X. mieszka w Rzymie i nie wierzy w Boga. Nie lubi też kościoła katolickiego, więc chce się z niego wypisać. To od niego dowiedziałam się, że dopiero od niedawna Włosi mogą domagać się by w księgach parafialnych odnotowano, że ktoś si sbattezzo.
X. już wypełnił papiery ściągnięte ze strony Włoskiego Stowarzyszenia Racjonalistów Ateistów i Agnostyków (UAAR) i ma je dostarczyć do parafii w której został ochrzczony. Jeszcze ich nie zaniósł, gdyż żona X. martwi się o pochówek. Chciałaby, by obydwoje byli pochowani na cmentarzu. A podobno cmentarze należą do Kościoła. Żona X. w Boga nie wierzy, ale do kościoła chodzi dwa razy do roku. Właśnie z powodu pochówku.
X. jest jednym z prawie 20 tysięcy Włochów, którzy prawdopodobnie odeszli z Kościoła. Piszę prawdopodobnie, gdyż nie udało mi się zweryfikować danych podawanych przez UAAR. Inna sprawa, że i oni mogą jedynie szacować na podstawie ilości egzemplarzy oficjalnego dokumentu ściągniętych z ich strony, zapytań o akt lo sbattezzo i porad prawnych udzielanych przez organizację. Kontaktowałam się coprawda z moją diecezją pytając o ilość złożonych petycji o lo sbattezzo, ale odpowiedziano mi, że jest ochrona danych osobistych. Pisałam też do Watykanu. Ten jednak milczy, choć list z zapytaniem wysłałam ponad 3 miesiące temu. Tak więc to co wiem, wiem z wywiadu przeprowadzonego przez Maćka Psyka z Raffaele Carcano, sekretarzem UAAR. No i wiem z sieci.
Z sieci dowiedziałam się przykład, że jest w języku włoskim pojęcie lo sbattezzo, które można przetłumaczyć jako odchrzczenie, ale z punktu widzenia prawa kanonicznego to akt apostazji. Tylko że prawo kanoniczne jedno, a potoczny język drugie: szukasz informacji praktycznych o apostazji i i trudno coś znaleźć; wstukaj jednak lo sbattezzo i od razu masz instrukcję co-jak-gdzie. Sądzę, że podwójne nazewnictwo tego samego aktu może mieć proste uzasadnienie: w społeczeństwie apostazja jest postrzegana jako przestępstwo (i nadal nim jest w prawie kanoniczym), zaś lo sbattezzo to odnotowanie w księgach parafialnych że ktoś rezygnuje z narzuconej mu chrztem przynależności do organizacji. Prawa do odpowiednich adnotacji domagali się Włosi na podstawie dyrektywy unijnej 95/46/EC, która nie tylko stanowi o ochronie danych osobistych ale też o ich jakości. Kościół uważał, że akt chrztu jest nieodwracalny, ale gdy sprawa trafiła do sądu okazało się, że chrzest może i jest nieodwracalny, ale obywatel ma prawo do tego by jego dane osobiste zawierały poprawne dane. Kościół przegrał i w efekcie końcowym wygląda na to, że rozwód z bogiem jest we Włoszech łatwiejszy niż w Polsce. Przynajmniej tak było do roku 2006. Pięć lat temu Actus formalis defectionis ab Ecclesia catholica sprecyzował zasady apostazji, herezji i schizmy oraz wyjaśnił iż Kościół musi być przekonany, że ktoś napewno chce z Kościoła odejść i wobec tego rozmowa na wyjście z autoryzowanym przedstawicielem jest konieczna. Jak to wygląda w rzeczywistości włoskiej dowiem się zapewne od X. Lub od Y. z Modeny, który kilka tygodni temu ściągnął dokument ze strony UAAR. Podobno w naszej gminie aktu lo sbattezzo nie zgłoszono. Ale to powiedział mi ktoś, kto usłyszał to od księdza. Czy w takim razie ta informacja się liczy? iDecezja zasłania się ochroną danych osobistych, a Watykan milczy :-D
Przy pierwszej nadarzającej się okazji trzeba będzie nabyć książkę Quasi quasi mi sbattezzo (autorzy Alessandro Lise i Alberto Talami; wyd. Becco Giallo, Padova). Podobno warto ją przeczytać.
dodatkowe linki:
o apostazji: http://it.wikipedia.org/wiki/Apostasia
concordat watch: Italy
Moich kilku włoskich znajomych 'odchrzciło się' kilka lat temu. Nie ma z tym najmniejszego problemu w Italii.
ReplyDeletewiesz, Magda, przyjemnie sie to czyta. Raz, ze sie o tym mowi. Dwa, ze zdarza sie. Trzy, ze jest latwo.
ReplyDeleteWśród naszych znajomych też kilka osób się "odchrzciło", a mój mąż zamierza.
ReplyDeletePoza wewnętrzną potrzebą dokonania takiego aktu nie chce figurować w statystykach kościelnych, zawyżając populację katolików (a to ma przełożenie na to, ile pieniędzy idzie do KK z "otto per mlle")
dla tego samego powodu i oddalam legitymacje. Nie dla pieniedzy, bo za mna otto per mille nie idzie, ale aby zamiast 30 milionow katolikow bylo 30 000 000 minus 1.
ReplyDeletePs. Wiesz, że nawet, jeśli za kimś personalnie nie idzie otto per mille, to i tak bycie katolikiem ma przełożenie na to, ile pieniędzy KK dostanie z podatków?
ReplyDeleteBo wiele osób nie zaznacza w otto per mille żadnego kościoła- wtedy ta kasa (wcale niemała) idzie do Skarbu Państwa, który z kolei rozdziela te pieniądze między rózne wyznania, kierując się populacją wiernych. Więc KK dostaje najwięcej, bo wykazuje we Włoszech najwięcej wiernych...
tak czytalam o tym w wywiadzie. Ja akurat o otto mille nie pisze, gdyz mnie nie dotyczy. Dotyczy mnie natomiast fakt, ze w Polsce bylam zarejestrowana jako osoba KrK.
ReplyDelete