widzieliście Wczoraj. dziś, jutro z Mastroiannim i Loren? On siedzi na łóżku, ona odstawia striptiz. I gdy robi się naprawdę gorąco, Sofia przypomina sobie obietnicę daną matce sąsiada. I mówi, że nie może. A on, rozgrzany do czerwoności pyta jedynie 'cosa?', 'co?'. Twierdzę, że za do zdanie i za tę scenę Vittorio de Sica dostał Oskara w 1984 roku.
Jest takie powiedzenie angielskie fine Italian hand, co można przetłumaczyć na misterną włoską rękę, a oznacza przebiegłość, umiejętność pociągania za odpowiedni sznurek, wreszcie subtelną sztukę manipulacji. Aż dziwne, że nie ma go w języku polskim, bo przecież znamy makiawelizm, czyli czystą formę fine Italian hand.

włoska misterna ręka

Początków określenia językoznawcy doszukują się we włoskim zwyczaju mazania po oficjalnych dokumentach. Otóż marginesy umów i traktatów, a zwłaszcza wolne miejsce pod podpisami stron i świadków włoscy prawnicy zamalowywali arabeskami lub zapisywali komentarzami, czasami dowcipami, wyżywając się artystycznie i jednocześnie zapobiegając próbom poprawienia umowy. Zwyczaj wprowadzono już we wczesnym średniowieczu, a więc wyprzedzając dzieło Macchiavellego o kilka ładnych wieków. O ile? Nie wiadomo. Na włoskim odpowiedniku Ksiąg Henrykowskich, czyli na Placito di Capua,  arabeski rysowanej misterną ręką jeszcze nie ma. Jest natomiast pierwsze zdanie w języku włoskim: ao ko kelle terrre, per kelle fini qui ki contene, trenta anni le posseette parte Sancti Benedicti. Wiem, że klasztor św. Benedyktyna jest właścicielem tej ziemi od 30 lat, pisali sędziowie w uzasadnieniu wyroku w sprawie kawałka ziemi. Jak widać, pomysł na komisję majątkową Włosi mieli już w X. wieku.

Już się ucieszyłam, że Perfumeria trafiła w odpowiednie miejsce, ale nie...niestety, Perfumeria Kardynała w sąsiedztwie Cudu Eucharystycznego stoi jedynie w żarcie sytuacyjnym D. i A. Obiecałam im co prawda, że nie podam nazwiska i adresu, ale zaczynam żałować, bo idealną puentą byłby pozew sądowy dla nich za obrazę uczuć religijnych :D
Pierwsze dwa tygodnie pobytu sam na sam z Ginestrą miałam z głowy. Nie było czasu na spacery, życie towarzyskie, czytanie książek. Pierwsze dwa tygodnie uczyłam się śmieci: w poniedziałek odpady mokre w brązowej torbie, we wtorek suche różne w zielonej, w środy mokre i szkło (niebieska torba), czwartek to papier i aluminium (dwie osobne torby), w piątek znów mokre i plastik, w soboty suche.Śmieci muszą być wystawione przed dom nie później niż o 6:30 latem, a do godziny 8:00 zimą. Ustawiałam sobie budzik, na wszelki wypadek, i boso gnałam na parter by zdążyć ze śmieciami na godzinę odbioru. A po dziewiątej rano, już na luzie i siedząc nad poranną cappuccino, dyskutowałam o śmieciowych niewiadomych. Tacka po makaronie idzie do papierów czy też suchych różnych? Koperta z okienkiem to papier czy może plastik?

do posprzątania

Fabiola natomiast rozważała przynależność gatunkową muszli po mulach, bo były w sosie pomidorowym. A więc odpady mokre czy suche? Paolino z poniedziałkowego odbioru, twierdził, że suche i muszli nie zabrał. Andrea z wtorku też ich nie zabrał, bo kapały. Mule zaczynały cuchnąć i Fabiola rozważała zasadność dzwonienia na infolinię, gdy sprawa się sama rozwiązała. Paolino trafił na papier i aluminium, a mokre przejąl Franco, który nie lustruje zawartości worków.

