czyli sprzęt SMEG, a konkretnie FAB (pewnie od FABulous) -- retro w kolorach dziwnych.

Jak powszechnie wiadomo, rozum i uczucie nie koniecznie idą w parze i nie jestem tu wyjątkiem: SMEGA kocham, mimo że technologicznie nie wyprzedza konkurentów na rynku a kosztuje więcej. Dużo więcej. No ale SMEG jest boski. Śliczny jak Johnny Depp i sexy jak Brad Pitt. I, prawdę mówiąc, mając do wyboru kolację sam na sam z którymś z tych panów albo FAB SMEG-a, wybrałabym SMEGA (choć zawahałabym się przed odrzuceniem randki z Jeremy Irons lub Matthew MacFadyen).

SMEG to Smalterie Metallurgiche Emiliane Guastalla, stworzona w 1948 (jak widać najlepszy design włoski zdarzył się po zaraz po wojnie: SMEG, Vespa, Ape...) przez Vittorio Bertazzoni w Guastalla (Emilia-Romagna). SMEG, w przeciwieństwie do wielu firm rodzinnych, nadal jest w rękach rodu Bertazzoni.

Nigdy nie byłam w Guastalla, ale pewnie tam pojadę na pielgrzymkę. Ostatecznie każdy ma swoje Lourdes :-) Przy okazji sprawdzę czy postawiono pomnik Vittorio Bertazzoni. A może będzie do kupienia plastikowa miniaturka kolorowego SMEGA zatopionego w kuli z plastykowym śniegiem?

PS: Tak jak nie można mieć jednego kota, tak nie można skończyć na jednym SMEGu. Mam czerwoną lodówkę i zaczynam na serio zastanawiać się nad kupnem smegowej zmywarki do naczyń (a miała być klasyczna biała, wolnostojąca) do kuchni w Ginestra

w przeciwieństwie do pomidorów, ziemniaków, ryżu, bakłażanów, karczoch przyjął się dobrze i natychmiastowo. Kuzyn dzikich ostów, kultywowany w celach konsumpcyjnych w krajach Bliskiego Wschodu i prawdopodobnie stamtąd przywędrował, chociaż niektórzy badacze sugerują włoski rodowód karczocha. Po raz pierwszy karczoch pojawił się w literaturze kulinarnej już pod koniec XV wieku. W 1557 Andrea Matttioli pisał:
Obecnie we Włoszech możesz znaleźć karczochy różnych rodzajów, kłujące, otwarte i zamknięte, gładkie, okrągłe, szerokie
Karczochy były popularne wśród arystokracji i mniej zamożnej części społeczeństwa. Jadano je na surowo lub gotowane w rosole, pieczone w popiele lub na grillu; z masłem i solą, skropione olejem lub nadziewane mieszanką mięty, czosnku, oliwy, soli i pieprzu.

I tak zostało do dziś. Nad czym ubolewać nie będę, bo karczochy uwielbiam, zwłaszcza w wersji nadziewanej.

na podstawie Italian Cuisine, autorzy Alberto Capatti i Massimo Montanari, wyd: Columbia University Press
Odę do karczocha napisał Pablo Neruda. Angielskie tłumaczenie: Jodey Bateman

urodziła się w rodzinie dość wziętego malarza rzymskiego Orazio. I okazało się, że dziewczyna ma więcej talentu niż jej bracia, przyuczający się do zawodu, razem wzięci. Uczyła się od ojca, naśladowcy Caravaggia, ale-mimo oczywistego talentu-do akademii rzymskiej jej nie przyjęto. Jako kobieta na to nie zasługiwała.

Gdy Artemisia miała 19 lat, ojciec zaczął pracować nad freskami w Pallazzo Pallavicini Rospiliosi razem z Agostino Tassi, który wkrótce został jej nauczycielem. Nauczyciel zgwałcił uczennicę, a potem kontynuował z nią romans, obiecując jej małżeństwo (podejrzewam raczej, że przymuszał ją do współżycia. A ślub pewnie wymusił ojciec bojący się, że córka nie-dziewica męża nie znajdzie). Tassi z obietnicy się wycofał, gdyż podobno Artemisia utrzymywała stosunki z innym mężczyzną. I żeby nie było zbyt przewidywalnie:Cossimo Quorlis, obecny przy gwałcie i podobno pomagający Tassi, po zerwaniu umowy o małżeństwo, szatażował Artemisię grożąc jej skandalem jeśli nie zostanie jego kochanką.

