Znani byliśmy. Mówiono o nas: to ci, co ogrzewanie zostawili włączone, to ci na niemieckich rejestracjach, i w końcu: to ci co łóżko zrobili z palet pomalowanych na biało! Ale sławni staliśmy się dopiero 26. grudnia o 18:57, gdy Pierluigi ogłosił nas z ambony.

Tak więc sławna jestem. JC też jest sławny, ale jakby mniej, bo nie rozumie co o nim mówią. A ja rozumiem. I tak wiem, że Pierluigi podziękował nam, że wspieramy społeczność, że uczestniczymy w życiu wsi, że napisałam o Ginestrze książkę i że przyjechaliśmy na koncert. Tak Pierluigi mówił z ambony, tylko ładniej mówił, płynniej i całymi zadaniami, jak to Pierluigi ma w zwyczaju, a ludzie, cały kościół ludzi, klaskał. Myślałam nawet, żeby wstać i się ukłonić albo coś, ale z końcu tego nie zrobiłam, bo mi to jakoś do tego namaszczenia z ambony nie pasowało.

No i okazało się, że sławna stałam się dzięki pochyleniu głowy i rumieńcowi, którym się oblałam. Od 26.grudnia slyszę: to chyba o tobie mówił Pierluigi? Albo, chyba lubicie Ginestrę, skoro ciągle tu przyjeżdżacie? Albo, czy chcielibyście mieszkać gdzieś indziej? I komentują: miło, że się tutaj tak podoba. Albo, taka ważna osoba, a taka skromna! Nie chwali się, nie wywyższa. Widzieliście, głowę pochyliła i nawet się zarumieniła...
falbanki, obcasy, imprezy i sesje fotograficzne


Tymczasem ja akurat zmieniałam ustawienia w aparacie. A rumieniec to zasługa gazowego grzejnika,  grubego płaszcza oraz świadomości, że na koncert przyszłam w poplamionej atramentem bluzce. W końcu zarumieniłam się ze wstydu, bo kilka dni wcześniej odpowiedziałam Pierluigiemu, że  'przede wszystkim przyjechaliśmy na koncert', gdy zapytał czy przyjechaliśmy na święta....

Dobrą stroną sławy jest to, że siedząca obok mnie kobieta, po upewnieniu się że rozmawia w wymienioną z ambony Mają, opowiadała o koligacjach rodzinnych maestro, który dawno temu biegał po naszej ulicy z majtkami w ręku. Ale, jak twierdziła moja rozmówczyni, już wtedy Pierluigi był persona dell'autorita. I dlatego mieszka tuż przy kościele, w siedzibie dawnej plebanii. Zaś za remont w niej opowiada Fabrizio, też sławny, choć z zupełnie innych powodów.


Drogi czytelniku, kursów włoskiego nie będzie. Raz, że nie zamierzam nadrabiać braków w wiedzy o gramatyce, a dwa, że po co, skoro formułką parla inglese/tedesco/polacco obskoczysz sytuacje kryzysowe, i przy okazji kupę pilnych? 

zdjęcia: jedzie mi tu czołg ECESpanish, Gennaro Contaldo Uyen Luu, Silvio zadzwoni autor Andreas Solaro dla Getty Images, dwa pozostałe -  Carlo Valentini
Oczywiście, są jeszcze rozmówki. Można się nauczyć na pamięć pytania: ile czasu zajmie naprawa, skoro tygodnia potrzeba by rozwikłać odpowiedź mi ci e voluta un'ora per finirlo/la? A w sytuacjach stresowych i tak mózg się zawiesza. Adres? Nie pamiętam. Kod pocztowy? zero trzy albo zero dwa.....O tym, że  nadmierna prędkość wyrzuciła na zakręcie samochód 'znaprzeciwka'  i dlatego zostawiłam całą prawą stronę wypożyczonego auta na balustradzie, opowiadałam warcząc i rysując szkic drogi, gdyż zapominam, że velocita, że strada, że alta, że visibilita inferiore, że la macchina. Na szczęście stress nie wpłynął na umiejętność gestykulowania i po kilku minutach rozmawiało się nam płynnie: stało się, nie ma sprawy, ubezpieczalnia do mnie zadzwoni, a może i nie, jutro, pojutrze, kiedyś. Ostatecznie wszystko mi jedno, nie moja broszka. Ze swojej strony będę trzymał rękę na pulsie, gdyby do mnie zadzwoniono. Dziękuję serdecznie, spadam, jakby co, to jeszcze się zobaczymy, ostatecznie ty w Ginestrze, ja w Poggio Moiano, więc może kiedyś razem na kawę....Tak sobie z carabiniere o gadaliśmy i ale pewniej bym mówiła, gdybym dłonie miała prosto od manikiurzystki a nie od puszki z farbą w kolorze niebieskim ;)

