Włochy znalazłam w Yorkshire. Mówiono tam, co prawda, po angielsku, ale czułam się tam jak we Włoszech. Przede wszystkim dlatego, że wszyscy których spotkaliśmy mieli nam coś do opowiedzania. Pani w wędzarni podała nam przepis na parkin i wdała się w dyskusję o najlepszych herbatach (jej zdaniem najmocniejszą, a więc najlepszą, robi Taylors of Harrogate). W barze w York słuchaliśmy wykładu o wpływie centrów handlowych na życie miasta. Uczestniczyliśmy w przeglądzie piw miejscowych (najbardziej smakował nam Blackout z Cropton Brewery), wylizywaliśmy telerzyki po puddingu z chleba, nie potrafiliśmy odmówić sobie jeszcze jednej łyżeczki lodów rabarbarowych. Miejscowe sery jedliśmy z krakersami. I nawet nie wiem, które nam najbardziej smakowały: czy z owsem, czy może z solą morską. Albo te ciemnoszare, przypominające węgiel kamienny, zagniatane z czarnej mąki. Okazało się też, że Cornish Blue nadal jest naszym ulubionym serem z błękitną pleśnią, ale nie gardzimy wędzonym dojrzałym cheddarem czy prostym Wensleydale, zwłaszcza na kawałku keksu z bakaliami.
moores i dales Yorkshire

Sunday roast i yorkshire pudding potrafi być sexy, zwłaszcza gdy podają go w Wensleydale Heifer, a dobrze zrobione fish and chips (a takie są w Mad Magpie w Whitby), to sprawa warta poświęcenia i prawie dwugodzinnej przejażdżki po lewej stronie drogi. Powiem tak, fish and chips z Mad Magpie mogą stanąć w szranki z najlepszymi potrawami rybnymi z Włoch. I jeszcze dodam, że ten, kto twierdzi, że angielska kuchnia jest kiepska, nie wie o czym mówi.

No i krajobrazy. Te domki z kamienia. Te owce beczące na łąkach. Te chmury przewalające się nad wzgórzami poszatkowanymi kamiennymi murkami. Gdyby nie dom w Ginestrze, chciałabym mieszkać w Yorkshire. Tylko nie w Yorkshire od moors, tylko Yorkshire od dales, koniecznie w Constable Burton. Mojej ulubionej wiosce północnych rubieży Włoch.

W Poggio Moiano Chrystus zmartwychstaje już w sobotę po południu, a nie w nocy z soboty na niedzielę. Matka Bolesna płacze w Poggio (i w Ginestrze) w piątek, a w sobotę o 9 rano w Canosie di Puglia.

O dziewiątej właśnie rozpoczyna się w Casonie procesja zwana Desolatą. Prowadzą ją aniołki niosące symbole Męki,podąża za nimi Matka Bolesna, a wszystko zamyka chór śpiewający Stabat Mater, hymn napisany w XIII wieku przez Jacopo da Todi, z muzyką skomponowaną przez Wencjanina Antonio Lottiego.

Podobno jest to jedna z najbardziej znanych procesji we Włoszech. Tak twierdził dziadek spod kościoła czekający na przyjazd panny młodej. Chyba uciskało go świąteczne ubranie, bo przestępował z nogi na nogę i co chwila poprawiał sztywny kołnierzyk wykrochmalonej koszuli. I wciskając palec między opalony kark a biały kołnierzyk, tlumaczył, że Jego żona, też w Doloracie śpiewała, a on niósł Matkę Bolesną.

