Ponieważ jednak brakuje mi środków finansowych właściwych koneserom pospolitym, więc do młyna w Apulli w tym roku raczej nie pojadę, więc w ramach polerowania imidżu prawdziwego koneserstwa, postanowiłam sama zrobić orecchiette di grano arso, rumieniąc na rozgrzanej patelni semolinę. A nie mając pojęcia jak będzie ta palona mąka smakować, wymieszałam ją z semoliną w bezpiecznych proporcjach 1:2.
Reszta jak przy robieniu zwykłych orecchiette: ciepła woda, trochę soli, długie zagniatanie, nóż i deska.
Czym się różnią, oprócz koloru kawy z mlekiem, orecchiette z palonej mąki od orecchiette? Ano różnią się smakiem: są lekko orzechowe, ciut gorzkawe. No i pięknie pachną. Zrobiłam do nich sos z sardeli, czosnku, pietruszki i oliwy wychodząc z założenia, że smaku lepiej nie maskować. Osobno miałam miseczkę z surowymi pomidorami, wymieszanymi z bazylią i czosnkiem. I właśnie z tymi pomidorami orecchiette z palonej pszenicy smakowały najlepiej. Najprawdziwszy koneser pewnie by to wiedział...
Następnym razem zmienię proporcje mąki, tak dla sprawdzenia, bo chyba jednak do najprawdziwszego koneserstwa jest mi bardzo daleko. Na przykład najprawdziwszy koneser miałby swoje poletko z tłącym się rżyskiem. I kamienne żarna. A już na pewno formowanie orecchiette nie zajmowałoby mu całego popołudnia....
W ramach polerowania imidżu - dobre.
ReplyDeleteTo "smażenie" mąki to zacny pomysł. Narobiłaś mi ostatnio ochoty na kluski i pierogi.
Zaraz wyruszam na poszukiwanie mąk, które jak mniemam odbędą się w mękach. pozdro
Nie wiem jak to z tym imidżem jest, polerowanym lub nie....
ReplyDeleteJa też w polerowaniu nie jestem dobry.
Deletenie rozumiem snobistycznych zachwytów na grubymi kluchami z przypalonej mąki.
ReplyDeleteno to jest nas dwie. Ty nie rozumiesz zachwytów nad grubymi kluchami, a ja nie rozumiem czemu się dziwisz.
DeleteMnie też naszła ochota na kluski. Idę rumienić pszenicę.
ReplyDelete