Jak penne - pene, la fica - il fico, tak gesty mają swoje językowe dwuznaczności: rozumnego w wariata zmienisz stukając się palcem w skroń, a lakier od szanela nie pomoże, gdy pukając w niemalowane, skierujesz pięść z wyprostowanym wskazującym i małym palcem w górę, a nie w dół. Bo o ile ten drugi gest jest odpukiwaniem na szczęście, to ten pierwszy - niezależnie od regionu -  oznacza cornuto (koleś, zostałeś rogaczem!)....

Warto też pamiętać, że nasz znak 'jedzie mi tu czołg' po włosku znaczy 'widzę, obserwuję, mam na ciebie oko', a niedowiarę zaznaczasz przystawiając dłoń do brzucha, tak jakbyś zaznaczała długość opowieści z brodą, albo....i tu odsyłam do podręcznego słownika języka włoskiego. A tych jest wiele:



 

Na przyszły piątek proszę przygotować krótką prezentację o problemach komunikacyjnych Rzymu. Dodatkowe punkty za płynność wypowiedzi, odpowiednią mimikę i ładny lakier do paznokci :)
Mówimy autista, calcio, tramezzino, nie wiedząc nawet, że do języka włoskiego wprowadził je Mussolini, który ustami Paolo Monettiego wypowiedział wojnę chwastom gwarowym, la malerba dialettale.



Zgodnie z kodeksem karnym z 1930 roku* przekleństwa (i bluźnierstwa) w miejscach publicznych stały się przestępstwem, a za używanie a słów obcego pochodzenia na szyldach lub w druku płacono kary pieniężne. Stąd autista zamiast szofera, tramezzino a nie sandwich na talerzu i cavolo zamiast cullo lub cazzo. Gabrielle d'Annunzio ukuł wtedy czasownik fregarsene (potrzeć się). Me ne frego, mnie to zwisa (lub wulgarniej, jebię to), mówiono. A plakaty nawołujące do przywrócenia dziewictwa językowi krzyczały Italiani, boicottate le parole straniere! (Włosi, bojkotujcie słowa obcego pochodzenia!), zapominając, że słowo bojkot pochodzi od nazwiska capitana Boycott'a, osoby jak najbardziej obcego pochodzenia.

========
* Codice Rocco (od nazwiska jego twórcy, ministra sprawiedliwości w rządzie Mussoliniego). Codice Rocco zastąpił wcześniejszy Codice Albertano i Codice Zanardelli; miał wpływ na cenzurę w telewizji, ale o tym w następnym odcinku.



jak się za dużo ciasta na ravioli zrobi, to można albo makaron pokroić, ułożyć go na tackach po makaronie sklepowym i zamrozić, albo najpierw pokroić fettucine, a potem je na quadrucci przerobić. Gotowe quadrucci przesypać do płaskiego naczynia, ustawić w przewiewnym miejscu, potrząsać codziennie przez tydzień aż się quadrucci zrobią suche i twarde. I takie suche wrzucać do wrzącego rosołu.

Suche, czyli po naszemu  -  mączyste, mają też być kartofle.  W markecie powiedziano mi, że suche są te z czerwoną skórką, te drugie nadają się na sałatki i do minestry.



Kartofle z czerwoną skórką umyć, ugotować, obrać i jeszcze ciepłe przecisnąć przez praskę. Dodać jajko lub dwa, dosypać mąki tyle, by powstało gładkie ciasto. Potem turlać wałeczki, kroić je na kawałki, gotować do momentu aż wypłynią na wierzch, polać sosem pomidorowym, najlepiej takim w którym wcześniej ugotowało się żeberka wieprzowe. W szklance nowe czerwone wino rozcieńczone wodą mineralną. Rosół z quadrucci dla babci Nicoliny, żeberka z sosu dla nas. Na stole cerata, na niej kromki chleba i mandarynki, a nad głowami program kulinarny o formowaniu zgrabnych gnocchi na grzbiecie widelca.


