Święta w lodówce

Mario włączył wodę; mamy prąd, kuchenke polową dwupalnikową, składane łóżka z BoConcept, stół, 2 krzesła, grzejnik na parafinę, puchowe kołdry, garnki, talerze i miski oraz chęć pomieszkania w nowym domu. W wigilię wyruszyliśmy całą piątką na południe. O 20:00 byliśmy na miejscu.

Wigilia
Dom pachniał wilgocią i był przeraźliwie zimny. Koty wypuszczone z klatek obeszły kąty i stanęły pod drzwiami dając nam do zrozumienia, że możemy już wracać do domu. Hans zaczął uruchamiać grzejnik parafinowy a ja szykowałam łóżka dodając następną warstwę kołder i koców. Grzejnik nie został uruchomiony, bo do tego potrzebne były baterie, których myśmy nie mieli. Ubrani więc pikowane kurtki i poszliśmy do łazienki żeby umyć zęby w lodowatej wodzie. Spaliśmy pod dwoma warstwami kołder i kotami, ja dodatkowo w wełnianych skarpetach, swetrze i spodniach od dresu. Włosy przymarzały do poduszek, a każdy oddech znaczony był widoczną parą.

1szy dzień świąt
cieknie spłuczka w łazience; d..pa przymarza do siedzenia a na głowę kapie lodowata woda . Zakręcamy więc dopływ wody. Będziemy spłukiwać wiadrem. Grzejnik na wodę działa, więc można rozgrzać zgrabiałe ręce i umyć talerze po śniadaniu. Postanawiamy wyruszyć autostradą w kierunku Toskanii. Na którejś ze stacji benzynowych powinni mieć baterie do grzejnika.

Na parterze włazimy w głęboka na kilka centymetrów kałuże wody. Kapie kran przy kominku. Wymiatamy wodę, Hans zakręca kurki. Na zewnątrz jest cieplej niż w mieszkaniu chociaż prószy śnieg.

Baterie kupione, grzejnik działa. Z workow plastykowych konstruujemy system odpływowy do kapiącej wody. Na obiad jemy chłodny makaron z sosem pomidorowym (stygnie jeszcze w czasie odsączania na sicie). Insulinę dla Peppera trzymamy w pokoju na piętrze powyżej. W nocy zamarza tam woda i masło.

Koty siedzą schowane pod kołdrami i nawet nie chcą jeść

2. dzień świąt
pada deszcz, cieknie dach i rura na parterze. Decydujemy że wodę będziemy odkręcać dwa razy dziennie--rano i wieczorem w celu napełnienia wanny i wiader wodą. To będzie nasz mechanizm spłukiwania toalety. Po śniadaniu (kawa stygnie natychmiast, mleko prawie można kroić) wyruszamy zwiedzać okolice, po części z ciekawości, po części dlatego że auto ma ogrzewanie.

Jedziemy do klasztoru w Farfa. W kościele msza, wchodzić nie wolno. Można jednak obejrzeć zabudowania klasztorne i gaje oliwne. W Farfa świeci słońce i jest o wiele cieplej niż w Ginestra.

W drodze powrotnej odkrywam gdzie można kupić świeżą oliwę. Na kolację jemy chleb z salami i pijemy wino. Uczymy się recycling i konserwacji energii: woda od osączania makaronu nadaje się do spłukiwania toalety.

Usprawniamy system. Koordynujemy mycie naczyń, zębów i szyi. Wszystko ma się odbywać w czasie wieczornego odkręcenia wody.

Marzy mi się prysznic z gorącą wodą. W miedzyczasie pechęrz moczowy zaczyna protestować i, chcąc nie chcąc, muszę odbywać częste spacery na górę. Za każdym razem wdziewam kurtkę puchową, a w nocy owijam się jeszcze szalikiem. Niestety, metody na ocieplenie klapy sedesu nie wymyśliłam.

Idąc spać, nie wyłączamy jednak grzejnika.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.