Wyjeżdżając z Ginestry worek z odpadami kuchennymi zostawiłam pod opieką sąsiadki, choć mogłam, tak jak to robi codziennie Annamaria, zatrzymać się przy śmietniku w San Giovanni Reatino, bowiem tam segregowanie śmieci jeszcze nie dotarło. Gina, choć mieszka w Ginestrze, a nie w San Giovanni Reatino, też śmieci nie segreguje. Ale, jak zauważyła Rina, kto ma odwagę zwrócić Ginie uwagę?



sovramagnificentissimamente, które z niezrozumiałych powodów wypadło z obiegu, po raz pierwszy użył Dante, ale nie w Boskiej Komedii, a w De Vulgari Eloquentia i znaczyło w przybliżeniu coś absolutnie kompletnie cudownego, czyli mówiąc krótko: rzecz zajebiście najzajebistszą.

św. Salvatore w Spoleto, czyli Bazyli i Ka

W moim osobistym zestawieniu rzeczy sovramagnificentissimamente gdzieś w pierwszej piątce  klasyfikuje się kościół San Salvatore w Spoleto. Można nie lubić sztuki lombardzkiej, mieć uczulenie na pozostałości po Rzymianach, irytować się bazylikami, ale San Salvatore to więcej niż suma jego składników. Kolor kamienia, światło, prostota formy i szlachetny rozkład zapierają dech. Aż dziwne, że w przewodnikach po Spoleto, San Salvatore pojawia się gdzieś w tyle za nudną katedrą i za Sant'Eufemią.

św. Eufemizm: S. Eufemia a Spoleto
I nawet jeśli wizyta będzie precipitevolissimevolente, czyli najszybsza z możliwych, czyli  zajebiście krótka,  to do San Salvatore trzeba pojechać, na przykład w drodze z Perugii do Ginestry. Albo jadąc  z Orvieto nad Adriatyk, po wino do Montefalco, do Terni na zakupy, Nursii po kiełbasę i trufle, Baschi na obiad lub kolację. 

I tak  jak dziwi mnie, że San Salvatore jest prawie marginalizowany, tak nie rozumiem twierdzenia, że pewnych słów nie da się z włoskiego przetłumaczyć. Jak to nie da? Przecież to zajebiście proste :D
w nocy wymordowano kury. Ciała ofiar oprawca wyniósł, a na miejscu kaźni zostało trochę pierza i krople krwi znaczące drogę od kurnika do siatki oddzielających działki od zarośli. Początkowo sądzono, że Ginestra naraziła się Monteleone i dokonano krwawej zemsty. Ale, i tu Ginestra jest zgodna, Monteleone zwłoki pozostawiłoby na miejscu, ku przestrodze, dołączając zapewne odpowiednią pisemną dokumentację, tak jak to zrobiono kilkanaście lat temu, gdy kogut z Villa Pepoli naraził się Monteleone. I pewnej nocy go uprowadzono, by dwa dni później odstawić z powrotem, oskubanego do nagiej skóry, ale za to z kartką na szyi „następnym razem będzie rosół”. No i Monteleone nie latałoby po tylu kurnikach. Raczej unicestwiłoby drób Annamarii, mieszkającej tuż przy wjeździe do wsi. 

Guido Reni z Ginestry
Tak sobie gdybała wieś nad wtorkowym cappuccino, choć mord odbył się w niedzielę, ale w poniedziałek bar u Luci jest zamknięty, więc nie było gdzie gdybać. W końcu, między cappuccino a poganiającym je espresso, wymyślono: to nie kwawe porachunki Monteleone, a lisica dokarmiająca młode. A skoro lisica, to Ginestra odetchnęła z ulgą. Kupiła nowe nioski, przy okazji remontując płoty. Kury na noc są zamykane w kurnikach, gdyby volpe chciał powrócić po drugie danie. Lub gdyby Monteleone chciało się mścić za cokolwiek. 

Obecnie ceny świeżych jajek poszły w Ginestrze w górę. Tylko mnie się udało: Emilia podarowała mi 4 jajka, prosto od kury. Do Emilii lisica nie zawędrowała no i Emilia ma kota :D

Pierwowzór i bardzo intelektualna, jak na autorkę przystało, inspiracja: Guido Reni i jego  „Rzeź Niewiniątek”
Kropka_Kropidło_Propeller Cat

Kropka przytyła, ma brzuszek jak bębenek . Miauczy, gdy głodna, walczy do ostatniego kęsa tuńczyka w misce. Wydoroślała. Już nie kica, a biega. Sama wskazuje na moje biurko. I, biorąc pod uwagę jej charakterek, powinnam nazwać ją Kropidło, albo Desant. JC mówi na nią Propeller Cat.

