Kleopatra, Il Cavaliere i Stacha


Kleopatra (15.X)
na wypadek powodzi w Rzymie poukładano worki z piaskiem, a w miejscowych gazetach pojawiły się instrukcje co powinniśmy zgromadzić na wypadek, gdyby zbliżający się cyklon uszkodził wszystko. A więc mamy mieć butelki z wodą, świeczki i zapałki, puszki z żywnością, radyjko na baterie. Wyliczono, że Kleopatra ma dojść do wybrzeży Lacjum o godzinie 20:00.

O 18. idziemy oglądać chmury nadciągające od zachodu. Robię kilka zdjęć.
Wstawiam rybę do piekarnika. JC otwiera butelkę wina.

O 20:00 (mogło być ciut wcześniej lub ciut później, bo zawsze staram się ustawić zegarek ciut obok właściwej godziny, tylko nigdy nie pamiętam czy jest kilka minut PRZED czy kilka minut PO) łomotnęło okiennicą, ale obiecany cyklon nie nadciągnął. Popadało trochę, powiało, ale nie musieliśmy zapalać świeczek by wybierać ości z pieczonej dorady.

Ginestra meteorologiczna

Il Cavaliere (28.X)
Berlusconi słyszy wyrok: 4 lata za przestępstwa podatkowe. A ponieważ w ramach odciążania przeciążonych więzień przysługuje mu zniżka, więc dostaje tylko jeden rok. Bar Sport twierdzi, że siedzieć nie pójdzie, ale jest skończony politycznie.

Dzień później  politycy związani z Berlusconim dostają na Sycylii wyborcze manto od populistów spod 5 Gwiazd Bepe Grillo.

Na giełdzie akcje Mediaset Berlusconiego idą w dół, a sam Il Cavaliere odgraża się, że on im jeszcze pokaże.

Odbijamy z przyjaciółmi butelkę prosecco. Nikt z nas Berlusconiego nie lubił. Więc toast na okazję!

Stacha (17.X i 22.X) w połowie drogi między atakiem Kleopatry, który nie nastąpił i upadkiem konia Il Cavaliere do Ginestry weszła Stacha. Milczały o niej gazety, nie powiedziało radio i telewizja. Przyszła o czwartej nad ranem. Najpierw połomotała doniczką na balkonie, a potem walnęła deszczem w szyby. Wstając do łazienki weszłam w kałużę. Woda lała się pod drzwiami balkonowymi. Nim zatrzasnęłam okiennice, woda zaczynała cieknąć pod łóżko, a ja mogłam startować do konkursu mokrego podkoszulka.

Zwiało poluzowane dachówki z domu Sauro. A nogi od stołu z tarasu znaleźliśmy  z Patrickiem w ogrodzie sąsiada. Zatrzymały się na jabłonce.


O 9:00 wymiatam następne bajoro. Tym razem z parteru. I fotografuję pokryte śniegiem Terminillo.

Na poranne cappuccino idę owinięta wełnianym szalem i w rękawiczkach.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.