Orazio Gentileschi podał Tassi do sądu o gwałt, ale dopiero wtedy gdy wiedział już, że ślubu nie będzie. W czasie śledztwa i sprawy sądowej Artemisia była torturowana, gdyż w tamtych oświeconych czasach tortury uważane były za doskonały wykrywacz kłamstw. Tak więc pokrzywdzona musiała jeszcze znosić tortury. Tassi został skazany na rok więzienia.

Na ile ciężkie doświadczenia wpłynęły na sztukę artystki trudno na 100% powiedzieć, ale można za to można twierdzić z całą pewnością, że jak nikt malowała silne kobiety. Jej Judyta to nie nieśmiała i delikatna łania z obrazu Caravaggio. Judyta Artemisii wie co robi i jeśli cofa trochę się tylko dlatego, że nie chce aby krew poplamiła jej suknię.

Roberto Longhi, ważny włoski krytyk, w 1916 napisał o Artemisii, z jednej strony chwaląc artystkę z drugiej strony wymierzając policzek kobietom:

jedyna kobieta we Włoszech, która wiedziała o malowaniu, kolorze, formowaniu postaci i innych podstawach

Artemisia zmarła w Neapolu, prawdopodobnie w 1656 roku. Była pierwszą kobietą która przyjęła w swoje poczty sławna Accademia di Arte del Disegno we Florencji

w średniowiecznych Włoszech wielkość lasu określano ilością świń które były w stanie się w tym lesie wyżywić

Chciałam sprawdzić skąd ta informacja pochodzi. Autorzy (Caatti i Montanari) podają nawet źródło. Niestety, jest to inna książka Montanari.

Włochy, miejskie i prowincjonalne, to sztuka improwizacji. Makaron suszący się na sznurze od prania, lodówka podparta siekierą, zielsko z pola zamienione w nadzienie do ravioli.....


Elvis czułby się z tym dobrze. Podejrzewam, że Liberace też, gdyby się pofatygował.

W reakcji na ponurą kolorystykę lat 70., w odpowiedzi na prostotę i utilitaryzm bauhaus-u i innych modernizmów, grupa włoskich projektantów zaczęła bawić się kształtem i kolorem. Powstała grupa Memphis, założona przez Ettore Sottsass-a, mająca promować nowy międzynarodowy styl w odpowiedzi na stary Międzynarodowy Styl. Do Sottsassa wkrótce dołączył Alessandro Mendini i Michele de Lucchi i projektanci spoza Włoch: Michael Graves, Javier Mariscal. Hans Hollein i Matteo Thun (jak by wam powiedzieli moi włoscy znajomi: Thun, pochodzący z Bolzano, jest austriakiem a nie włochem :-)). Sama lista nazwisk wskazuje, Memphis to nie tylko wzornictwo przemysłowe :-)

Nowy Międzynarodowy Styl niezbyt dobrze przetrwał lata 80. w których królował. Z dużych kawałków widzi się czasami krzesło Memphis First de Lucchi czy Proust Mendiniego. Stoją nadal (?) budynki projektowane przez Holleina :-) Reszta czeka na lepsze czasy i modę na szerokie marynary w mocnych kolorach, buty w paski lub zebrę i tęczę na głowie. Drobnica, designerska ma się jednak dobrze. Wystarczy popatrzeć na Alessi. Mendini od czasu do czasu ubiera nowe projekty w kolorystykę Memphis, Sottsass nie żyje, De Lucchi zaprojektował boskie Tolomeo i stworzył Produzione Privata.

Z całego tego zestawu najbardziej podoba mi się fotel Proust, ale chyba poprzestanę na kupnie papugi w kolorach Prousta od Alessiego. Przynajmniej na to mnie stać :-)

PS: Mendini zaprojektował nową wersję fotela Proust. Tym razem z geometrycznym wzorem
Ferrara to miasto ludzkiego rozmiaru. Ani nie za duże, żeby się w nim zgubić, ani nie za małe żeby się w nim nudzić. No i nie jest to miasto na jeden dzień zwiedzania jeśli chce się zobaczyć co jest warte zobaczenia i przy okazji poczuć atmosferę miasta. a jest co poczuć bo miasto podzielone między renesans a średniowiecze



Część średniowieczna z labiryntami uliczek, kładkami przerzuconymi nad głową, zaczyna sie przy wałach wzdłuż kanału Burana i kończy na zamku rodu d'Este. Od tego miejsca mamy renesans, z szerszymi ulicami, inną proporcją zabudowy. Czerwoną cegłę zastępują pastelowe tynki, ogrody i parki.

