Najlepsze są rzeczy pod ścisłą ochroną. Na przykład smardze smakują lepiej niż pieczarki, kawałek polichromii z Asyżu jest zajebistszy od kawałka tynku z grafitti, a szafirek miękkolistny ma więcej klasy niż zwykła cebulka.

Szafirek miękkolistny objęto ścisłą ochroną w Polsce, we Włoszech - na szczęście - nie. I dlatego można się nim delektować. bowiem szafirek jest tym dla apulijskich przystawek czym orecchiete dla miejscowych makaronów, lub, precyzyjniej . orecchiette  palonej mąki- orecchiette d'arso. Występuje w wersji hodowlanej i dzikiej, czyli polnej. Giorgio Locatelli twierdzi, że odmiana hodowlana zwie się oficjalnie muscari comosum (zwane też leopoldia comosa), a odmiana dzika muscari racemosum, ale nigdzie indziej nie znalazłam potwierdzenia, natomiast na zdjęciach wszystko wygląda podobnie, więc proszę mnie nie cytować, bo się wyprę.

W starożytności muscari comosum ceniono za właściwości lecznicze. Miały oczyszczać wątrobę, uspokajać system pokarmowy i dobrze wpływać na samopoczucie, zwłaszcza mężczyzn, gdyż  uznawano je za afrodyzjak. Podobno dlatego w rzymskich burdelach podawano zupę z soczewicy i właśnie z cebulek szafirków.

Szafirki miękkolistne to lampagione, lampascione, lampascioni alla caprara, lampascioni fritti, lampasciuolo, lampascioni sott'olio i lampascioni in purgatorio. Zbiera się je wiosną, wygrzebuje z ziemi, odkrawa korzonki, obiera z łupinek jak cebulę (ciekawa jestem, czy łupinki lampasioni też barwią skorupki jajek?), zalewa wodą by wymoczyć goryczkę, szatkuje na sałatkę lub gotuje w z dodatkiem octu, zalewa oliwą, oprószone mąką podsmaża na oliwie by pod koniec dodać do nich rozmącone jajko wymieszane ze startym pecorino, czyli robi się z nich lampascioni alla caprara.  Lub szafirki idą do czyścca (lampascioni in purgatorio), gdzie dusi się je w kamionkowym garnku, wymieszane z chrupiącymi skwarkami z pancetty lub słoniny, przyprawione startym dojrzałym pecorino i pomidorami, zaś garnek zagrzebuje się w gorącym popiele. Giorgio Locatelli proponuje by zastąpić nimi cebulę w mieszance aromatyzującej, czyli w sofrito, Albo zrobić fasolową pastę do chleba aromatyzowaną szafirkami. Katie Parla jadła chrupiące lampascioni moczone w miodzie, a w Lecce próbowała ich na słodko-kwaśno. Myśmy jedli lampascioni w sosie pomidorowym, tylko - w przeciwieństwie do Katie - byliśmy przekonani, że jemy zwykłe cebulki :D

majowe kwiatki z Ginestry

Wiosną lubię chodzić po okolicznych polach. Raz uzbierałam  bukiet pięknych różowych kwiatów do wazonu by przekonać się, że ładne niekoniecznie znaczy ładnie pachnące; zasmrodziłam wtedy mieszkanie zapachem cebuli.  Innym razem sfotografowałam szafirowy kwiat, który trochę przypominał mi delfinium, trochę kwiaty ostu i gdyby nie kolor powiedziałabym, że jest spokrewniony z chabrem. Teraz wiem, że fotografowałam szafirek miiękkolistny, czyli lampascione. Moja wioska lampascione nie jada :D

Pisałam na podstawie: Dizionario delle Cucine Regionali Italiane (Slow Food Editore), The Oxford Companion to Italian Food (aut. Gillian Riley, wyd. Oxford Press), Gastronomy of Italy Anny del Conte (wyd. Pavilion)

linki:
jak przygotować lampascioni (po angielsku), artykuł Giorgio w Guardianie, szafirki w oliwie i przepis na lampascioni alla caprara zwane przez autorkę lampascioni del massaro.
Corriere della sera podaje, że centrolewica ma 38%, centroprawica, a więc Berlusconi, 30, 5 Stelle 19, centrum Montiego nie osiągnęło 10%, kuśtykając w ogonie na swoich 8-9,5% (oficjalnych danych jeszcze nie ma). Reuters twierdzi, że Bersani (centrolewica) może mieć problem ze stworzeniem rządu, chyba że dogada się z Montim (jeśli jego ugrupowanie wejdzie)  i jakoś się to może będzie kulać. Tymczasem Berlusconi okazał się jak wirus opryszczki, raz się go złapie i pozbyć się go już nie można.

tego jestem pewna.....
W Lacjum wygrał przedstawiciel Partii Demokratycznej (PD). Od jakiegoś czasu próbowałam dowiedzieć się, co to za zwierzę ta PD. I wiecie co? Wiem jedynie, że Stefano jej nie ufa z racji powiązań z partią komunistyczną, Andrea raczej ją toleruje, a Luca nie wierzy politykom. Pewna jednak jestem, że za znak obrali sobie gałązkę oliwki. Dobre i to....