Desolata (Canosa di Puglia) i serpari św. Dominika z Cocullo

Inny dziadek, w innym miasteczku, i nie w Apulii a w Abruzji, opowiadał o łapaniu żmij i węży po okolicznych lasach. Co prawda dziadek narzekał, że to tradycja upada, bo w dawnych czasach świętemu Dominikowi robiono boa z jadowitych żmij, a teraz to już tylko z niegroźnych, ale i tak zapraszał gorąco do Cocullo, na procesję z wężami. Procesja zaczyna się w południe, plus minus kwadrans. Dziadek zaprosiłby też na łapanie gadów, ale nie potrafił podać dokładnej daty, bo jak to z gadami bywa: nie wiadomo kiedy się pojawią. No i nie był przekonany, że nadam się do ich łapania. Nie dosyć, że baba, to jeszcze nietutejsza i nie potrafiąca odróżnić vipere od serpenti.


Info:
Canosa di Puglia: Desolata - Wielka Sobota
Cocullo (Abruzja): procesja św. Dominika - pierwszy czwartek maja

Linki:
ścieżka dźwiękowa Desolaty z Canosy , fotoreportaż z Canosy:  Giacomo Baldi
węże z Cocullo: reportaż z procesji Claudia Mortini i film zrobiony przez AGM studios

no właśnie, co napisać o książce, która jest tak samo włoska jak bawarskie są zapiski na Włoszczyźnie? Jak może podobać się książka zawierająca komentowaną wczoraj bzdurę o ateistach i nasycona opowieściami o Bogu, uniesieniach, ekstazach, zakonnicach i papieżu, które - choć pisane we Włoszech, mogłyby być równie dobrze pisane w klasztorze Attel lub w domu parafialnym Pikutkowa na Zakręcie. Chyba jedynie Szymon Hołownia i redaktor Terlikowski mogą strawić taką mieszankę świętości. Ja już nie.

Ale...
Jak można nie lubić książki napisanej elegancką prozą?
przyjechałam do Salerno po włoską ciszę; był włoski hałas. Hotelik twierdził, że stoi na brzegu morza, ale stał na brzegu alei wypełnionej samochodami 
i dalej  
z bram podnosił się ludzki przypływ: gadanie, biadanie, obmowy, rozmowy, śmiech i strach. Jak w chórze, glosy dzieliły się na grupy i ustępowały solistom. Arie tenorów i sopranów roztrącały zmrok.

No i jak udawać, że nie podobał się opis Rzymu w dniach porwania Aldo Moro, skoro zachwycał? Nigdy dotąd nie spotkałam sią z tak humanistyczną próbą zrozumienia, co może czuć człowiek płacący najwyższą cenę za rację stanu, która przez wiele lat była też jego racją stanu?

I to byłaby cała, kompletnie nieelegancka  recenzja :D

Maria Kuncewiczowa
Przezrocza. Notatki włoskie
wyd. Feeria, Łódź, 2008 
Maria Kuncewiczowa twierdzi, że jestem skazana na doczesność, że jestem w niej zamknięta jak w klatce kolczastej, że każdy zachód słońca, każdy zwiędnięty pocałunek, woda spuszczona z kranu, obiad strawiony -- to kolec i rana w moim życiu skazanym na śmierć. Usiłuję (tak twierdzi Kuncewiczowa na str. 25 i 26) zlekceważyć ból, żeby obarczyć następców spadkiem bohaterstwa. I następca czym prędzej szuka sposobu, jak sprzedać bohaterstwo za motocykl.
München Residenz; dwie strony baroku


No i dowiedziałam się. I mam pytanie: czy motocykl mogłabym dostać ja, bo raz że nie mam następcy, a dwa że chciałabym sobie po klatce kolczastej pojeździć :D

Maria Kuncewiczowa Przezrocza. Notatki Włoskie. Wyd. Feeria, 2010.




przez Paola Conte nie dojechaliśmy na otwarcie sezonu targowego w Osterii  N, a sezon rozpoczyna się w pierwszą niedzielę maja, kończy w październiku i jest - moim zdaniem -imprezą na której wypada być. Może niekoniecznie w skokach na 20 cm obcasach i w zwiewnych jedwabiach, ale nie było się w Lacjum jeśli nie postało się przy wybiegu dla kóz i nie wąchało zapachu pierza w upale 30.stopniowym.

