Z przyjemnego letargu poobiedniego wybudziła mnie w Angiolinie ulotka leżąca obok przewodników i broszur: jak zachować się w przypadku trzęsienia dna morskiego - maremotto. Nie pomyślałam wcześniej o tym, a przecież powinnam - trzęsienie ziemi od strony lądu i wzgórza nad Marina di Pisciotta sypią się na głowę. Trzęsie pod morzem i fale nie muszą wdzierać się w głąb lądu: Marina di Pisciotta jest szerokości wąskiej plaży, wciśnięta między wodę a skałę, wystarczy niewielkie tsunami i robimy za okręty podwodne z namiarem na Gibraltar.
I choć na następny obiad w Angiolinie najchętniej założyłabym skafander płetfonurka a zamiast perfum do torebki schowałabym butlę z tlenem, to do Mariny di Pisciotta wrócimy. Pojedziemy, bo bardziej niż tsunami boję się, że nie spróbuję ich zuppa alla marinara, czyli zupę z owoców morza, przyprawianą nasionami dzikiego fenkułu.
Napisałam 'zupa rybna' choć zuppa w zuppa di pesce nie znaczy zupy, a raczej rozmoczone w zupie kromki chleba. Trochę to trudno się tłumaczy, bo są minestry, czyli zupy warzywne i są zupy typu pancotto, acquacotta czy też znana ribollita, zuppa w czystej postaci, gdyż podawane z dużymi kawałami chleba. No i jest jeszcze brodo, które - jak rosół w Polsce - jest osobną kategorią, nie pasującą ani do zuppy ani do minestry, chyba, że brodo wleje się na zrumienione kawałki chleba i wtedy ma się pancotto, czyli zuppę.
Święta w Ginestrze obchodziliśmy nad zuppą di pesce, właśnie z dodatkiem nasion fenkułu. Kilogram drobnicy rybnej na długo gotowany w kamionkowym garnku wywar, sercówki, kalmary,
Dużo tego do wywaru wrzuciłam i łyżki nie były potrzebne: zuppę jedliśmy palcami, od czasu do czasu sięgając po widelec. Ubrudzeni po łokcie (wtedy jeszcze nie wiedziałam jak przygotować panocchie do konsumpcji, więc oskubywaliśmy umazane w sosie pomidorowym twarte i kłujące pancerzyki próbując dostać się do mięsa), mazaliśmy kieliszki do wina brudnymi paluchami, ale z przyjemnością wznosiliśmy toast za piąte święta w Ginestrze. I choć zamówione wcześniej montevetrano i aglianico del vulture nie dotarły na czas, to montepulciano d'abruzzo od Dino Illuminanti i Masciarelli złe nie były :) I w przeciwieństwie do pierwszego świątecznego obiadu w casa di giuseppe, tym razem siedzieliśmy w ciepłej kuchni, idąc do łazienki nie musieliśmy zakładać kurtek zimowych i nie szukaliśmy szmat by wysuszyć podłogę zalaną deszczem lejącym się przez nieszczelne okna.
wcześniejszy przepis na zuppa di pesce
Wyznanie: gdyby nie zdjęcia panocchie na emaliowanym talerzu (wyprodukowanym przez Bassano), notki by nie było.
Zuppa di pesce smakuje lepiej z winem bialym,(moim zdaniem)
ReplyDeletenie zgadzam się: pikantna i pomidorowa zuppa di pesce smakuje wspaniale z czerwonymi winami, i to niekoniecznie tymi lżejszymi. Do zuppy nie otwieramy Valpolicelli, nie pijemy też teroldego i marzemino, a montepulciano d'abruzzo lub taurasi, obydwa o lekkim owocowym posmaku. Z białych win szanse miałyby cięższe, mocno mineralne wina z Campanii, chociażby Fiano lub Greco, ale i tak przygrywają z czerwonymi.
DeleteRowniez dla mnie, do ryb i owocow morza, tylko biale wino.
DeletePozdrawiam w nowym roku :-)
Anthony, też pozdrawiam...i kiedy zaczniesz pisać na blogu? Czekam na następne przepisy :)
DeleteWino czerwone troche sie gryzie,poniewaz ta zupe gotuje sie z winem bialym( w orginale),
ReplyDeleteZdecydowynie wino biale,mlode i malo aromatyczne napewno nie wino o dominujacym smaku,np.mineralnym.
Mieszkam we Wloszech poludniowych od wielu lat i troche znam ta kuchnie.
@Anonymous, wierzę, że znasz kuchnię południa. Do zuppa di pesce nie używam wina. Natomiast będę obstawała przy swoim czerwonym do mojej zuppa di pesce.
DeleteNo prawdziwy śmiech na sali:'znawczyni' kuchni włoskiej wypowiada się na tematy o których nie ma pojęcia. Ryby+białe wino to tak oczywista kombinacja, że nie ma o czym dyskutować, natomiast czerwone wino barbarzyństwo, nawet do tego czegoś pokazanego na zdjęciach.
ReplyDeleteno więc podaj mnie do sądu o obrazę twoich uczuć kulinarnych.
Delete