Włochy dwóch prędkości

i nie o wskaźnikach gospodarczych będzie tudzież innych cyferkach dzielących regiony na bardziej lub mniej rozwinięte. Dzisiaj będzie o jeździe, w dwóch częściach z dygresjami



1. Prędkość
Dygresja nr 1: Siedziałam za kierownicą 9 godzin, na drogach niedzielny spokój, policja (o dziwo!) widoczna i z radarami,  więc - dla zabicia czasu - sobie myślałam o różnych rzeczach:  na jaki kolor pomalować komodę, co ugotować na obiad bożonarodzeniowy i co będzie jak Huygens nie będzie wyglądał na Huygensa tylko na Heńka. No i układałam sobie w głowie opowieść o dwóch prędkościach na drogach szybkiego ruchu.

Oficjalnie na autostradach maksymalna dozwolona prędkość to 130, na drogach krajowych 90 lub 110. Nieoficjalnie, czyli tak naprawdę, jeździ się, niezależnie od rodzaju drogi, za wolno lub za szybko.

Dygresja nr 2, tak zwana osobista: na rozjeździe (okolice Neapolu) pod koła wjechał mi Fiat jadący z prędkością jakichś 40 km na godzinę. Gwałtownie odbiłam w lewo, samochodem zarzuciło, pojechałam wężykiem po dwóch pasach. Samochód się spisał, choć mu guma spalona śmierdziała z opon; ja zaś zbladłam bardzo i pozostałe 120 km jechałam za wolno :-) Kierowca Fiata, zajęty rozmową, nawet nas nie zauważył.

2. Droga
Tak w ogóle na autostradach każdy pas ma swoje przypisane przeznaczenie. Prawy pas na przykład przeznaczony jest dla ciężarówek. Ponieważ w niedzielę ciężarówek jest bardzo niewiele, więc pas świeci pustką. Obok jest pas przeznaczony na pas mijania dla ciężarówek tudzież dla ludzi rozmawiających przez telefon. Trzeci pas (od prawej) to albo linia za szybkiego ruchu (maruderów pogania się długimi światłami lub siedząc na zderzaku) albo pas dla jadących za wolno, ale nie rozmawiających przez telefon. Czyli tych, którzy trawią pranzo; nie wypili jeszcze kawy, ewentualnie postanowili popatrzeć pasażerom siedzącym z tyłu prosto w oczy.

Zakończenie, opowiastka bez morału: moją osobistą nagrodę za jazdę bez trzymanki dostaje pan jadący z A1 (Kampania, okolice Caserty). W jednej ręce komórka, w drugiej papieros, kierownica mi. prowadzona kolanami. Jechał lewym pasem; jakieś 110, 120..czyli za wolno :-D

9 comments:

  1. a wczoraj mój kolega z pracy - co ważne Hindus - powiedział, że w Anglii (dla mnie niebo a ziemia w porównaniu choćby z Polskimi drogami i kulturą jazdy) przeżył prawdziwy koszmar, kiedy musiał zdawać egzamin na prawo jazdy, bo.... za dużo tu tych wszystkich skomplikowanych przepisów... u nich każdy jeździ jak chce... może ci, których mijałaś to byli jego znajomi... :)))

    ReplyDelete
  2. zrobilam prawo jazdy we wloszech. powiem tak: jak komus uda sie przezyc we wloskim, poludniowym miescie, jezdzac samochodem w czasie szczytu bez zadrapan i stluczek znacz sie umie jezdzic w kazdym warunkach :)

    ReplyDelete
  3. sa dwa miasta na swiecie do ktorych nigdy nie odwaze sie wjechac: Kalkuta i Neapol. JC, szalejacy po drogach z najlepszymi do Neapolu tez sie nie wybiera :-)Probowalam jazde po poslednich miastach Apulii. Rzeczywiscie, w porownaniu z nimi w Rzymie jezdzi sie latwo :-)

    ReplyDelete
  4. Pozdrawiam z Neapolu! Jestem tu od miesiąca i muszę potwierdzić, że interpretacja przepisów jest tu "niestandardowa" ;-) Po tym jak ostatnio zgubiłam się w mieście i przez godzinę próbowałam znaleźć odpowiednią ulicę, a przy okazji nie zostać rozjechana przez innych, postanowiłam poruszać się metrem ;-)

    ReplyDelete
  5. do Neapolu chyba nigdy sie nie odwaze pojechac samochodem, tak jak Maya. Bylam tam jako pieszy i to mi w zupelnosci wystarcza :)

    ReplyDelete
  6. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  7. ha, ha ... Czemu do Neapolu nie? Wystarczy tylko zaczac rozumowac po ichniemu :-))) A tak na marginesie. Moj malzonek neapolitanski nie chce prowadzic w Polsce. Nie, zeby nie znal przepisow czy znakow. On na nie z przyzwyczajenia nie zwraca uwagi, zwalnia na kazdym skrzyzowaniu itd. W duzym, polskim miescie jest dosc niebezpieczny :-)))

    ReplyDelete
  8. Nie wyobrazam sobie jazdy po Pignasecco :-) Neapol uwielbiamy, spedzilismy w nim kilka ladnych tygodni...ale nie podejmujemy sie poruszania samochodem po tym miescie. Zasady ruchu na prostej, wydawaloby sie, Via Toledo sa znane tylko tubylcom. A co dopiero mowic o reszcie miasta :-)

    ReplyDelete
  9. to moze tak: pojechalabym samochodem, ale nie swoim :) mysle, ze niewprawionemu w tamtejszych zasadach ruchu trudno jest wyjsc z przejazdzki po miescie bez rys i zadrapan :)
    ale, pomimo wszystko, wydaje mi sie, ze wlosi jezdza duzo lepiej od polakow...

    ReplyDelete

Powered by Blogger.