same dobre rzeczy

gości miałam. I to takich co się na gotowaniu i jedzeniu dobrych rzeczy znają. Więc zrobiłam dla nich i zupę pomidorową z kolendrą i chorizo i jagnięcinę pieczoną z oliwkami i cytryną i bakłażany z bazylią, oliwą i mosto cotto. A na deser, oprócz przywiezionego przez gości Cornish Blue i mostardą z bakłażana, była mocno czekoladowa panna cotta. Z sosem z wczesnych węgierek. A że uważam skromność za przereklamowaną cechę charakteru, więc skromności udawać nie będę i napiszę, że zrobiłam deser doskonały.


A z panna cottą to może być różnie: na ogół jest za twarda albo za miękka. A więc albo przypomina galaretkę śmietankową albo krem. Przepis na dobrą panna cottę mam z książki Anny Del Conte Amaretto, Apple Cake and Artichokes. Zachowując proporcje składników, zmieniam rum na marsalę, likier pomarańczowy, limoncello lub inną nalewkę, a wanilię czasami pomijam, czasami nie. Czasami dodaję cynamon do wrzącej śmietany, a czasami kardamon. Lub lawendę.




czekoladowa panna cotta (na 4 osoby)
450 ml śmietany 32%
150 ml mleka pełnostłustego
2 łyżki cukru (ilość zależy od osobistych upodobań)
100 g ciemnej czekolady (ja dodawałam tabliczkę 72% czekolady Lindt i łyżeczkę kakao Van Houten)
10 g listków żelatyny
4 łyżki alkoholu (ja wlałam nalewkę korzenną: cynamon, skórka pomarańczowa, kardamon i gwiazdki anyżkowe w brandy)

Śmietanę, mleko, cukier zagotować. Zdjąć z ognia i dodać doń kawałki czekolady (i kakao jeśli używamy). Dobrze wymieszać, wlać alkohol i odstawić na jakieś 20 min by smaki się 'przegryzły'. W miseczce zalać listki żelatyny zimną wodą. Gdy żelatyna zmięknie, dobrze ją odcisnąć, zalać 4 łyżkami gorącej wody, dokładnie wymieszać aby żelatyna się rozpuściła, dodać kilka łyżek ciepłej mikstury mleczno-śmietankowo-czekoladowej, wymieszać. Wlać do reszty panny cotty, zamieszać, rozlać do szklanek/pojemniczków wysmarowanych odrobiną bezsmakowego oleju lub miękkiego masła (to po to by panna cotta wychodziła z dobrze z pojemnika na talerz). Przykryć folią i wstawić do lodówki na godzin kilka.

Sos śliwkowy z syropem klonowym
1/3 kg śliwek węgierek bez pestek
1/2 szklanki dobrego wina deserowego (idealne jest vin santo, malvasia..może być też marsala)
3 łyżki syropu klonowego (najlepszy jest, oczywiście, syrop ciemny, ale można też dodać ciemnego cukru i jasny syrop klonowy).
kawałek cynamonu (2-3 cm)
2 nasiona kardamonu
Śliwki prawie rozgotować w winie z dodatkiem cynamonu i kardamonu. Śliwki wyjąć, a sos gotować aż zgęstnieje, wlać syrop klonowy (i wsypać brązowy cukier), wrzucić z powrotem śliwki. Gotować na b. wolnym ogniu, aż sos zrobi się lukrowaty i lśniący

6 comments:

  1. oddałabym wszystkie książki kucharskie za taki zestaw.. ślinię się i oblizuję na przemian, przepisy znam już na pamięć. za dwa dni przyjeżdza moja mama, i tak mi po głowie chodzi, może by tak z Włoszczyzny menu zorganizować.... :) dla mnie jesteś mistrzynią!
    szczerze zazdroszczę Twoim gościom i gdybym tylko mogła, to bym się wepchła :) na taki posiłek, nawet co drugi dzień..

    ReplyDelete
  2. chwilowa, daj znac kiedy przyjezdzasz :-) Prowadzimy otwarty dom, gosci mamy ciagle. Albo jestesmy w gosciach.

    ReplyDelete
  3. oj zabrzmiało dobrze ;)) - na takie jedzenie to i ja bym wpadła, ale w cholerę daleko mam z Nadarzyna ;)))
    więc sama chyba sobie muszę ugotować, wygląda to wszystko obłędnie nawet z samego opisu ;))
    pozdrawiam serdecznie

    ReplyDelete
  4. Aaaaaaa! nadgryzłam prawie monitor w miejscu zdjęcia panna cotty!!!!!!!! I co teraz????? Uwielbiam pc (przypadkowa zbieżność z personal computer;-) !!! ver

    ReplyDelete
  5. autorka zdjec nie ponosi odpowiedzialnosci za nagryzione pc :-)

    ReplyDelete
  6. To byla uczta! Panna cotta genialna i juz mysle, czy nie zrobic jej na sobotni wloski wieczor. Ciesze sie, ze dodalas tu przepisy, bo bym sie i tak dopominala via e-mail. ;) Dziekujemy ogromnie!

    ReplyDelete

Powered by Blogger.