może będzie lepsze

sądziłam, że będę mogła pisać książkę i włoszczyznę. Myliłam się. Albo buty, albo spodnie. Albo blogujemy, albo piszemy książkę, zwłaszcza gdy ma się ambicję by zamieścić w niej nieodgrzewany materiał. 28. lutego myślałam już że skończone. Nie było. Z rozrachunku końcowym wyliczono, że napisałam broszurę a nie książkę i muszę dopisać 100 tysięcy znaków. Wiecie ile to jest? To bardzo dużo, zwłaszcza dla osoby, której cały dzień zajmuje napisanie blogonotki o ryżu :D

Ale nie o tym. Nadal nie mam pozwolenia od wydawcy by chwalić się genialnym tytułem i zajebistymi tytułami rozdziałów (być może jedynymi artystycznymi wartościami dzieła mojego życia), ale mam cichą nadzieję, że to co napisałam będzie lepsze od książki, która przyszła dzisiaj z poranną pocztą. Kupiłam w merlinie Włochy. Podróż na Południe Anny Marii Goławskiej. Od razu zaznaczam, że całej książki nie przeczytałam, ale mam za sobą lekturę rozdziałów o Bominaco, Rieti, dzięki czemu dowiedziałam się, że Rieti leży w Abruzji, a dwa kościoły w Bominaco - S. Pellegrino i Santa Maria Assunta pozamieniały się miejscami i Santa Maria zeszła z górki, a Pellegrino, jak na Pelegryna przystało, wdrapał się na wzgórze.

Poczytałam też o Trani i Molfettcie(akurat obydwa miasta znam), zajrzałam do opowieści z Abruzji, dla rozrywki pozakreślałam w teksie literówki. I to by było wszystko co mam do powiedzenia na temat lektury. Nie powiem, żeby nie czytać, ale też nie będę zachwalała, bo jak jak na książkę o podróży na południe Włoch to jakby za mało. Jest trochę klimatu, ale brakuje głębi. Powinno więcej informacji o miejscach (jeśli książka miała być przewodnikiem) lub dużo więcej obserwacji, kulinariów, rozmów (jeśli miała opowiadać o podróży).

Podobno pani redaktor czytająca moje wypracowanie jest profesjonalistką. Mam nadzieję, bo literówek narobiłam bez liku, zaś składnia niektórych zdań utwierdza mnie w przekonaniu, że liceum humanistyczne z rozszerzonym językiem polskim nie wzbogacił mojej wiedzy i tak w ogóle to nie był trafiony wybór. Powinnam była wybrać szkołę kopania rowów. Tak więc liczę na panią redaktor. A tak w ogółe to boję się, że z te 400 tysięcy znaków z kawałkiem okaze się takim takim kundlem stylistycznym jak książka Anny Marii Goławskiej.

7 comments:

  1. Ja wiem, ile to jest 100 tysiecy znakow. Mam biuro tlumaczen w Polsce, zalezy ile na stronie masz znakow,ale licząc np ok 1600, to rzeczywiscie napisalas broszurke skoro tyle brakuje. Ale na pewno ma tresc! I ja tak bym to widziala, zawsze optymistycznie! Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  2. Tak myślałam,ze jesteś zapracowana.Strasznie jestem ciekawa efektów.O składnię u Ciebie jakoś tak bardzo się nie martwię.Ciekawe jednak czy pani redaktor ze starej szkoły,bo składni redaktorów nowej obawiałabym się bardziej;)

    ReplyDelete
  3. a co ja tam wiem o pisaniu książek? Zwłaszcza od strony księgowości i przeliczania zapisanych stron na stastyczne strony i arkusze.Pewnie umawialiśmy w wydawnictwemsię na ilość arkuszy, co nie znaczy, że ja to zakodowałam.:D

    @Birbant: może będzie dobrze, bo wydawnictwo renomowane. Raczej redakcję dokładną zrobią. Boję się, że mi nieformalny styl zechcą na elegancki przerobić, A w oóle to już nie wiem czego się boję. Pewnie wszystkiego.

    ReplyDelete
  4. Mayu, napisz, ocenimy:)
    jestem bardzo ciekawa Twoich rozważań i, nie będę ukrywać,bardzo zaskoczona pomysłem wydania książki.
    pozdrawiam

    ReplyDelete
  5. @Libreria; na twoim miejscu nie wstrzymywałabym oddechu. Napewno nie będą pogłębionie badania społeczeństwa ani też bryk z historii, raczej opowieść łatwa, lekka i mam nadzieję, że przyjemna, z odrobiną zakręconego humoru i z wsadzaniem niewielkiego kija w mrowisko. Wydawnictwo remonomowane (powstrzymuję się od wymieniania tytułu i itd, gdyż na razie nie mam zgody wydawcy), na razie projekt zaciął się na redakcji tekstu.

    ReplyDelete
  6. czytając Twoje teksty tego kija w mrowisku jestem pewna jak nic i to mnie szczególnie cieszy. Jak tylko się pojawi na rynku, pójdę i zakupię osobiście wchodząc do księgarni, co mi się ostatnio rzadko zdarza bo zamawiam tony książek przez internet, ale tym razem zrobię wyjątek. Niech się pospieszą:)

    ReplyDelete
  7. Oby się nie spieszyli, bo przy maksymalnie napiętym planie wydawniczym nawet najlepsi redaktorzy w najlepszych wydawnictwach puszczą różne rzeczy. I ważne, żeby wzięli dobrego korektora. Trzymam kciuki i czekam na wiadomość, że książka już w sprzedaży :).

    ReplyDelete

Powered by Blogger.