targ w Osteria Nuova

Ja z ubiegłorocznego otwarcia sezonu targowego (a przypadł wtedy na Dzień Ludzi Pracy) najlepiej zapamiętałam wykład o zgrabnym tytule Equus Asinus Domesticus i co z tego wynika. Wykład odbywał się przy parkanie odzielającym materiał badawczy od publiki i zaczynał się mniej więcej tak:
- Chce pani osła kupić? Polecam pani rasę Amiata  (to sprzedawca pokazujący szarego kłapoucha z białym brzuszkiem)
- Przepraszam, że się wtrącam, tu odezwał się pan w zamszowych półbutach,  ale uważam że bardziej pasowałaby pani rasa Asinara albo Sardo, są mniejsze, a więc mniej kosztowne w utrzymaniu, i są bardzo wytrzymałe, jak z resztą inne rasy pochodzące z południa. No i Asinara ma piękną białą sierść.
- Asinary nie mam, ale Grigio Siciliano to by się znalazł. 1500 euro z dostawą do domu.

Pan w zamszowych półbutach znał się na osłach. Dowiedziałam się od niego, że w Amiata to rasa toskańska. Jest bardzo popularna w naszych okolicach. Na południu odpowiednikiem Amiaty jest Martina Franca, duży osiołek o ciemnej, kudłatej sierści. I jeśli o wyglądzie mowa, to stylowy jest osiołek rasy Pantelleria: białe cienie wokół oczu i ciemnoszara sierść. W Abruzji była kiedyś rasa, obecnie wymarła, Cariovilli, a Viterbo miało Grigio Viterbese, Szarego Witerbskiego :D. Podobno będą  je odtwarzać z zachowanego materiału genetycznego.

Kto by pomyślał, że tyle się można dowiedzieć wisząc na płocie i wąchając smrody. Pewnie dowiedziałabym się jeszcze więcej, gdyby nie Amiata, która postanowiła dołączyć się do dyskusji, zawodząc przeraźliwie.

O rasach kur oraz ślimakach opowiem innym razem.

Gino jest zachwycony: nareszcie Kościół będzie płacił podatek od dochodów! Francesco jest ostrożniejszy, fajnie, że będą płacić podatek, ale czy znów nie okaże się, że jest jakaś dziura podatkowa, tak jak to było ostatnio: wstawili figurkę św. Franciszka i raptem hotel był miejscem kultu, a więc zwolnionym od podatku. I nie dochodowego, jak sądzi Gino, ale od ICI, podatku od nieruchomości. Podobno rząd Montiego załatał owe dziury prawne, KrK oponował, ale i tak ma płacić podatek dochodowy od swoich przedsięwzięć komercyjnych. Tych z kolei ma sporo, bo busines pielgrzymkowy ma się dobrze i ceny prowadzonych przez KrK noclegowni są bardzo konkurencyjne.

komentarz polityczny w photoshopie


Na razie plan oszczędnościowy daje po kościach głównie najuboższym. Podobno w Mediolanie zwiększyła się liczba samobójstw. Emeryci i rencisci nie mają z czego żyć i wybierają rozwiązanie ostateczne  Fabrizia i Livio twierdzą, że rząd 'ocalenia narodowego' nie ratuje wszystkich, a jedynie tych potrzebujących finansowania przez Europejski Bank Inwestycyjny. Co sądzi na ten temat Ginestra i bywalcy baru jeszcze nie wiem, bo w Ginestrze jeszcze nie byłam.
koncert Paolo Conte w Monachium. Największa sala filharmonii napchana po brzegi. I chyba ani jednego wolnego miejsca, choć pomieszczenie wielkie, na moje oko na jakieś dwa tysiące.

