Gdyby nie Włosi po drugiej stronie Atlantyku to by Włosi w Italii wielu rzeczy nie wiedzieli o gotowaniu, gdyż otwarcie na nowości tego świata większa w Stanach Zjednoczonych jest. A jak ktoś zaistniał w USA to podbił świat. Tak można złośliwie podsumować zawartość książki Johna F. Marianiego (zbieżność nazwisk z Johnem Marianim -właścicielem Banfi - przypadkowa) How Italian Food Conquered the World. Książkę jednak doczytałam, gdyż - pomijając aspekt Świat to USA - wyjaśniła dlaczego tak długo kuchnia włoska w USA tak różniła się od tego, co podawano w trattoriach i restauracjach we Włoszech. A powód był prozaiczny: emigranci nie znali kuchni włoskiej, nigdy w trattorii nie byli, czytać nie umieli więc korzystać z książek - chociażby takiego Artusiego - nie mogli, gotowali 'na bogato', tworząc potrawy z marzeń o obfitości: pizza z górą dodatków, spaghetti z pulpetami, kotleciki cielęce w sosie pomidorowym zapiekane z serem, minestrone ze śmietaną i chleb czosnkowy.
Czy książkę polecam? Raczej tak, choć doczytywałam ją do końca raczej z obowiązku niż z przyjemności. Dla mnie najciekawsze rozdziały dotyczyły tworzenia się kuchni italo-amerykańskiej i powstawania pierwszych włoskich (w tym luksusowych), restauracji, notabene, już nie istniejących; nie wytrzymały naporu nowego stylu włoskiego, opartego na kuchni toskańskiej.
O tym jak wyglądało życie emigranta opowiadała mi Annamaria, jeden z jej wujków - nadal żyjący - wyemigrował z Poggio Moiano do Kostaryki . O jego historii napiszę przy innej okazji, teraz chciałabym wrócić do przeczytanych książek, a konkretniej do historii rodzinnej Mary Contini, autorki znanej w Wielkiej Brytaniii z książki wspomnieniowo-kulinarnej Dear Francesca. Idąc za ciosem, Mary spisała historie rodzinne dla drugiej córki w Dear Olivia, i właśnie ta książka mnie bardziej zainteresowała, choć miejscami proza ciężkawa, a próby wprowadzenia dialogów niekoniecznie udane. Z wioski w Ciociarii (a więc z wioski w moim Lacjum) dziadkowie Mary i jej męża trafiają do Edynburga, otwierają delikatesy, kawiarnię, fascynują się planami Mussoliniego lub nie (część rodziny niechętnie patrzy na Wodza), wpłacają oszczędności do banku związanego z faszystami by je stracić gdy prezes banku spakuje walizki i wyjedzie, i wszyscy po równo, tak zwolennicy jak przeciwnicy Mussoliniego, cierpią gdy po wybuchu wojny sąsiedzi demolują im sklepy, a synowie i mężowie zostają internowani.
Z przyjemnością przeglądam w Valvona and Crolla, książce kucharskiej Mary Contini. O początkach rodzinnych delikatesów Valvona and Crolla dowiedziałam się z Dear Olivia, ale przepisy i powojenną historię miejsca dopowiada właśnie książka kucharska. No i znalazłam w niej kilka ciekawych przepisów; baccala z cieciorką i kartoflami, zupa z kasztanów, pasztet cieciorkowy, zielona zupa pietruszkowa z jajkiem w koszulce albo zielona grochówka z ricottą i ogórkiem. Zdjęcia M. Brigdale przypominające klimatem to co robi Steven Joyce i Chris Terry.
A więc w sumie warto było Valonę and Crollę kupić, choć najulubieńszą od strony kulinarnej jest przywieziona z Sycylii dwujęzyczna (włosko-angielska) Sicilia in cucina. The flavours of Sicily. 80 przepisów, dużo zdjęć, w tym sporo reportażowych. Na końcu książki znajdują się opisy najważniejszych ziół i przypraw, kilka adresów oraz lista win sycylijskich. Jest to, co prawda, zestawienie największych producentów, ale zawsze to lepsze niż nic. Mówiąc krótko - porządne wprowadzenie do kulinariów Sycylii, stojące na półce między Commissario Montalbano* a Made in Sicily. Książki i filmy o Sycylii zawsze trzymają się razem. Jak na Sycylijczyków przystało.
* szukałam ulubionej sceny, tej z cannoli, ale nie znalazłam wystarczająco dobrej.
Powered by Blogger.
jaki jest sens pisania o książkach, których nie przeczytamy?
ReplyDeletea może jednak wydawnictwo, sugerując się moimi preferencjami, postanowi zrobić kawał dobrej roboty i ową literaturę przetłumaczy? Nigdy nie wiadomo, kto włoszczyznę czyta i za biblię ma :D
ReplyDelete