gnaty z udźca jagnięcego trafiły na głęboką wodę. A ja razem z nimi. A było to tak: miała być na obiad fasola na wywarze z jagnięciny. Ale pyskując na forum, zapomniałam o szybkowarze i zamiast podgotowanej
fasoli miałam gar rozgotowanej. A z rozgotowanej fasoli można zrobić jedynie zupę. A jak zupę to koniecznie pasta e fagioli.
Tylko że pasta e fagioli to, moim zdaniem, najtrudniejsza zupa w
repertuarze włoskim. Wymaga ona bowiem koordynacji i wyczucia
czasoprzestrzeni; a jak się ich nie ma, to albo fasola twarda a makaron
surowy, albo paciaja typu klej do tapet. Dodatkowo pasta e
fagioli uwielbia się przypalać. I dlatego nie należy jej gotować w
szybkowarze. Wierzcie mi, bardzo trudno zeskrobuje się centymetrową
warstwę zwęglonej fasoli.
Tyle wspomnień z linii frontu i opowieści z okopów. Wczoraj, jak to na
wojnie, nie było odwrotu: czerwone Barco Reale oddychało w
karafce, ja zapomniałam rozmrozić ośmiornicę która by doń pasowała. A więc skazani byliśmy na pasta e fagioli.
Zaczęło się od wrzucenia kości do gara, w którym od kilkunastu minut na
wolnym ogniu podsmażały się cebula,seler naciowy, kilka ząbków czosnku
i garść natki. Do tego wszystkiego dodane zostały pokrojone w kostkę
świeże pomidory i ćwierć litra wody. Po jakieś pół godzinki, gdy
mięso samo odchodziło od kości, do wywaru wlana została rozciapciana
fasola w towarzystwie garści jak najbardziej surowego makaronu. Stojąc
nad garem i ciągle mieszając, przez ustawowy czas gotowania makaronu
podany na opakowaniu plus dodatkowe 4 minuty, uzyskałam poprawną pasta e
fagioli, czyli taką w której łyżka stoi sztorcem. Pewnie znajomi mnie zrugają, bo kto to słyszał by fasolę gotować osobno! Ale co tam; grunt, że zupa smaczna, zwłaszcza posypana startym pecorino. A po wystygnięciu przypominała cement. Lub spękaną upałem Matkę Ziemię.
Powered by Blogger.
No tak bywa czasami, kiedyś wstawiłam fasolę i poszłam malować pokój ;))
ReplyDelete