Południe
na mapie Włoch rozciągniętej na podłodze w pokoju gościnnym zaznaczamy szpilką Padulę, a JC sprawdza z GPSem ile do Paduli mamy kilometrów. Dużo. A nawet bardzo dużo, zwłaszcza, że to wypad jednodniowy.
Tak daleko na południe jeszcze nie jechaliśmy.
Za Avellino autostrada pustoszeje. Zjazd na Paestum, drogowskaz na Battipaglię (ciekawa jestem jak ją odbudowano po bombardowaniu sprezentowanej jej przez generała Clarka) i Eboli. Do Eboli też bym chciała, chociażby dlatego, że tam zatrzymał się Chrystus. Ten z tytułu książki Carlo Levi.
Gdziej w okolicach Polla zmienia się krajobraz: suniemy nie po zboczu góry, a po dnie szerokiej doliny. Autostrada gubi zakręty i resztę samochodów. Przez wiele minut jesteśmy sam na sam ze znakami drogowymi. GPS jest pogubiony i nie wie, gdzie mamy z autostrady zjechać.
|
łuki bez końca |
Mur bez końca
objeżdżamy kartuzję szukając bramy. Drogowskazy doprowadzily nas do muru, ale do wejścia już nie. Na ogół nie mam nic przeciwko wędrówce z parkingu do celu podróży, ale na Południu jest przeraźliwie zimno, a ja - zwiedziona słoneczkami na mapie pogody, zostawiłam w Ginestrze ciepły płaszcz i rękawiczki.
Jedziemy wzdłuż szarego muru, zza którego wystają wierzchołki drzew i w końcu, przy drodze podjazdowej do Paduli widać barokowy zwieńczenie bramy. Klasztor schowany jest za nasypem. Schodzi się do niego po schodach.
Jak paznokciem po tablicy, nożem w ostrzałce lub w porcelanowej misce, skrzypią metalowe drzwi między kasą a pierwszym krużgankiem. Z planu wiemy, że jest to część gościnna klasztoru. Na piętrze, ozdobione sepią i ochrą arkady kwater gościnnych, parter biały jak kreda.
Z kredy robione są stiukowe fronty ołtarzy, tło farbowane atramentem kałamarnic, błękitne cienie na liściach akantusa malował pył lapis lazuli, a kwiaty barwił na czerwono zmielony koral.
|
fabrowana kreda |
Kwiaty bez woni
Na ołtarzach ponad metrowe kandelabry i kute metalowe bukiety. Podobno woń kwiatów i głos uwodziły zmysły i odwracały uwagę od modlitwy.
W jednej sali regał na relikwiarze, w drugiej szatnia z szafkami na strój i sprzęt liturgiczny. Każdy mnich miał własny zestaw.
W kościele stalle mnichów ozdobione intarsjami. Nad ołtarzem znak zakonu i symbol patrona: CAR i kratka do grillowania. Kartuzję w Paduli poświęcono św. Wawrzyńcowi, którego wytopiony na ogniu tłuszcz znajdował się w zasobach reliwii Neapolu.
Na posadzkach kafelki, kuzyni kafelków neapolitańskich z krużganków św.
Klary. Nie dziwota. Kartuzję w Paduli fundował ród Sansevero z Napolu.
W bibliotece pod oknem tabernakulum z brakującymi fragmentami uzupełnionymi mlecznym plexi. Zgodnie z opisami i ilustracjami w niedawno odnalezionych tekstach źródłowych brakujące elementy były bogato inkrustowane kamieniami szlachetnymi. Z obawy przed zachłannością zbliżającej się armii francuskiej wywieziono je do Neapolu i tam przepadły. Projekt tabernakulum robił sam Michał Anioł.
W kuchni klasztornej więcej kafelków neapolitańskich. Rozpoznaję niektóre wzory, bo mamy je na kafelkach w kuchni. Tylko że mamy ich o wiele mniej. Na ścianach żółto- zielona szachownica, piec obłożony kafelkami z wzorem rombów, malowanych na brązowo. W katalogu
Recuperando oznakowane są jako manganese. Pewnie z manganu lub związku manganu robi się farby. Nic więcej nie potrafię na ten temat powiedzieć, bo od lat nie rozumiem chemii i związków chemicznych.
Świat bez dźwięku
Następny krużganek to cmentarz. Spoglądali na niego mnisi uczestniczący w posiedzeniach kapituły. Kapituła to najstarsi mnisi. W czasie posiedzeń wolno im było rozmawiać.
Wielki dziedziniec otaczają cele mnichów. W celach w północnej pierzei zrobiono wystawę sztuki współczesnej. Ktoś namalował zdechłego szczygła. A ktoś sugeruje, że w ścianie ukryto złotą plakietkę.
Barokowa klatka schodowa pozwala popatrzeć na równinę doliny Diano i na mur kartuzji. Jej rozmach wydaje się sugerować jej reprezentacyjną funkcję, ale niby dla kogo ją wybudowano? Klasztor i dziedziniec były terenem zamkniętym, dostępnym tylko dla nielicznych upoważnionych.
W mniejszym krużganku urządzono lapidarium, a w jednej z sal ustawiono eksponaty sztuki starożytnej. Schodów na pierwsze piętro nie udaje się nam odnaleźć.
Po części kościelnej kartuzji oprowadzał nas pan, pilnujący porządku i tego, by nie robiono zdjęć wnętrzom. Mnie pozwolił zrobić jedno zdjęcie, to scaglioli, czyli stiuku, ołtarzowego. Zdjęcia relikwiarzy i wnętrz zrobiłam wcześniej, zanim dowiedziałam się, że fotografować nie można.
Memento
Chciałabym jeszcze raz do San Lorenzo. I nie dlatego, że umieszczono ją na liście UNESCO, ale dlatego że chciałabym tę kartuzję zwiedzić z przewodnikiem. Podobno przewodnicy mają wiele historii do opowiedzenia.
Zatrzymaliśmy się przed małym sklepikiem sprzedającym miejscową mozzarellę. Obsługiwała nas dziewczyna o oczach bizantyjskich świętych. Jest zmęczona ciężkim życiem. Włoskich turystów też mieli w tym roku mało. UNESCO nie wystarcza, trzeba głosować na polityka, który pozwoli żyć lepiej, a więc nie pod dyktando międzynarodowych banków. Ona wie, że w lutym nie będzie głosować na Montiego. Mozzarella była świetna.
Informacje: bilet do kartuzji kosztuje 4 euro.
Kartuzi
Kartuzje ze Włoszech
Lista Unesco
Certosa di San Lorenzo czyli Kartuzja św. Wawrzyńca
Oficjalna strona