Piosenką wszechczasów okazała się być Margherita Riccardo Cocciante. No cóż, mogło być gorzej.

Październikowe zdjęcia oliwek: Ginestra 

I ciąg dalszy, który wypada zatytułować: WYSYP OPRYSZCZKI. Spektakularny finisz Berlusconiego, minimalne zwycięstwo lewicy, mizerne szanse na stworzenie stabilnego rządu i dowód, że poparcie KrK nie jest tym czym było przed laty.....no i perspektywa pisania o następnych wyborach, które mogą być rozpisane już niebawem....
Włoska cisza wyborcza jest pojęciem rozumianym luźno. Poważna dyskusja o szansach kandydatów byłaby zdecydowanie w złym stylu, ale humor jest dozwolony. I tak we włoskiej metaforze politycznej  na torach San Nicola rwą konie z stajni Bien Comun (aluzja do Italia Ben Comune centro-lewicy), a partia 5 Stelle komedianta Bepe Grillo zwana jest stellar. Pier Luigi Bersani to jokej Pier le Smacchiateur, Monti  - Mario de la Montaigne, a Berlusconi - Burlesque. Oczywiście wszystko jest dowcipem w najlepszym stylu, twierdzi redaktor notapolitica.it. A jak kogoś konie nie rajcują, to można sobie poczytać o kardynałach głosujących na papieża. Kardynałowie nie istnieją, ale ubawić się można.

By nikt nie powiedziałm, że włoszczyzna nie ryzykuje, tu też będzie łamanie ciszy wyborczej. I jak we włoskich wyborach włoszczyzna ma trzech kandydatów na najlepszy utwór muzyczny wszechczasów: 
1. Al Bano i Romina Powers


2. Don Lurio i Lola Falana



3. Riccardo Cocciante


 
A dla zwolenników bliźniaków, najpiękniejszy niemiecki import: siostry Kessler:


I to by było wszystko ode mnie. Jutro ogłaszam zbiórkę funduszy na zapłacenie kary za złamanie ciszy wyborczej. Podobno kara wynosi 33 tysiące euro.
U ZINGARU nazywają nas sąsiedzi. Nie sąsiedzi z naszej ulicy, ale sąsiedzi naszej wioski: Poggio Moiano i Monteleone. U zingaru komplementem nie jest. Lepiej gdyby mówi o nas Ginestrini. Albo Ginestroni. Gino jednak twierdzi, że lepiej być u zingaru niż lebiegą z Monteleone lub mieć mordę przerytą chlaniem w Poggio Moiano. Stefano też jest dumny z bycia u zingaru. Na butelki czerwonego wina własnej roboty nakleił etykietki: u zingaru, Ginestra Sabina. Rok 2012.

muzealne u zingaru
U zingaru (włoskie il zingaro) to gwarowe określenie cygana
wsiadł Jerzy na konia. Patataj, patataj. gna po drogach. Stukają końskie kopyta na kamieniach, w słońcu zbroja błyszczy aż strach. Patataj, patajaj gna Jerzy, na lancy łopocze chorągiewka. Patataj, patataj, wjechał Jerzy do lasu. Ucichło stukanie końskich kopyt, a zaczęło się kląskanie podmogłej ściółki i brzęczenie komarów.

Jerzy, zbroja i smok


Jedzie Jerzy, jedzie, i jedzie przez las. Patrzy Jerzy, a tu na drodze leży smok. Zielony jak jaszczurka, nakrapiany jak jaszczurka, tylko że większy. Chciałby go Jerzy objechać, ale po jednej stronie chaszcze, a po drugiej mokradło. Koń zapadnie mi się w błocie, myśli Jerzy.  W końcu dźga Jerzy smoka lancą. Smok mówi au, co znaczy oj boli, i umiera.

ciemny las
bolesne dźgnięcie lancy

Mamy w Austrii między Braunau a Salzburgiem wioskę S. Georg i wioskę, a właściwie wioszczynę, Au.

Zdjęcia z Antwerpii i Gandawy
końcówka
zamykają Pinakotheke der Moderne w Monachium. Nikt nie mówi na jak długo. Ostatnia wystawa poświęcona jest architektowi. Wiecie, Witruwiusz, Palladio i inni tacy. Mnie najbardziej podobały się modele budynków: zwłaszcza te stare, robione ręcznie...
- Słyszałaś najnowsze wiadomości? Zapytał od progu JC.
- Mówisz o abdykacji B16? To słyszałam.
- Ale ja o pogodzie. Ma być jeszcze zimniej.

