recenzja okładki

żeby nie było, że nie wiedzieliście: oświadczam, że książki po polsku jeszcze nie przeczytałam.  
Ale

już wiem, że podejdę do niej jak Kropka do kaktusa, bokiem i ostrożnie.

Dlaczego? Ano dlatego, że tytuł mi się tak trochę podoba, a jeszcze bardziej nie podoba. Podoba mi się, że zamiast dosłownego tłumaczenia z angielskiego na nasze, co dałoby mało porywający słodki miód, gorzkie cytryny, mamy ...no właśnie....mamy Słodki jak miód, kwaśny jak cytryny.  W oryginale jednak cytryny są gorzkie, Czy nie mogłyby być - jeśli nie gorzkie - to chociaż cierpkie? Na moim języku cierpkości bliżej do goryczy.....

No i
I tu wielkie NO I: słodki i kwaśny. A więc do kogo lub czego odnoszą się przymiotniki rodzaju męskiego? Chyba do autora, bo wszystko inne: Sycylia, podróż, wyspa, potrawy, opowieść, narracja, historie, impresje, vespa o imieniu Monica, są rodzaju żeńskiego.

Tak więc, z wyżej wymienionych powodów okładkowych, uprzedziłam się do reszty książki. Wrednie pytam, czy tak samo przetłumaczona jest poezja opisu caponaty? Czy przepisy są dokładne? Czy, czy, czy...

Będę ją sprawdzić z oryginałem w ręku. A potem? A potem to sobie nawet na blogu nie pobrzęczę, gdyż angielskiej wydanie jest kiepskie: pisownię poprawiał chyba Word,, książkę sztukowano w trybie przyspieszonym. Widać fastrygę: rodziały dopisywane na prędce, w przerwie między antipasto a spaghetti z sardelami i mollicą. Książkę jednak  ratuje dowcipny styl, przyjemne ciepełko ciągnące od opisów parującego talerza  i dowcipne obserwacje życia codziennego.Tak więc mimo zastrzeżeń książkę polecam. Jak na razie na podstawie oryginalnej wersji językowej i mam nieśmiałą nadzieję, że przekład Karola Chojnowskiego pośliznął się jedynie na okładce.

Matthew Fort
Słodki jak miód kwaśny jak cytryny
przekład. Karol Chojnowski
wyd. Pascal, 2013

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.