Pierwszy odcinek kota
Dlaczego kardynał Hohenlohe miał pod oknami swojej willi perfumerię i czy pociągi do Rzymu zawsze się spóźniają?
książka jest już w przedsprzedaży, a od piątku będzie na półkach. Ma chwytliwy tytuł, choć wolałabym innny, atrakcyjną okładkę z moim portretem, choć wolałabym się tak nie upublicznać,  i dużo zdjęć, tak więc - w najgorszym przypadku - można sobie obrazki pooglądać i zachwycać się szlaczkiem, bowiem takowym kończy się każdy rozdział. Szlaczek nie jest mojego projektu, ale słowniczek na końcu książki napisałam osobiście.

Przyznaję jednak, że najchętniej wsadziłabym łeb w piasek i udała, że to nie ja napisałam Perfumerię Kardynała. No ale....odwrotu nie ma....


Wieści z drugiej ręki, gdyby ktoś wybierał się do Empiku: 
Empik w Warszawie twierdzi, że książka w drodze. Empik w Poznaniu uważa, że premiery jeszcze nie było. Chyba wyrwałam się za wcześnie z okopów :D

kilka dni temu trafiłam na kopalnię wiedzy o prawdziwej kuchni włoskiej. Czuję się zawstydzona, bo wydawało mi się, że wiem coś o kuchni włoskiej. Wyprowadzono mnie z błędu. Nie wiedziałam na przykład, że spaghetti to wspaniała potrawa włoska. Myślałam, że to rodzaj makaronu, ale okazuje się, że nie. Ponieważ w przepisach pojawia się składnik 'makaron do spaghetti', więc podejrzewam, że spaghetti robi się z fettucine i maltagliati, penne rigate i bucattini, oraz z motylków (farfalle), bo takie pojawiły się na zdjęciu w przepisie na spaghetti z brokułami.

Spaghetti może być również w wersji bolonese, carbonare i Napoli. To pierwsze robi się dodając do mielonego mięsa całe jajko, a oprócz jajka w sosie ma się znaleźć papryka i żółty ser. Opcjonalna natomiast jest dekoracja z bazylii i posypka parmezanowa. Tajemnicze spaghetti Napoli powstaje z przecieru pomidorowego, cebuli, oregano i żółtego sera, a spaghetti carbonare z boczku, żółtego sera, śmietany, żółtek, czosnku i cebuli. Spaghetti carbonare dodatkowo uświetni dodatek białego wina, które nada mu ten autentyczny włoski smak. 

Bardzo polecam http://jejkuchnia.pl/, zwłaszcza na przesrany dzień. Gwarantowana rozrywka i pełnia wiedzy. 
tam gdzie stoi w tej chwili Villa Leonilde, w gaju oliwnym Niemcy ustawili szpital wojskowy. Na maskujące siatki rzucili gałęzie czereśni. Kilometr dalej czereśnie maskowały działka i moździeże, z których wehrmacht ostrzeliwał Salarię. Te czereśnie, opowiadała Rita, dojrzałe były i dyndały nad wejściem do namiotów w których poustawiano łóżka polowe. Dzieciakom żal było, bo to luksus takie dojrzałe czereśnie. No i Niemcy cięli całe drzewa, a nie tylko gałęzie, więc nic po gajach czereśniowych zostały tylko kikuty drzew.

czereśniowa Ginestra
Oprócz szpitala wojskowego w gaju oliwnym stała kamienna chatka ojca Leonilde, który od czasu do czasu pomagał w szpitalu przy zmiataniu umazanych krwią bandaży lub nosił wiadra z zimną wodą do tych ostrzeliwujących Salarię. W nocy z czwartku na piątek, a może z piątku na sobotę, najważniejszy lekarz zawołał do siebie ojca Leonilde i powiedział mu szeptem - a mówił bardzo dobrze po włosku, choć nie wszyscy we wsi go rozumieli, bo brzmiał jak profesor a nie jak miejscowy - że szpital będzie się ewakuował. Zabiorą jedynie podręczny sprzęt. Ponieważ - i tu oficer podobno zawiesił głos - ojciec Leonilde jest molto gentile, więc resztę mu zostawią: garnki i łóżka, koce i poduszki, stoły i krzesła. Do niedzielnych dzwonów na mszę, po szpitalu i Niemcach nie było śladu, natomiast  w chacie ojca Leonilde drzwi nie dało się zamknąć, tyle tego bogactwa się nagromadziło. A ponieważ w całym tym bogactwie poniemieckim nie udało się butów znaleźć, do kościoła na mszę poszli boso. Gdy z kościoła wrócili, drzwi chaty były zamknięte na skobel, ale z  bogactw poniemieckich nie zostało nic. Wszystko wyniesiono: i koce, i prześcieradła, i łóżka polowe, i krzesła. Siatki i namioty. Ocalało jedynie lusterko i brzytwa, które - nie wiedzieć czemu - zostały na kikucie drzewka czereśniowego w gaju oliwnym.

