Kiosk z włoszczyzną zamknięty do połowy lipca. 


W Ginestrze od wczoraj. Dzisiaj cappuccino i plotki, od jutra harówa. Mam nadrobić zaległości w pisaniu, czytaniu i sprzątaniu; pojechać na Pian di Rascino obejrzeć soczewicę kwitnącą; poznać osobiście nowopoznaną koleżankę z Pescasseroli, przy okazji odwiedzić Castel di Sangro, bo lubimy góry Abruzji (a może to już góry Molise?), zobaczyć Otranto, sfotografować Taranto i umówić się panią od dialektu i spotkać się z policjantem który strzelał do Giancarlo Espostiego na Pian di Rascino.

No i mam rozpocząć rozmowy kwalifikacyjne z panami co to dachy robią. Bo to z tym naszym dachem jest tak, że trzeba go wymienić na nowy, a więc taki, który nie będzie wspierał się na ściance udającej działową, a ciężar konstrukcji zostanie sprytnie przeniesiony na mury zewnętrze. Sama konstrukcja ma być z lekkiego betonu, a z zewnątrz ma wyglądać na starą i zabytkową, gdyż takie są wymogi ochrony krajobrazu i atmosfery centro storico.

I jeszcze ktoś musi zasypać (to znaczy zamurować) szafę wbudowaną między ściany nośne; pomysł, wydawałoby się dobry, ale niezbyt mądry jeśli o sprawy ruchów tektonicznych, gdyż dzieli niepotrzebnie gruby mur na cztery filary.

Nowy dach jest zaprojektowany, zaaprobowany przez organa stanowe i lokalne: wszystkie elementy układanki na miejscu, brakuje jedynie rąk, które by tę układankę złożyły w miarę szybko i w miarę tanio. Do projektu dach dołączamy jeszcze jeden element - klamry na ściany zewnętrzne i stalowe linki je łączące, po to, by w razie trzęsienia ziemi, ściany lepiej trzymały się kupy i nie rozjeżdżały na boki.

Nara....
a błękit zamiast brązu. No i wracają wszystkie odcienie zieleni.

(zdjęcia z Lacjum i z Baden-Baden)
kot z Ginestry, konie z Pian di Rascino, Kropka z ogródka zimowego
Powered by Blogger.