Jesteśmy szczęśliwi. Dojechaliśmy do San Felice Circeo, wjechaliśmy na górę, zobaczyliśmy akropol, kot pozwolił nam zaparkować samochód.

Jesteśmy szczęśliwi, że z San Felice Circeo udało się nam wyjechać, Próbując skręcić w lewo, wbiliśmy się między ścianę z bramą rzymską, wiszące schody i miski z chrupkami dla kotów.

Tak więc- świadomi naszego szczęścia, dziękujemy mieszkańcom San Felice za okazaną cierpliwość. Zawiązanemu komitetowi społecznemu dziękujemy za pomoc w wycofaniu auta i znalezienie właściciela pandy, której zagrażaliśmy, a patrolowi carabinieri jesteśmy wdzięczni za wyrozumiałe przymknięcie oka na fakt, że wjechaliśmy pod prąd w jednokierunkową uliczkę i nielegalne zaparkowanie auta. A ja dziękuję, że nie zabrali mi prawa jazdy po tym, jak na parking próbowałam wjechać po schodach.
Kiedyś, przed Mussolinim, ten kawałek Lacjum  należał do bogów i komarów. Od czasów wielkiego osuszania, malarii jak na lekarstwo homeopatyczne, ale wpływy bogów nadal widać: w Terracinie rządzi Jowisz, w grocie pod Itri, Mitra, a stronę żeńską mitologii reprezentuje boginii magii, uwodzicielka Odyseusza, czarodziejka zmieniająca mężczyzn w świnie, czyli Kirke, która, choć na przylądku  Circeo nie mieszkała, znana była w okolicy dzięki Grekom z Pitecusy (Ischia). Imieniem Kirke nazwano przylądek i udekorowaną akropolem górę, jak na Lacjum niewysoką, bo sterczącą jedynie 541 metrów nad Błotami Pontyjskimi.

pozdrowienia od Kirke

Akropol budowali nie Grecy, a Wolskowie. Nie ma więc co szukać pozostałości po antach, przewróconych kolumn, kawałków fryzu, Są jedynie fragmenty murów cyklopowych, których długości do tej pory nie udało się precyjnie zmierzyć, gdyż przeszkadza w tym roślinność i ukształtowanie szczytu Monte Circeo.

Kolory Kampanii, ulice Ligurii

Gdy Rzymianie podbijali plemiona Wolsków, region Circeo miał już swoją prehistorię, choć odkryto ją dwa tysiące lat po ostatniej bitwie wojny rzymsko-wolskowej.

We Włoszech rządził wtedy Benito Mussolini, który odwoływał się chwały orędzia rzymskiego, osuszał Błota Pontyjskie oraz budował miasta na chwałę faszyzmu. I gdy Il Duce próbował wykuć zjednoczony naród rozmawiający językiem włoskim, w jaskini Guattari na przylądku Circeo, Alberto Carlo Blanc, Włoch urodzony we Francji, odkrył czaszkę neandertalczyka, wieńcząc tym odkryciem serię badań prowadzonych w południowo-zachodnim Lacjum.

Neandertalczyka z Guattari można odwiedzić w muzeum. Muzeum znajduje się w wieży templariuszy. A wieża stoi w San Felice Circeo, miasteczku którego założenia urbanistyczne pamiętają czasy rzymskie: decumani, cardi, porta romana. Ta ostatnia bramą jest jedynie z nazwy, gdyż zamurowano ją dawno, dawno temu i wkomponowano w ścianę domu mieszkalnego będącego jednocześnie resztkami murów otaczających miasto.