Corriere della sera, La Republica dyskutują o powodach. I chwalą B16 za odwagę cywilną, za godne schodzenie ze sceny. Tak jak chwalono JP2 za godną śmierć. A więc trwanie na stanowisku do końca jest chwalebne, ale chwalebne jest też abdykowanie, gdy się nie ma siły...Na razie pisze się laurki. Za kilka dni zaczną się pierwsze dyskusje o następcy.

I o ile do wyboru nowego papieża mam podejście so what?, to we Włoszech się zagotuje. Jakby nie było, za wiele jest powiązań, w tym również ekonomicznych, między Watykanem a Republiką. Jedno jest raczej pewne: Watykan nie stanie się demokracją. I nadal będzie wpływał na włoską politykę zza kulisów, niezależnie od tego czy na tronie zasiądzie reformista czy też tradycjonalista.

Dzisiaj pada śnieg. A jutro ma być 10 poniżej zera.
Pomarańcze, z którymi jechał całą noc by rano stać na parkingu przy via Salaria, sprzedawał skrzynkami, prosto z przyczepy, Gdy wstawiał nam skrzynkę  do bagażnika, zapytał, czy interesuje mnie kiełbasa, bo ma w szofce i salsiccię i 'nduję. Obydwie robił sąsiad, rzeźnik, więc pełna purezza.  Salsiccia na antipasto, 'nduja to baza potraw. Ponieważ nie rozumiałam o co chodzi z tą bazą, więc obrazowo wykonał piłujący ruch prawą dłonią, kciukiem i palcem wskazującym lewej wyznaczając grubość odkrojonego plastra, potem odłożył wirtualny nóż, chwycił uchwyt rodla z rozgrzaną oliwą na którą wrzucił plaster czerwonej od peperoncino 'nduii, a w prawą rękę złapał za równie wirtualną drewnianą łyżkę (nie wolno metalowej, zastrzegł) i zaczął nią rozgniatać smażącą się kiełbasę. 'Nduja ma się rozpuścić w oliwie, stworzyć gęsty sos, tlumaczył, ciągle mieszając w garnku Doda pani zioła lub czosnek, ugotowaną fasolę lub spaghetti. Oczywiście można też 'nduję z odori, wlać wodę, zrobić minestrę. Lub rozsmarować na zrumienionej grzance, ewentualnie poukładać na pizzy.

Lubi pani pikantne potrawy? Bo 'nduja jest ostra. Jak język mojej teściowej.

Następny czerwony banknot przeszedł z ręki do ręki i zniknął w kieszeni za ciasnej brązowej marynarki, a ja zabrałam woreczek z 'ndują. Podaliśmy sobie dłonie, ja życzyłam mu szczęśliwej podróży z powrotem do Kalabrii, a on mnie dobrego nowego roku. Do mojego 'na wzajem' nawet się nie uśmiechnął, ale dodał, że wystarczy mu jeśli będzie tak samo.


Spaghetti sprzedawcy pomarańczy zrobiłam tego samego dnia. Plaster 'nduji wrzucony na gorącą oliwę najpierw skurczył się, pokruszył jak mięso mielone, a potem zaczął się rozpływać, tworząc intensywnie czerwony sos. Spaghetti z nim było się bardzo pikantne, ale nie boleśnie. Coś, co sąsiad dodał do kiełbasy, a czego smaku nie byłam w stanie zidentyfikować, nadało sosowi dodatkowego aromatu.


'Nduja é una salsiccia spalmabile molto picante. Diffusa in tutta la Calabria, é originaria della zona del Monte Poro. Le sue origini sono piuttosto incerte, tłumaczą w Atlante Slow Food dei prodotti italiani (Slow Food Editore): 'nduja to miękka kiełbasa, bardzo pikantna, rozpowszechniona w całej Kalabrii, ale pochodząca z okolic Monte Poro. Nie ma pewności co do jej pochodzenia. Jedni twierdzą, że jest spokrewniona z francuską andouille, rozpowszechnioną dzięki Hiszpanom. Prawdziwa 'nduja robiona jest z wieprzowiny drugiej klasy, a więc podbrzusza, głowizny, drobno mielonej, przyprawionej ostrą papryczką.

głównie lokalesi

lokalesi (tak określamy kocią grupę trzymającą władzę) robią kibolskie ustawki. W ustawkach nie bierze udziału Paola z racji bycia damą, ale Kropka już tak i potrafi walić na oślep nie gorzej od chłopaków. Ale bardziej od ustawek lokalesi lubią ciepły kaloryfer, ewentualnie fotel. W przypadku kotów, kibolstwo kończy się tam, gdzie zaczyna się wygoda i pełna micha wypełniona tuńczykiem (oczywiście najlepiej świeżym).
Oskar
Na przyjazd Alessandro czekaliśmy, utuleni w płaszcze i futra, na parkingu przy osterii, od czasu do czasu przesuwając się do innej grupy w celu rozruszania krążenia.

