Gina i pszczoły

podobno jesteśmy najruchliwszymi mieszkańcami wioski. Ciągle nas nosi, a Gina nawet specjalnie nas podpytuje dokąd się wybieramy, by potem roztrząsać z przyjaciółkami nasze turystyczne nawyki. No ale. Gdybyśmy nie byli tacy jacy jesteśmy, to do tej pory siedzielibyśmy na niderlandziej prowincji, patrząc na zagony kapusty i wspominając przez tydzień zająca co leciał z prawej strony na lewą, a potem wzdłuż bruzdy. I pewnie omawialibyśmy je tak samo wnikliwie z holederskimi sąsiadami, jak w tej chwili, z perspektywy Ginestry, omawiamy z Giną nasze marszruty.



Siedzimy w kuchni, oparci o kafelki pamiętające pierwsze rządy Andreottiego, popijamy kawę i opowiadamy o popołudniowym wypadzie do klasztoru Sant'Andrea in Flumine (wie ktoś, gdzie wsadziłam zdjęcia?), który skończyliśmy na spacerku po Filacciano - miasteczku puzderku, miasteczku jak z bajki o królewnie mieszkającej w pudełku po butach.

Jakiś dobry architekt je projektował, bo i proporcje miało miłe, i główna ulica wiodąca do bramy prezentowała się jak elegancka poczekalnia w biurze prezesa, lub, bardziej adekwatnie, jak gabinet królewny mieszkającej z pudełku po butach. To w Filacciano znalazłam ul bez ścian, z plastrami miodu przyczepionymi do kabli. Gina o Filacciano nigdy nie słyszała, ale ona nawet do Rieti nie chce jeździć, bo wszystko ma w Ginestrze. A jeśli nie ma, to znaczy, że nie powinna tego mieć.

Prosta filozofia. Tak prosta jak pszczele rozwiązania architektoniczne w Filacciano.
----------------------
oficjalna strona jest w budowie. Pewnego dnia pojawić się może informacja o mieście i wtedy dowiemy się, kto je projektował i gdzie mieści się informacja turystyczna. Na razie można poglądać numerki na stronie Tuttiitalia

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.