W średniowiecznej części miasta do zwiedzenia jest getto (schowane za katedrą--architektoniczną mieszkanką średniowiecza i renesansu) oraz Palazzo Schiffanoia z jego przepięknymi renesansowymi freskami (Miesiące, Znaki Zodiaku). Na północ osi Viale Cavour-Corso della Giovecca, czyli w renesansowej części Ferrary, warto zajść do Parco Massari, w jego pobliżu jest położony bodajże najpiękniejszy z pałaców d'Este: Palazzo dei Diamanti (od diamentowego boniowania fasady) w którym obecnie znajduje się Pinacoteka Nazionale. Do listy obiektów godnych zwiedzania można jeszcze dodać Muzeum Sztuki Współczesnej na Corso Porta Mare 9, katedrę i jej skarbiec, komnaty książęce w Castello Estense oraz Casa Romei, siedzibę Lukrecji Borgii (na rogu via Praisolo i via Savonarola).

Tyle Ferrara turystyczna.

Ferrara praktyczna ma świetne B&B. Ostatnio, będąc na koncercie naszego boga, Fabio Biondi (w teatrze Estense, a jakże :-)), nocowaliśmy w prześlicznym B&B Dolcemela na via Sacca 35 (www.dolcemela.it). Nie dosyć, że miejsce pięknie odrestaurowane, to jeszcze wnętrza dobrze zrobione, w stylu lekko rystykalnym, z pięknymi kratkami vichy i drewnem. Łazienki duże, łóżka wygodne.. A sama uliczka Sacca jest nastrojowa i cicha. Trochę było problemu z wjazdem na parking (parking mają strzeżony, położony jakieś 200m od hotelu), ale via Sacca jest jednokierunkowa, więc trzeba było się wracać na parking tyłem. Via Sacca jest również bardzo, ale to bardzo wąska. Wjazd na parking o szerokości bramki był drogą przez mękę. JC nakołował się mocno i naklął jeszcze więcej. Tak więc Dolcemela jak najbardziej, ale samochodem wielkości Fiata 500 :-) Kilka ładnych lat temu, gdy zwiedzaliśmy Emilia-Romagna, nocowaliśmy w hotelu Ripagrande. Było ładnie (jakby nie było, gotycka kamienica), ale jakoś zachwycona nie byłam. I nawet o ceny nie chodzi, bo byliśmy tam gdy płaciło się jeszcze w lirach, czyli mniej.

Kulinarnie Ferrara prezentuje się okazale, choć problemem było dla nas znalezienie restauracji, która przyjęłaby nas po koncercie (ok 23) lub przed nim (ok 18). W końcu zrezygnowaliśmy z szukania i zaopatrzyliśmy się w sałatki, wędliny i chleb z delikatesów (okolice getto i katedry). Generalnie, w Ferrarze je się smacznie.

Po drugiej stronie ulicy Riagrande, zaraz naprzeciwko hotelu o tej samej nazwie, jest restauracja (nazwy nie pamiętam) w której dane mi było spróbować maialino di latte, czyli młodą i chrupiącą wieprzowinę. Godną polecenia jest też restauracja figurująca w przewodniku Slow Food: L'Oca Giuliva (via Boccacanale di Santo Stefano 38). Jedliśmy tam kilkakrotnie tak w czasie pierwszego jak i drugiego pobytu. Zawsze było smacznie i przyjemnie. Próbowaliśmy wędlin z mięsa gołębiego, sławnego rosołu z cappeletti nadziewanych mięsem z kapłona. JC próbował królika i, przy innej okazji, węgorza z zalewie słodko-kwaśnej (pewnie wpływy weneckie, bo Wenecja-bless Her heart-kiedyś tu rządziła). Królik był smaczny, węgorza nawet nie skubnęłam bo mam zasadę, że ryb przypominających węże nie biorę do ust, ale JC był wniebowzięty. W L'Oca Giuliva nie podają espresso; parzą za to boską la moka.