Leonilde twierdzi, że nawet teraz te bogactwa poniemieckie można u niektórych zobaczyć, , chociażby pordzewiałe już dzisiaj metalowe skrzynki z niemieckimi napisami i czarnymi orłami. Drzewa czereśniowe miejscowi posadzili od nowa po wojnie, choć - jak twierdziła Rita - to już nie były te same czereśnie. Smakowały inaczej.
żeby być mistrzem kuchni trzeba skończyć wydział architektury. Jestem o tym przekonana, tak jak wiem, że dzisiaj jest piątek. W Gesualdo, w La Pergola, gotuje Franca, z wykształcenia architekt, najlepsza kucharka w okolicy. W Sulmonie z architektem z wykształcenia i właścicielem restauracji z zamiłowania (choć może bardziej z zamiłowania do Sulmony niż do kuchni) rozmawialiśmy długo o winach Abruzji. W Gandawie najlepsze czekoladki robi architekt Nicolas Vanaise. Stoi, moim zdaniem, na równi  ze sławniejszym Pierre Marcolinim z Place Sablon w Brukseli, a Marcolini to zdecydowanie najlepsze czekoladki w Brukseli.

oko architekta (YUZU)

Nicolas Vanaise otworzył sklep z czekoladkami, gdy jeszcze mieszkaliśmy w Gandawie i w każdą sobotę dreptaliśmy do Yuzu by sprawdzić co nowego Nicolas wyprodukował w danym tygodniu. I  tak próbowaliśmy czekoladek z garam masala, tymiankiem, piwem trapistów, piernikiem, cynamonem na ostro, wędzoną papryką, imbirem, trawą cytrynową, whisky, ginem, jeneverem, senchą, limoncello, pieprzem seczuańskim i prawdziwkami. Te prawdziwki w czekoladzie brzmią bardzo egzotycznie i lekko niestrawnie, ale wierzcie mi na słowo: są boskie. Smakowały nam też czekoladki  Lampedusa (to na cześć Giuseppe Tomassini) i czekoladki zrobione na moją cześć, a więc zwane Maya.

Czasami tęsknię ze Gandawą, bo bardzo to miasto lubiłam, choć nie znosiłam Belgii. A najbardziej tęsknię za   czekoladkami od architekta. Jeśli będziecie w Gandawie idźcie koniecznie na Valpoortstraat. Gwarantuję, że nie pożałujecie.

Więcej informacji:
Link do artykułu o atrakcjach Gandawy, w tym kilkanaście zdań o Yuzu. Więcej o Yuzu na stronie World Chocolate Guide
Pierre Marcolini

było tak: robiono porządki w Rzymie i, przypadkowo, robotnicy wykopali popiersie. Ładne nie było, bo poobijane, bez rąk i bez nosa, ale przypadło do gustu kardynałowi Carafie. Wystawił je na widok publiczny i, dla większej powagi, kazał je togą przyodziać do której tu i ówdzie przyczepił karteluszki z dowcipami słownymi. Tak narodził się pierwszy brukowiec, bowiem Pasquino, bo takim imieniem ochrzczono statuę, przypadł rzymskiej ulicy do gustu. Co raz pojawiały się na nim nowe cięte dowcipy, zwyczajne ploty i ostre komentarze polityczne. Ot, ulica rzymska wietrzyła poglądy :D

Pasquino na bruku (Terracina i Spoleto.Zdj. Pasquino: C. Corsini)

