co robić w niedzielę, gdy trzeba JC odkleić od komputera i przypomnieć sobie, że istnieje coś takiego jak kultura? Ano trzeba pójść do muzeum. A co robić w niedzielę, gdy marzy się o doskonałym cappuccino na śniadanie? Idzie się do ulubionej kawiarni.


Czasami ma się to szczęście, że ulubiona kawiarnia jest jednocześnie muzeum. I wtedy warto jechać godzinę by, siedząc na kanapie, sączyć doskonałe cappuccino i wybierać eksponat, który chętnie miało by się w domu, gdyby torebka była wielkości walizki i obsługa nie kręciła po sali :)

Najlepsze cappuccino w Monachium podają w kawiarnii muzeum Kaffe. espresso & barista, Schlörstraße 11 (róg Schulstrasse). Dodatkowo są tam dobre ciasta, kubańska muzyka, plakaty włoskie (i nie tylko), zdjęcie La Loren, plastikowa palma, lampa Arco i kawa Passalacqua. A otwarci są również w niedzielę.

====
design do parzenia kawy
la moka


Znacie nazwisko Lucio Caputo? To on wykreował markę Italia. Co prawda jedynie w USA, ale takie były czasy. Stany miały pieniądze. A Włochy chciały im sprzedać markę Italia. Caputo postawił na promocję lifestylową, a więc kompleksową sprzedaż La Dolce Vita, zgrabnie łączącą włoską modę z motoryzacją, a tę ostatnią z kulinariami. Caputo stworzył Italian Fashion Center, w którym sprzedawano nie tylko garnitury Armaniego, sweterki Missoni i czerwień Valentino, ale również i Alfę Romeo (główna rola w Absolwencie :)) i włoskie wina. Nie były to co prawda, wina z najwyższej półki, królowały bowiem wtedy chianti w wiklinowych koszyczkach, soave o smaku wymoczonej trawy i landrynkowe asti spumante, nie mniej jednak w ciągu 5 lat Caputo podwoił eksport włoskich win do Stanów. Przyczyniła się do tego udana kampania reklamowa Some of my best friends are Italians, niektórzy z moich najlepszych przyjaciół są Włochami. Trudno powiedzieć, czy sukces kampanii przesądził o zmianie nastawienia do Włochów, czy też jedynie umiejętnie wykorzystał zmianę nastawiania, ale faktem jest, że w 1975 roku nowojorczycy sączyli włoskie wina w enotece przy Italian Fashion Center. Wnętrze enoteki zaprojektował sam Piero Sartogo, zaś jej ścianę zdobiły metafizyka Le Muse Inquietanti Giorgio di Chirico, kupione przez producentów win.

O sukcesie Italian Trade Agency świadczą liczby: pod koniec lat 70. Amerykanie pili już  2 miliony hektolitrów włoskiego wina (w roku 1970 - jedynie 142 tysiące) i choć zmienił się rozkład sił na rynku, gdzie największym konsumentem win są obecnie Niemcy, zaś producenci startują do podboju Chin, to Włochy są nie tylko największym producentem (wyprzedzając wiodącą do tej pory Francję), ale też zmienił się ich status: po raz pierwszy w najnowszej historii, wina włoskie są synonimem aspiracji do luksusu. W Stanach najlepiej sprzedają się wina włoskie w cenie od 30 do 50 dolarów (niższą półkę, do 20 dol,  w kategorii win czerwonych zajmuje Hiszpania, zaś królem win białych nadal pozostaje Francja), czyli czasy chianti w koszyczku i smak surowej oziminy bezpowrotnie minęły. jest parcie na barolo, brunello i supertoskany, ale też znawcy twierdzą, że zaczynają się liczyć nowe terytoria, na południe od Montalcino, a więc Campania, Basilicata i Sycylia. Nowym brunello ma się okazać w tym roku aglianico w jego wielu wcieleniach (Taurasi, Aglianico del Vulture, Terra di Lavoro), do łask wraca Lambrusco i warto pić białe carricante (Etna DOC).

To by było na tyle o trendach.Caputo odszedł z Izby Handlowej w 1982 by stworzyć Instytut Kulinariów Włoskich, gdyż  tak chyba najzgrabniej da się przetłumaczyć Italian Wine and Food Institute, promujący nie modę i motoryzację, a jedynie włoską kulturą stołu. I chyba nie muszę nikogo przekonywać, jak dobrze mu to idzie,

Jak przystało na bohatera naszych czasów, Lucio Caputo okazał się również dzieckiem szczęścia: wyszedł cało z World Trade Center TAMTEGO 11. września.