Wieżę, tę w której można odwiedzić neandertalczyka, dostali w prezencie templariusze. Po templariuszach została jedynie nazwa, natomiast wieżę wraz z miasteczkiem, kupił książę Stanisław Poniatowski od papieża (czyżby Piusa VII?). Nie, nie ostatni król, a jego bratanek, który na krótko był właścielem San Felice Circeo, miasteczka bardziej kojarzącego się z Kampanią, którą dobrze widać z podestu, do którego idzie się wzdłuż murów cyklopowych. A na podeście stoi krzyż, widoczny i z San Felice i z drogi łączącej via Appia Antica z wybrzeżem w okolicach Sabaudii. Tak więc bogowie bogami, ale i tak chrześcijańskiego boga najlepiej widać :)


=======
 Więcej zdjęć w niedzielę


Linki:
Parco Nazionale del Circeo, Park Narodowy Circeo,   
Commune di San Felice Circeo, w tym informacje o jaskiniach neandertalczyków
stare zdjęcia z San Felice
Kirke
Stanisław Poniatowski, podskarbi litewski lub warto przeczytać książkę Mariana Brandysa 'Nieznany Książe Poniatowski'. Mnie osobiście najbardziej zainteresowały końcowe rozdziały, te o romansie księcia i żony włoskiego rzemieślnika. No ale ja wszędzie szukam włoszczyzny....

nie raz, nie dwa i nie czternaście, pisałam, że gramatyka włoska jest łatwa tylko dla osób, których ambicje zatrzymały się na poziomie czytania menu, bo gdy podniesie się głowę znad spisu potraw. wtedy staje się oczywiste, że jest trudniej niż by się chciało. Schody są strome i zaczynają od pierwszego dnia nauki. Najpierw trzeba wkuć sono-sei-e-siamo-siete-sono (czyli jestem-jesteś-jest-jesteśmy-jesteście-są), postawić przymiotnik w odpowiednim miejscu i zastanowić się nad płcią, a więc czy coś jest chłopcem czy dziewczynką. Zaglądanie rzeczownikowi pod ogon by sprawdzić, jak kotka, czy jest la czy il, ewentualnie lo, wydaje się proste. Ale to tylko pozory. Tak jak w przypadku kotka, który miał być Przecinkiem a okazał się być Kropką, decyzja prosta nie jest:

Weźmy, na przykład, czarny golf. Powiesz Sergio, że pasuje ci jego la dolce vita i dajesz jednoznacznie do zrozumienia, że chcesz się wkolegować w jego słodkie życie, gdyż la w la dolce vita odnosi się do vita. Powiesz, ale ma ładny il dolce vita i Sergio wie, że chodzi ci o sweter, il maglione, rzeczownik rodzaju męskiego.

Albo weźmy taką motoryzację. Włoski samochód jest kobietą. A więc la macchina. I tak Anna jeździ la skoda, JC - la bmw, Roberto - la mercedes, Andrea - la fiat, a Massimo la volkswagen.  Luigi ma l'alfa romeo , Luca l'audi. I nie lo audi, a la audi. Bowiem prawdą oczywistą jest la (macchina) audi, czyli ta audi a nie to audi.


Natomiast ja, po wygranej w totolotka, będę szalała na la ducati albo il ducati, bo ducati może być la moto czyli la motocicletta lub il motociclo. A to czy będzie la ducati czy il ducati zależeć będzie i od wygranej sumy i od zdanego egzaminu na motocykl. No chyba, że egzaminatora można będzie zachwycić wiedzą o Fellinim i modzie. Ale podejrzewam, że się z tym prawem jazdy będzie problem, czyli problema. Ale nie la problema (jakby na to wskazywało a na końcu rzeczownika) a il problema. Problemy we włoskim są bowiem rodzaju męskiego. Ciekawa jestem co na to specjaliści od zagrożenia genderem? Czy język włoski jest już genderem zainfekowany?
Choć w Angiolinie byliśmy w październiku, na zamknięcie sezonu, to nie zamierzałam o tym pisać, bo ile można o makaronie z flądrą, risotto z krewetkami, sercówkach w sosie paprykowo-migdałowym i zapiekance z sardeli? Zwłaszcza, że temat nienośny: obsługa dobra, jedzenie smaczne, rachunek nie bolał. Czyli tak jak zawsze....