A gdy w 1517 roku dla Pasquino zaczął pisać Pietro Aretino, w mieście zawrzało, bowiem Pietro znany był z jadowitego języka. Leciał po wszystkim i wszystkich (no, prawie wszystkich, bo niektórzy płaci Pietro za pominięcie ich nazwiska), nie było takiej świętości, której Pietro by nie trącił. Już wcześniej, w 1514 roku, napisał paszkwil Ostatni testament słonia Hanno, upamiętniający śmierć ulubieńca papieża Leona X, przy okazji dowalając politykom i klerowi. Gdy conclave nie było w stanie wybrać papieża, Pietro kąśliwie twierdził, że go to wcale nie dziwi: jeden kardynał ma żonę, drugi nie może trzymać pióra w ręku, obmacując chłopców, a reszta to złodzieje, heretycy, oszuści, szpiedzy i zdrajcy. I przy okazji wymienił nazwiska, m.in. twierdząc że Aleksander Farnese sprzedał usługi seksualne siostry papieżowi Aleksandrowi Borgii w zamian za purpurę kardynalską. W końcu jednak Pietro przegiął: napisał nieprzyzwoite sonety do jeszcze bardziej nieprzyzwoitych rycin. W Europie zawrzało i Aretino trafił do aresztu. Gdy się wykręcił, ktoś na niego napadł, co prawie przypłacił życiem. A że stracił przy okazji patronat papieski, więc przeniósł się do Wenecji, gdzie - jak twierdził - atmosfera bardziej sprzyjała jego talentowi literackiemu. W Wenecji Pietro mieszkał ponad 30 lat,  będąc na utrzymaniu Gonzagów, korespondując z krółami i pisząc paszkwile na zamówienie.

Sulmona: nazwa której nie powstydziłby się Pietro Aretino

Pietro miał szczęście, zmarł zanim do Wenecji dotarła św. Inkwizycja i zanim wszystkie jego dzieła trafiły na Index. Jego sekretarz Niccolo Franco został skazany na śmierć, choć, twierdzi się, że nie bez powodu: teksty Franco były ostrzejsze niż paszkwile Aretino.

Informacje:
Adres: Piazza (a jakże) Pasquino w Rzymie, leżąca tuż przy via Pasquino (mapka)
historia Pasquino
biografia Pietro Aretino
więcej o Aretino można też przeczytać w książce Dianne Hales La Bella Lingua. My love affair with Italian, the world's most enchanting language
i przypis do zdjęcia z Sulmony (Abruzja): mona w dialekcie weneckim to kobiece narządy płciowe. Su znaczy na. Reszty nie muszę tłumaczyć.
przez miesiąc czytałam codziennie Corriere della sera. Wiecie: capuccino, drożdżówka, słońce, otwarta gazeta. W moim przypadku otwarta nie na sporcie i motoryzacji, a na informacjach o wysypisku śmieci, które Rzym zamierza wybudować w okolicach Willi Hadriana, dodając Tivoli - oprócz paskudnej zabudowy - jeszcze inną atrakcję. W gazecie było też o ekonomii, trzęsieniu ziemi, nowej partii populistycznej 5 Stelle i o tym, w co mężczyzna będzie się ubierał, a więc doniesienia z Pitti Uomo.

w modnych kolorach i bez skarpetek


I tak wiem już, że poważny mężczyzna zwróci uwagę na wyluzowany styl. Zamiast idealnie uszytych garniturów poszuka marynarki ręcznie uszytej. Pod nią założy pikowaną kamizelkę lub bluzę jeansową. W ramach oszczędności zrezygnuje ze skarpetek, nawet jeśli buty będzie miał takie, jakie wypada mieć, czyli za kostkę. Buty mają wyglądać na lekko używane i koniecznie z kolorową podeszwą. No i zainteresuje się wszelkimi odcieniami żółci, bo ona jest w tej chwili najmodniejszym włoskim kolorem, idealnie komponującym się z popularnym ostatnio matowym lakierem na Alfa Romeo. Bo Alfa, tak jak i zegarki chronografy, nadal jest w modzie.  I choć mężczyźni z Ginestry w relacji z Pitti Uomo nie przeglądali, to Gno zmienił czarną czapeczkę na żółtą, co prawda nie z napisem Pitti Uomo, a materiały budowlane Osteria Nuova. A pod barem można podziwiać dwa Alfa Romeo z grafitowym matowym lakierem.

zdj. z Ambiente Direct w Monachium
Powered by Blogger.