Conte śpiewał nowsze kawałki, głównie z CD 'Nelson', wszystkie w nowej oprawie muzycznej. Ze starych i lubianych było jedynie Via con me, za co jestem mu wdzięczna, gdyż bałam się że publika wymęczy na nim wykonanie Gelato al limon, którego szczerze nie znoszę. Ale, jak się okazało, Paolo za stary wyga by ktokolwiek był w stanie mu coś narzucić, więc Gelato nie zaśpiewał. Azzurro, z którego wykonania znany jest Adriano Celentano, też nie.

Conte po deskach sceny poruszał się jak po swoim salonie, wyluzowany i pewny siebie: tu poprawił nuty, tam popił minelarki z butelki, przetarł mikrofon. I choć ma 75 lat, trzyma się dobrze, głos nadal ma mocny.

Już pod koniec zespół towarzyszący zagrał kawałek na nutę kletzmerską, w tempie zawrotnym. Publika wtedy oszałała ze szczęścia i nawet grzeczne Monachium wyło po każdej solówce jakby byli w stajni, lub na freejazzowym koncercie w krakowskiej Alchemii. Włochów na widowni było wielu, bo i tupano w zachwycie.

Tak więc udany wieczór, choć siedzieliśmy jak gołębie na dachu, czyli prawie pod sufitem i z dala od estrady, co spowodało, że wychodziliśmy z Gasteig jakieś 10 minut a wyjazd z garażu zajął nam następne 30 minut.

biografia Paolo Conte
i do posłuchania Via con me
czyli problemy cenzurą i polityczną poprawnością.


Napisałam, cytując pewnego pana z abruzyjskiej wioski, że 'ciota z urzędu miasta zamknęła drogę w ramach walki z tradycją'. 'Ciotę', słowo jakby nie było obraźliwe, zamieniono mi w 'geja', co brzmi grzecznej, ale nieprawdziwie, bo jednak wieśniak abruzyjski tak nie mówi. Oczywiście mogłabym nie cytować, ale ja akurat lubię słuchać, co ludzie mają do powiedzenia.

Napisałam, wyliczając relikwie, spisane, jakby nie było przez anomimowego dominikanina, cytowanego przez historyka z renomowanej uczelni, w książce wydanej przez znane i porządne wydawnictwo (bo to nie zawsze chodzi w parze). I tak wyliczałam, za tekstem źródłowym: 367 całych ciał świętych, 54 głowy, 18 żeber, kilka wiader kości luzem, trochę gwoździ z krzyża, tłuszcz wytopiony ze św. Wawrzyńca, mleko z piersi Dziewicy i pióro ze skrzydła Archanioła Gabriela. Wycięto mi z tekstu tłuszcz z Wawrzyńca i mleko z piersi Dziewicy. Za ostro było? No cóż, nie ja kolekcjonowałam dziwne przedmioty i nie ja inwentaryzację wymyśliłam w ramach obrażania uczuć religijnych.

I na zakończenie, już nie o politycznej poprawności: jest coś takiego jak recykling, ale jest też repurposing and upcycling. Te dwa ostatnie, jak na razie znane w branży związanej z designem i wnętrzarstwem, ale nie mniej jednak pojęcie istnieją i mnie, jako osobie zainteresowanej designem, są znane. Recyklingu tłumaczyć nie muszę, upcycling to postawienie starego rozsypującego się krzesła z kuchni wiejskiej przy eleganckim stole w pałacowej komnacie. A repurposing  wykorzysta butelkę po wodzie i zrobi z niej prysznic lub nogi do stołu. Napisałam o resztkach kościółka przerobionego na muzeum. Upcycling czy repurposing? Ocena zależy od poglądów. Dla mnie to upcycling. Dla osoby bliżej związanej z wiarą - repurposing, czyli zmiana przeznaczenia. Początkowo wybrałam opcjęu upcycling, potem zmieniłam ją w repurposing. A i tak skreślono i przerobiono na recykling.




Powered by Blogger.