Jedliśmy jeszcze w kilku innych restauracjach w renesansowej części miasta, ale-niestety-nie pamiętam ani nazw restauracji ani ulicy przy której były. Mogę jedynie potwierdzić, że wszędzie było i smacznie i miejscowo.

jutro wyjazd, dzisiaj pakowanie. Chciałoby się zabrać wszystko, przede wszystkim książki, bo będę w Ginestra przez 5 tygodni.

Obiecuję prowadzić notatki kulinarne
podróżnicze i inne obiecuję sprawdzić jaką kawę parzą w barze Sport w Ginestra obiecuję spróbować trufli obiecuję robić zdjęcia i obejrzeć Paestum i zajrzeć na dzień do Apulii obiecuję sprawdzić restauracje polecane przez Mario i odkryć jedną lub dwie, których Mario jeszcze nie zna


Nie jestem jednak w stanie zagwarantować, że będę mogła pisać cokolwiek na blogu. Chyba że jakimś cudem połączenie z internetem przez usb będzie działało lepiej niż dwa miesiące temu

trochę naciągam, bo z pizzy naśmiewał się bohater następnej książki autora Pinocchio: Giannettino- toskańczyk w wieku szkolnym, podróżujący po dopiero co zjednoczonych Włoszech. Giannettino pizzy nie lubi:
czy chcesz wiedzieć co to pizza? To foccaccia z ciasta chlebowego na zakwasie zrumieniona w piecu. Wierzch której posmarowany jest sosem i pokryty resztami wszystkiego co im w ręce wpadnie. Gdy wszystkie kolory się wymieszają-czerń przypalonego chleba, trupia biel czosnku i sardeli, zielono-zółty oleju i smażonej zieleniny i, prześwitująca tu i ówdzie, czerwień sosu pomidorowego-uzyskuje się pizzę przypominajacą łaty brudnego tłuszczu harmonizującego się idealnie z brudem osoby, która ją sprzedaje
Collodiego można oskarżyć o toskański szowinizm, ale nie tylko on miał uprzedzenie do pizzy. Matilde Serao, skądinąd dumna neapolitanka, też pizzy nie lubiła. A może raczej jej się bała, bo dla neapolitańczyków XIX wieku pizza równała się dzielnicy biedy, w której ją sprzedawano. W jakości biedy Neapol dzierżył niechlubną palmę pierwszeństwa: na 1 km kw przypadało w Neapolu 39 tys. mieszkańców, w Londynie na takiej samej powierzchni mieszkało tylko 13 tys. Nie istniał system kanalizacyjny, odpady wylewały się z zapchanych szamb lub leżały w stertach na podwórkach, izby mieszkalne wielkości kurników dzelili ludzie i zwierzęta domowe. Tak więc neapolitańskie slamsy były siedliskiem chorób zakaźnych, zwłaszcza cholery, na którą w tamtym okresie nie było lekarstwa. Epidemie cholery, wybuchające co jakiś czas, dziesiątkowały miasto. Największa z nich wybuchła w 1884 roku; z miasta uciekał kto mógł i kogo było na to stać, czyli jakieś 150 tys. osób. W końcu król Emanuel postanowił coś zrobić. Najpierw odwiedził miasto a potem wydał rozkaz wyburzenia slamsów (to samo zrobiono we Florencji, wyburzając średniowieczną zabudowę). Oczyszczono najgorsze źródła zarazy. A królowa Margheritta zamówiła dla siebie pizzę. Pizzę posmarowano sosem pomidorowym, obłożono plastrami mozzarelli i listkami bazylii. Od tego czasu mamy na menu pizza Margheritta i nobilitację kawałka przypalonego ciasta obłożonego tym i owym. Prawdziwa ekspansja pizzy zaczęła się, po Drugiej Wojnie Światowej, na kontynencie amerykańskim.

Na zakończenie chciałabym jedynie dodać, że przez setki lat nazwą pizza określano jakikolwiek kawałek placka, dopiero Oświecenie dało nam pizzę, której tak brzydził sie Pinocchio2 :-)
Wikipedia o schizofrenii: wyniki badań wskazują na to, że w patogenezie choroby mają znaczenie czynniki genetyczne, wczesne warunki środowiskowe, procesy socjologiczne i neurobiologiczne. Aktualne badania psychiatryczne są skoncentrowane na neurobiologii, lecz nie udało się odnaleźć konkretnej przyczyny organicznej.

