam, nikt nie potwierdził historii z armatą. Nad skrzynką cykorii,  poinformowano mnie, że rzeźnik nie jest miejscowy, być może nawet pochodzi z Magnalargo, sugerując tym samym, że mówimy tu o pomówieniach i wojnie propagandowej.

Wskazano mi jednak dom rodzinny Giancarlo. I tak, pamiętając armatę i patrząc na osypujący się tynk, zapuszczony ogród z widokiem na Magnalargo, kłódkę spiętą drutem i cenę wystawionego na sprzedaż domu, zrozumieliśmy dlaczego dach na casa di Giuseppe, remontowany przez Giancarlo sześć lat temu, musiał zacząć przeciekać. Giancarlo może i mieszka w Poggio San Lorenzo, ale miejsce urodzenia zobowiązuje :)

A my? No cóż, my czujemy się jak ten oskubany kogut z wojny podjazdowej Poggio Moiano - Monteleone. I zbieramy pieniądze na nowy dach. Fabrizio z Ginestry ma nam przysłać wycenę.

1 comment:

Powered by Blogger.