Z przyjemnego letargu poobiedniego wybudziła mnie w Angiolinie ulotka leżąca obok przewodników i broszur: jak zachować się w przypadku trzęsienia dna morskiego - maremotto. Nie pomyślałam wcześniej o tym, a przecież powinnam - trzęsienie ziemi od strony lądu i wzgórza nad Marina di Pisciotta sypią się na głowę. Trzęsie pod morzem i fale nie muszą wdzierać się w głąb lądu: Marina di Pisciotta jest szerokości wąskiej plaży, wciśnięta między wodę a skałę, wystarczy niewielkie tsunami i robimy za okręty podwodne z namiarem na Gibraltar.


I choć na następny obiad w Angiolinie najchętniej założyłabym skafander płetfonurka a zamiast perfum do torebki schowałabym butlę z tlenem, to do Mariny di Pisciotta wrócimy. Pojedziemy, bo bardziej niż tsunami boję się, że nie spróbuję ich zuppa alla marinara, czyli zupę z owoców morza, przyprawianą nasionami dzikiego fenkułu.

Napisałam 'zupa rybna' choć zuppa w zuppa di pesce nie znaczy zupy, a raczej rozmoczone w zupie kromki chleba. Trochę to trudno się tłumaczy, bo są minestry, czyli zupy warzywne i są zupy typu pancotto, acquacotta czy też znana ribollita, zuppa w czystej postaci, gdyż podawane z dużymi kawałami chleba. No i jest jeszcze brodo, które - jak rosół w Polsce - jest osobną kategorią, nie pasującą ani do zuppy ani do minestry, chyba, że brodo wleje się na zrumienione kawałki chleba i wtedy ma się pancotto, czyli zuppę.

Święta w Ginestrze obchodziliśmy nad zuppą di pesce, właśnie z dodatkiem nasion fenkułu. Kilogram drobnicy rybnej na długo gotowany w kamionkowym garnku wywar, sercówki, kalmary, kałamarnice mątwy, krewetki, panocchie no i, oczywiście, rombo.

Dużo tego do wywaru wrzuciłam i łyżki nie były potrzebne: zuppę jedliśmy palcami, od czasu do czasu sięgając po widelec. Ubrudzeni po łokcie (wtedy jeszcze nie wiedziałam jak przygotować panocchie do konsumpcji, więc oskubywaliśmy umazane w sosie pomidorowym twarte i kłujące pancerzyki próbując dostać się do mięsa), mazaliśmy kieliszki do wina brudnymi paluchami, ale z przyjemnością wznosiliśmy toast za piąte święta w Ginestrze. I choć zamówione wcześniej montevetrano i aglianico del vulture nie dotarły na czas, to montepulciano d'abruzzo od Dino Illuminanti i Masciarelli złe nie były :) I w przeciwieństwie do pierwszego świątecznego obiadu w casa di giuseppe, tym razem siedzieliśmy w ciepłej kuchni, idąc do łazienki nie musieliśmy zakładać kurtek zimowych i nie szukaliśmy szmat by wysuszyć podłogę zalaną deszczem lejącym się przez nieszczelne okna.


Na zuppa di pesce nadaje się prawie wszystko z wyjątkiem najdelikatniejszych ryb, gdyż ich smak ginie w pomidorach, a mięso rozpada. Stąd w mojej zupie znalazło się rombo, nagład, z rodziny flądrowatych, ryba o zdecydowanej konsystencji i smaku. Do zuppa di pesce trafiły teżi panocchie, czyli rawki wieszczki - squilla mantis, zwane też cannocchie, cicale di mare, sparnocchie oraz cambere di fangu, którym na ogonkach ewolucja namalowała wielkie czarne oczy, by straszyły chętnych na delikatne, prawie słodkie mięso. Już wiem, że następnym razem muszę poobcinać ostre końcówki pancerzyków panocchie, dodać mule i przed wysłaniem zamówienia sprawdzić, czy nie przestawiłam cyferek w kodzie pocztowym. Ale o problemach z winem opowiem przy innej okazji :)
 
wcześniejszy przepis na zuppa di pesce

Wyznanie: gdyby nie zdjęcia panocchie na emaliowanym talerzu (wyprodukowanym przez Bassano), notki by nie było.
Dawniej, gdyby można było przejechać odcinek od Avellino do Cheti z zamkniętymi oczami, to bym tak robiła. Nie lubiłam tego odcinka drogi: bałam się i gór przypominającyh hałdy żużlu i płaskowyżu z porozrzucanymi na nim klockami miasteczek. Aż w końcu pojechaliśmy do Popoli, po wino. i odkryłam, że do Marsici* da się przyzwyczaić.