Pan powiedział, że porchetta z Ariccii ma się tak do innych porchett jak ma się Mercedes do Opla. A potem obrazowo przedstawił robienie porchetty di Ariccia: lochę niezbyt dużą, ale też i nie wielkości prosięcia, wyluzowaną, a więc pozbawioną kości, nadziewał mieszanką aromatyzującą wymieszaną z drobno posiekanymi podrobami i ciasno osznurowaną piekł na rożnie. Oczywiście dokładny skład mieszanki pominął milczeniem, ale i tak udało mi się dowiedzieć że jedni dodają fenkuł, inni szałwię, a jeszcze inni wolą rozmaryn, a jeszcze inni dodają nie czarnego pieprzu a ostrej papryczki.  I choć porchetta z Ariccii jest najsławniejsza, to Slow Food podaje, że potrawa - znana z całej centralnej Italli - najprawdopodobniej pochodzi z Umbrii. Zaś różnice regionalne dotyczą nie tylko składu zestawu aromatyzującego ale również i marynaty. Takie Abruzzo skrapia pieczeń vincotto, a Marche polewa  się ją białym winem.


Prawdziwą porchettę trudno zrobić w domu, ale jej namiastkę - jak najbardziej. I choć może nie jest to prawdziwy mercedes, to jednak mamy zupełnie przyjemny samochód zastępczy:

  • 3 -4 kg karkówki ze skórą (lub łopatki, czy coś od szynki, ważne jest by była skóra, a ta ma być miękka, jasna o białym tłuszczu)
  • 1 1/2 łyżki  nasion fenkułu
  • 3 porządne ząbki czosnku
  • pół łyżki soli gruboziarnistej
  • 1 -2 suszone ostre papryczki
  • oliwa
  • gałązka rozmarynu, a właściwie igiełki oskubane z gałązki rozmarynu

W moździerzu rozetrzeć wszystkie stałe składniki z wyjątkiem karkówki. Wlać do nich tyle oliwy by powstała gęstawa pasta.

Skórę karkówki naciąć w romby zgrabniejsze niż moje, uważając by nie naciąć mięsa. W nacięcia skóry i w samo mięso wetrzeć pastę, odłożyć na godzinę, ale niekoniecznie do lodówki.

Przełożyć mięso na blaszkę i wstawić do rozgrzanego do 220 stopni piekarnika. Piec przez 1 - 1,5 godziny, skórą do góry, aż wytopi się tłuszcz, a skórka nabierze koloru miodu gryczanego.

Zredukować temperaturę do 150 stopni, odlać większość wytopionego tłuszczu i do naczynia dodać 2-3 cebule pokrojone w ćwiartki oraz pokrojony w grube plastry fenkuł (opcjonalny, ale mile widziany jako następny element aromatyzujący).

Ułożyć na tym wszystkim mięso, skropić jakąś grappą, vincotto, białym winem i wstawić do piekarnika na 3- 4 godziny.

Upieczone mięso odstawić do wystygnięcia. Ciepławe jeszcze, kroić w grube plastry, posypać odrobiną soli grubioziarnistej i jeść w bułce. Domową porchettę można też jeść na ciepło,  z dodatkiem warzyw lub surówek (ciekawe surówki i Oliwerową wersję porchetty podaje na blogu Karolina)

====
Porchetta była wcześniej opisywana w czerwcu 2010 i w listopadzie 2008
siedziała obok. Piła cappuccino i też czytała książkę po włosku. Był więc powód by zagadnąć.

Nie pamiętam już jak z Bolonii (stamtąd pochodziła) i kryzysu (nie lubi Berlusconiego i wiąże nadzieje z lewicą) skręciłyśmy w szeroko pojęte kulturozawstwo porównawcze, ale jakoś skręciłyśmy.  I wtedy powiedziała, bo Niemcy, moja droga, to indicativo, a Włosi - congiuntivo.


PS: o ile indicativo znaczy tryb orzekający, to  congiuntivo jest problematyczne; oficjalnie zwie się je trybem łączącym, służącym do wyrażania marzeń, supozycji i domysłów, w polskim nie jest stosowany. Jeśli byłbym ogniem, spaliłbym świat (to odręczny przekład sławnego wiersza Cecco Angiolieriego) si'fosse foco, arderei 'l mondo, Fossi to właśnie congiuntivo czasownika być.
Powered by Blogger.