najładniejsze cztery litery

Lubię miejsca o krótkich nazwach: Bussi, Itri, Sutri (o Sutri dopiero będzie), Nepi (o Nepi też będzie). Do Atri w Abruzji pojechaliśmy właśnie dla krótkiej i przyjemnie kojarzącej się z Itri nazwy. A ponieważ o Atri zgodnie milczą przewodniki, więc miasteczko niespecjalnie oblegane przez stonkę turystyczną i dlatego można w Atri robić to, czego nie wolno w znanych miejscach.


A więc można można pogłaskać po głowie relikwiarz na serce lub płuca. Wolno dotknąć pogryzionej przez korniki madonny, sprawdzić czy rzeźba Tommaso Illuminatiego jest przyjemna w dotyku, usiąść na tronie biskupim i poszurać butami po podłodze cysterny by wzbiły się tumany kurzu.


I gdyby nie to, że klęczniki nie zmieszczą się w torebce, to pewnie można by je było wynieść. A te wszystkie przyjemności za 6 euro (albo 8, nie pamiętam) od osoby, gdyż tyle kosztuje bilet do rzymskiej cysterny, którą średniowiecze przerobiło na kryptę klasztoru i do muzeum, czyli kolekcji relikwiarzy i rzeźb oraz skorup rodem z pobliskiego Bussi.


Majolika z Bussi to moje nowe odkrycie. Podobały mi się dzbany na oliwę lub wino o zdecydowanie fallicznym kszałcie oraz patera z konterfektem zezowatego króla, zachwycił  prawie Tintoretto godnie obłażący z farby, co dało obrazowi postmodernistyczny posmaczek. Piękna też była madonna, która mogła, ale nie musiała, pochodzić z warsztatów della Robbia, terrakotowa Katarzyna Aleksandryjska i Katarzyna ze Sieny na ludowo, w kwiecistej szacie.


A jak tylko znajdę przewodnik po kompleksie klasztornym (8 euro, warto kupić PRZED zwiedzaniem katedry) to jeszcze opiszę o czym są kolorowe freski i kto je namalował. Oraz opowiem o kamiennym baldachimie i kamiennym korkociągu.
Właśnie tym korkociągu


0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.