Do gór Abruzji przyzwyczailiśmy się do tego stopnia, że często tam jeździmy. I nie tylko po wino, ale również w celach turystycznych. Znamy Lago Fucino, Sulmonę i Badię, Popoli i Scanno, Tagliacozzo i Cocullo. Ale czy je lubimy? To chyba zależy od definicji lubienia :)



Na przykład Alba Fucens. Lubimy ją zimą. Przypomina mi wtedy ilustrację do rzymskiej wersji Pana Wołodyjowskiego, pusta stannica na końcu (rzymskiego) świata. A JC lubi koloseum, gdy śnieg śnieg i lód pokreślają jego owalny kształt.

Fascynuje nas bazylika św. Piotra, gdyż jest to nie tylko najlepiej przeprowadzony projekt rekonstrukcyjny powojennych Włoch, ale również - a może przede wszystkim - najwierniejsza ilustracja witruwiańskiej definicji stylu toskańskiego. Taką informację znaleźliśmy na ostrzelanej ze strzelby (?) tablicy informacyjnej. Sprawdzać będziemy przy innej okazji, gdyż św. Piotr jest zamknięty i na wizytę trzeba się z nim umawiać, dzwoniąc do Annamarii Dimattia**. I wtedy można zobaczyć na własne oczy dobrze zachowane fragmenty świątyni Apollo połączone w zgrabną całość ze stylem bizantyjskim i romańskim. Tylko jak skomponować w logiczną całość boga słońca, kojarzącego się z muzyką i światłem, ze św. Piotrem? Chyba że przeczyta się wiersz o Apollo i Marsjaszu Herberta. I wtedy można zrozumieć o co chodzi w tym kościele z widokiem na koloseum.



PS: Obchodząc bazylikę spotkałam dwóch młodych mężczyzn. Szli powoli, dyskutując o życiu uczuciowym i seksie. A więc jednak Apollo.

=====
* Marsica - górzysty region w zachodniej Abruzji. Pierwotnie zamieszakły przez plemiona italijskie. Z podanej przeze mnie listy odwiedzonych miejscowości do Marsici należą jedynie Tagliacozzo, Scanno i Cocullo, no i, oczywiście, Alba Fucens.

** S. Pietro d'Albe Annamaria Dimattia 340 6255873 or 086323561

Apollo na sankach, o Witruwiuszu z linkiem do pdfu jego X. ksiąg, Witruwiusz i jego dzieło autorstwa Anny Sadurskiej oraz Vitruvius z Project Gutenberg
czytałam w książce o włoskich sztukach wizualnych że włoski neorealizm tak w fotografii jak i w kinematografii nie miał większego wpływu na intelektualne życie przeciętnego Włocha.

Nie polemizuję z tym twierdzeniem. Ttrudno postawić znak równości między wisją świata neorealistów czy Passoliniego i niepiśmiennej sąsiadki, dla której klepsydra przyklejona do ściany jest nieczytelna, a wiedzę o świecie czerpie z barowych plotek i telewizji Berlusconiego, gdyż programy publicystyczne są dla niej za trudne.
Nie sądzę też by w salce kinowej Poggio Moiano, do której w dzieciństwie chodziła Annamaria gdy dostała od proboszcza bilet w nagrodę za przyswojenie sobie tematu z katechezy, wyświetlano Decameron Passoliniego. Lub filmy Felliniego. A jednak Fellini jest we w wiosce znany, zwłaszcza tej zimy, gdyż czarny golf wrócił do łask. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że na sweter z golfem mówi się, nawet w Ginestrze, dolcevita, od tytułu filmy Felliniego. La Dolce Vita Felliniego i il dolcevita noszona w La Dolce Vita przez Mastroianniego.
vintage i Trydent
Wasserbug, oliwa i zdechły bażant

Ginestra i wyszarpany królik
zatłoczone Murge

tak jakby komentarz (Rzym, Monachium, Norymberga)

wypłowiałe (Landshut, Oberschleissheim, Norymberga)
vintage, wysypisko, recycling



Todi


Powered by Blogger.