mało znane Atri i nieznany król Jan

At Atri in Abruzzo, a small town
Of ancient Roman date, but scant renown,
One of those little places that have run
Half up the hill, beneath a blazing sun,
And then sat down to rest, as if to say,
"I climb no farther upward, come what may,"--
The Re Giovanni, now unknown to fame,
So many monarchs since have borne the name,
Had a great bell hung in the market-place,
Beneath a roof, projecting some small space,
By way of shelter from the sun and rain.

W wierszu H.W. Longfellow*, Atri jest małe, nieznane i rzymskiego pochodzenia. Niewiele się więc zmieniło: nadal jest mało popularne, niewielkie (11025 mieszkańców, ISTAT 2013), choć trudno je uznać za rzymskie.

Jego nowożytna nazwa wywodzi się co prawda z łaciny (Atria, Hadria lub Hatria, ta ostatnia wspisana jest z resztą w herb miasta), ale początki miasta to czasy jeszcze przedrzymskie. Początkowo sądzono, że - zgodnie z legendą założycielską - była to dawna kolonia grecka, w pierwszej fazie związana z Eginą, a później z Syrakuzami. Ostatnio jednak przeważa jednak teoria, że Atri to miasto założone przez Vestinów (jak to spolszczyć włoską nazwę Vestini: Westini?), należących do grupy plemion Italskich.


Kultura Vestinów i innych plemion italskich to odkrycia ostatnich dwudziestu lat, a więc za wcześnie jest by twierdzić, że nic po nich w Atri nie pozostało. Może za rok, dwa ktoś wykopie posąg na miarę Guerriere di Capestrano lub okaże się, że rzymskie pozostałości wybudowano na cyklopowych murach zbudowanych przez Vestinów.

Na razie jednak najstarsze eksponaty w muzeum to pozostałości po Grekach i Etruskach, z którymi Atri handlowało. Po Rzymianach Atri odziedziczyło m.in. wielką cysternę, którą chrześcijanie wykorzystali jako kryptę katedry S. Maria Assunta. Następne wieki wstawiły normańskie odrzwia, wymalowały renesansowe freski, ustawiły kamienny baldachim nad romańską chrzcielnicą i wystrugały z drewna, przy okazji bogato intarsjując, barokowy relikwiarz ozdobiony tralkami.

Jeno dzwonu króla Jana nie ma. Nie ma go na placu przed klasztorem, nie ma w wirydażu klasztornym. A szkoda, bo dzwon byłby dobrym zwieńczeniem opowieści, zwłaszcza gdyby powróz oplatały pnącza, tak jak w wierszu Longfellow. I gdyby jeszcze urząd miasta postawił na rynku rzeźbę wychudzonego konia, to byłabym w siódmym niebie. A tak jestem tylko w szóstym. Ale mimo tego, do Atri i tak wrócę.

=====
Wiersz Longfellow to The Sicilian's Tale. The Bell of Atri. Nie znalazłam w sieci polskiego przekładu.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.