Alessandro zjawił się między makaronem a pizzą, od drzwi witając się ze wszystkimi. Młodo wyglądający mężczyzna w średnim wieku, o miłym uśmiechu i zdecydowanym uścisku dłoni.
Wysoko postawiony w policji, chyba pułkownik, szepnęła mi do ucha Leonilde, a jego żona to moja rodzina, choć dalsza...nie żeby chciała się do koligacji przyznawać.Powiązań rodzinnych trudno się było dopatrzeć. Przysadzista Leonilde, turkusowy sweterek ze złotą broszką na kołnierzu, zapach naftaliny i wypłowiała farba na włosach, zaś kuzynka po dyskretnym liftingu linii żuchwy, rasowo szczupła i dyskretnie modna: koronka w czterolistne koniczyny na jednym nadgarstku, złoty Cartier na drugim, czarna kaszmirowa szmijzerka, botki ugg i krótki czarny kożuszek.

I Alessandro i jego małżonka reprezentowali rzymski styl weekendowy, czyli angielski ziemianin spotyka Green Peace z Hollywoodu. Było w tym wszystkim odrobina glamour i bardzo dużo doskonałego aktorstwa. Wielkie wejście było świetne a Wyjście jeszcze lepsze, zwłaszcza w jego wykonaniu, gdyż rola kobieca wywaliła się na przekładaniu loków z jednego ramienia na drugie. Nawet dla mnie, nieobeznanej z filmem, było to zbyt oczywiste i zbytnio ciągnęło niemym kinem.

Gwiazdy usiadły przy naszym stole. I w ciągu kilku minut wszyscy zmieniliśmy pozycję, nieznacznie zwracając się w kierunku Alessandro, który perorował o polityce, mówiąc wiele i pięknie,  podkreślając co atrakcyjniejsze sformułowania  odpowiednim ułożeniem dłoni. Było to tak naturalne, że dopiero pod koniec wywodu zorientowałam się, że tak naprawdę to nie mówi nic. No ale podobno świetny aktor potrafi czytać regulamin stowarzyszenia księgowych tak, by publika była zachwycona.

za kulisami


Statuetka
Wielkie Wyjście odbyło się tuż po tiramisu i po kawie. Tu poklepano po ramieniu, tam objęto, a gdzie indziej pocałowano w policzek. Stefano odprowadził gości do samochodu i wrócił z kopertą. Znajdował sę w niej kaledarz carabinieri, który - jak poinformował mnie Stefano - jest we Włoszech bardziej ceniony niż sławny kalendarz Pirelli.

Najlepsza rola drugoplanowa
Kelnerzy. Było ich dwóch, obsługiwali 45 osób a mimo to nikt z gości nie patrzył na pusty talerz lub półmisek. Grillowane warzywa były ciepłe, kilka gatunków prosciutto pokrojono na bibułkę, foccaccia chrupała w zębach, a makaronu na dokładkę nie brakowało. Jedliśmy pizze, rozciągnięte na wielkich drewnianych deskach, z ruccolą i braseolą, z pikantną kiełbasą, z czarnymi oliwkami i mozzarellą.

rekwizyty

Nagroda Publiczności
A nagrodę publiczności dostaliśmy my, gdyż podarowaliśmy solenizantce niedawno wydaną biografię arcybiskupa Mediolanu. Tu solenizantka się rozpłakała ze wzruszenia i musieliśmy wyjść na środek sali by mogła nas uściskać. Nie zwróciła uwagi na piękny papier pakunkowy z mojej kolekcji, nie odstraszył jej tytuł, który nazywał arcybiskupa Mediolanu prorokiem. Carlo Maria Martini to prawdziwy chrześcijanin, powiedziała, próbując ucałować JC w policzek. Dziękuję wam bardzo za tak przemyślany prezent. Podziękowania przyjęliśmy z pokorą i nawet powieka nam nie drgnęła. Najwyrażniej jesteśmy lepszymi aktorami niż nam się wydawało. Nikt bowiem nie zorientował się, absolutnie nie mieliśmy pojęcia co kupujemy. Posłuchaliśmy jedynie porady księgarza z Rieti: to książka dla wierzących. I uwierzyliśmy mu na słowo :D

Zdjęcia pochodzą z Rieti, z abbazii S. Domenico (Sora), a napis Dante C. znalazłam na odrzwiach kościoła w okolicach Magliano dei Marsi w Abruzji.
Powered by Blogger.