dwutakt kulinarny

Do Angioliny prawie nie dojechaliśmy. Zadzwoniłam z Velii, by zrobić rezerwację. Musicie jechać osiemnastką, bo droga między Ascreą a Mariną jest zamknięta po ostatnich ulewach. Jedziecie na Palinuro, skręcacie do Marina di Pisciotta. Nie zapytałam jak ich w Marina di Pisciotta znaleźć, bo wydawało mi się, że z gps-em w miejscowości z dwoma ulicami znajdziemy ich bez problemów. Wrong. Szukaliśmy ich prawie godzinę.

Drogę od drogi przelotowej do wybrzeża przejechaliśmy dwukrotnie, rozglądając się za jakimkolwiek napisem lub drogowskazem. Potem przejechaliśmy dwukrotnie wzdłuż wybrzeża. Restauracje były dwie, ale nie o nazwie Angiolina. I gdy zamierzyliśmy się poddać i zrezygnować z eleganckiego obiadu na rzecz jakiejkolwiek pizzy, zauważyłam uliczkę odbijającą od głównej ulicy i białe parasole Angioliny.


Dwie godziny obiadu to były najprzyjemniejsze godziny tego dnia, bijące i uroki świątyń Paestum i ruin Velii. Ba, z obiadem w Angiolinie przegrywa widok na turkusowe morze, kwitnące róże i bugenwille.  I nawet gdyby obok przechodził Bratt Pitt i Jeremy Irons pewnie bym ich nie zauważyła wpatrując się z podziwem na talerz. A było na co patrzeć i, przede wszystkim, było co jeść - lub - precyzyjniej - było się czym delektować.


Krewetki na kopcu z ugotowanych ziemniaków i ośmiornica z puree karczochowym. Ośmiorniczki duszone w barolo, podane z pęcakiem, czarne ravioli z rybnym nadzieniem w towarzystwie okonia morskiego z pary. Chcieliśmy jeszcze zamówić marynowane sardele, z których restauracja słynie, ale byliśmy za wcześnie na nowe i za późno na zeszłoroczne, a braki zrekompensowaliśmy sobie zamawiając desery, ja - suflet czekoladowy z imbirem, JC - ciasto zwane przez nas francuskim z musem bakłażanowym. A ponieważ sąsiedni włoski stolik rozpływał się w superlatywach nad ricottą z mleka bawolego, więc JC, poświęcając się dla włoszczyzny, poprosił jeszcze o porcję ricotty aromatyzowanej skórką cytrynową.

szczeżuja z bakłażanem i ser bawoli
Powiem tak: nawet jeśli jedynie po deser , to do Angioliny trzeba koniecznie pojechać. Na prawdę warta jest jest objazdów, pobudki o 5 rano i 300 km z kawałkiem w jedną stronę. Ośmiornica w barolo rozpływała się w ustach, za sałatkę powinni dostać kulinarny złoty medal od producentów ziemniaków, a za desery chciałoby się ich wynieść na ołtarze. Zwłaszcza za mus bakłażanowy.

I jakby zachwytów nad ricottą z mleka bawolego nie wystarczyło, wdałam się w dyskusję o rybkach, bowiem południowo-zachodnia Kampania, a więc Cilento,  słynie z produkcji solonych sardeli, zwanych tu alici (północne Włochy mówią na nie aciughe). Angiolina soli własne, ale nie produkuje sosu sardelowego znanego jako colatura di alici. Umówiliśmy się z właścicielem, że we wrześniu wracamy na torcik z marynowanych w soku cytrynowym sardeli, a on nam powie, do kogo mamy jechać po najlepszą colaturę.



O colaturze pisałam w poście o alice


Angiolina
Loc. Marina di Pisciotta
Pisciotta (SA)
via Passariello, 2
097 497 3188
www.ristoranteangiolina.it
otwarci od kwietnia do października

2 comments:

  1. mniam, ukłon dla H. za poświęcenie

    ReplyDelete
    Replies
    1. JC nadal wspomina ten mus bakłażanowy. I ośmiornicę w barolo. I ricottę bawolą. Ostatni do zestawu doszły dwie restauracje rybne w Chioggi, gdzie nie musiał się poświęcać, ale zjadł równie dobrze :D

      Delete

Powered by Blogger.