wielki piątek

O 18:30 mam pod oknem imprezę. Idzie procesja, wcześniej oznajmiona biciem dzwonów i rykiem megafonów. Zaczynają ją ministranci z głośnikami na kijach. Za nimi sztandar i ksiądz z mikrofonem; za księdzem, na noszach przesuwają mi się, nogami naprzód, zwłoki Jezusa wielkości naturalnej, w kolorach rzeczywistych choć gdzieniegdzie z ubytkiem farby. Dla realizmu za zwłokami podąża Maryja płacząca, też wielkości naturalnej i farby odrapanej. Pogrzeb jak z życia wzięty. Nawet mnie ruszyło, łezka się w oku zakręciła i pewnie by pociekła gdyby orkiestra dęta Ginestry nie zaczęła piłować marsza żałobnego na bęben, trąbki i cymbały.

Po godzinie procesja wróciła. Ksiądz coś opowiadał o stacjach krzyża,nosze się lekko przechylały raz w jedną raz w drugą strone w zależności od tego kto gestykulował w danym momencie, Maryja szła tyłem, spoglądając na przebytą wcześniej drogę, a wierni szli w grupkach, zawzięcie dyskutując.

Godzinę później zjawił się Hans z kotami i następne trzęsienie ziemi.

0 comments:

Post a Comment

Powered by Blogger.