1
kuchnia włoska to salsa di pomodoro, polenta, gnocchi di patate, cannelloni nadziewane ricottą i szpinakiem, karczochy smażone na głebokim tłuszczu, bakłażany w caponata. Tylko że pomidory, kartofle i kukurydza przyjechały z Ameryki Południowej, szpinak z Persji, a karczochy i bakłażany z krajów arabskich. I sporo czasu zajęło zanim te nowości na rynku się zadomowiły.

2
oficjalnie kuchnia włoska nie istnieje. Jest jedynie luźna konfederacja kuchni regionalnych. Chyba, że włoch wyjeżdża z Włoch i zaczyna tęsknić za kuchnią. I wtedy tęskni za kuchnią włoską. Przykład: wyjechał ksiądz z Toskanii do Francji. I w notatkach pisze "brakuje mi kuchni naszego włoskiego półwyspu" (mówimy tu o istnieniu świadomości kuchni włoskiej w dobie późnego renesansu!)

3

jak Włochy długie i szerokie czosnek był potrawą biedoty. Arystokacja raczej go nie tykała. Tak teoretycznie, bo jeśli czosnek został dodany-na przykład-do nadzienia bażantów, to był jak najbardziej arystokratyczny. Tak więc, teorie teoriami, a praktyka wie swoje. Czosnek jest do zaakceptowania jak długo jest nobilitowany przez asocjację, czyli towarzystwo wykwintnych mięs i cennych przypraw.

4
pizza to cholera, dosłownie i w przenośni (więcej na ten temat w jutrzejszej bajce o pizzy). Jadały ją, znów, doły społeczne, bo była tańsza od taniego makaronu. Pizzę nobilitowała królowa Margheritta w XIX wieku. Tak pizza weszła na salony.

5
Maccheroni to pasta, przynajmniej w Neapolu. Ale maccheroni to także wczesna forma gnocchi, a po naszemu kluchy, robione z mieszanki mąk. Z czasem maccheroni zostają gnocchi, a maccheroni w znaczeniu makaron zwie się pastą.

6
Tyle się mówi o tradycjonaliźmie kulinarnym dołów społecznych, że niby nie lubią nowości. Włoskie doły społeczne przyjęły, i to szybiej niż wyżyny społeczne, i pomidory, i kukurydzę i bakłażany.
matematyka
Z parmezanem jest jak z Enigmą, trzeba się go nauczyć rozszyfrowywać. I zawsze wozić ze sobą ściągę, bo bez niej ani rusz. Na każdym kole młyńskim sera wybijany jest miesiąc produkcji i numer identyfikacyjny producenta. I tu ściąga jest konieczna, gdyż numer nie pokrywa się z kodem pocztowym; ba, taka na przykład Parma ma numery od 2001 do 2500 i od 3001 do 3005, a Modena (niekoniecznie leżąca po sąsiedzku) dostała numery od 2501 do 2999. Tak więc adresu producenta szuka się po numerku na liście Consorzio del Formaggio Parmigiano-Reggiano. Przy okazji warto sprawdzić na mapie lokalizację producenta, bo w parmezanowarstwie, jak w nieruchomościach, lokalizacja jest wszystkim (o czym za chwilę)

chemia
Smak sera zależy od jakości mleka. A na tę z kolei wpływa pasza. Najlepsza pasza jest na wiosnę, gdy trawa jest młodziutka i soczysta. Więc ser z mleka wiosennego powinien być najlepszy. Prawda? Niekoniecznie, bo na konsystencję i możliwości dojrzewania permezanu ma wpływ zawartość tłuszczu w mleku, a ta jest raczej niska na wiosnę. Dlatego też w dawnych czasach jedynie sery z warzone między końcem kwietnia a początkiem listopada zasługiwały na nazwę Parmigiano-Reggiano.

Obecnie, częściowo z powodów komercyjnych a częściowo dzięki manipulacji genami krów, mleko, niezależnie od miesiąca, jest uznawane za wystarczająco dobre aby ser z niego zrobiony był uznany za prawdziwy parmezan. Co nie znaczy, że nie warto szukać sera z napisem giugno lub luglio. Czerwiec lub lipiec gwarantuje ten świeży smak koniczyny i wysoki poziom tłuszczu. Tak więc im bardziej tłuste mleko tym lepszy ser, prawda? Otóż nie do końca.

Mleko musi być częściowo odtłuszczone, gdyż kazeina--główny powód dla którego ser jest serem--nie jest w stanie utrzymać w swojej strukturze więcej tłuszczu niż sama waży. Za dużo tłuszczu--ser się nie trzyma kupy, za mało-ser jest zbyt kruchy i gorzkniejący w miarę dojrzewania. Tak więc najwięcej tłuszczu może i jest w czerwcowym mleku, ale w czerwcu kazeiny jest w mleku za mało. Najwięcej jest jej w mleku z września, października i listopada. Dużo kazeiny znaczy, że niewiele tłuszczu będzie zebrane z mleka. A dużo tłuszczu to doskonały dojrzały ser. Tylko co z jego smakiem?

geografia
Jesienią krowy karmi się sianem a nie soczystą trawą. Prawda? Nieprawda, bo dieta krów zależy od lokalizacji obory. W dolinie Po krowy są rzeczywiście karmione sianem. W regionach podgórskich i w górach pastwiska przeżywają jesienią drugą młodość. Deszcze, ochłodzenie temperatury: wzgórza znów się zielenią. A zielona pastwisko to świeża trawa dla krów i doskonały smak sera.

biologia
Dobrze też jest wiedzieć jakiej rasy są krowy. Fryzyjskie chodzące mleczarnie dają dużo mleka ale o małej zawartości kazeiny, czyli dają ser który nie nadaje się do długiego dojrzewania. Szwajcarskie brązowe dają więcej kazeiny, ale mistrzynią kazeiny jest rodzima czerwona krowa Razza Reggiana lub Vacca Rossa. Dają mało mleka, ale za to doskonałej jakości. W sam raz na idealny parmezan, czyli taki który będzie rozpływał się w ustach, który będzie czuć mlekiem ale już nie oborą, który da posmak świeżej łąki a nie siana.

wnioski
Tak więc: chcesz zjeść kawałek aromatycznego, rozpływającego się w ustach parmezanu? Szukaj sera z września, października lub listopada od producenta z regionów górskich

Z mleka pochodzącego od rodzimych krów (tu trzeba dzwonić do producenta)

i jeszcze
Jeffrey Steingarten w poszukiwaniu najlepszego pod słońcem Parmigiano-Reggiano trafił na producenta numer 101 czyli Caseificio Notari z okolic Reggio Emilia, warzącego ser z mleka rodzimej rasy.

the wedge of Notari was a revelation. It was nearly two years old but tasted like an adolescent - soft, deeply golden, lacking nearly all grain, deliciously fat, and just starting to develop its punti bianchi, the tiny amino-acid crystals. It had a wonderfully sweet, complex flavour that only hinted at what it could become. It had the strength to age ate least two years more (J. Steingarten It must've been something I ate)
Cosorzio del Formaggio Parmigiano-Reggiano, znakuje kolorem stopień dojrzałości sera:
  • czerwony znaczek--18 miesięcy
  • srebrny-- 22
  • złoty--30
Resztę można doczytać na stronie Consorzio lub w dokumencie w formacie PDF o parametrach dobrego sera

I jeszcze, po raz drugi
Parmigiano-Reggiano (Parmigiano od Parma; Reggiano od Reggio Emilia) należy do grupy serów grana padano, co sobie zgrabnie przetłumaczyłam na sery ziarniste (co zostało potwierdzone przez Zulka i wielką księgę serów. Dobrze wymyśliłam, bo oficjalna nazwa to ser typu ziarnistego), z regionu doliny Po. Oczywiście Parmigiano-Reggiano nie jest jedynym serem typu grana i podobno nie jest też najlepszym. Według Eli smakowo palma pierwszeństwa należy się grana z Lodi, ale nie udało mi się go namierzyć.

Parmigiano-Reggiano produkowane jest w 700 mleczarniach rozrzuconych w trzech regionach Emilia Romagna: Parma, Reggio i Modena, skupujących mleko potrzebne do produkcji sera od ponad 12 tysięcy gospodarstw.

I na koniec muzeum parmezanu:
Museo del Parmigiano-Reggiano
Corso Corte Castellazzi (wejście od strony Viale dei Mille)
Soragna (prowincja Parma)
Powered by Blogger.