Masseria Cimino z lewej, Masseria Alchimia z prawej
tytuł wziął się stąd, że masseria kojarzy mi się z masarnią. I tak jak myśląc o prawdziwej masarni na myśl przychodzą białe kafelki w cegiełkę, tak masserię postrzegam jako dawne fortyfikowane gospodarstwo rolne zamienione w luksusowy hotel. I choć nie jest to do końca skojarzenie prawdziwe, to ostatnio, na fali promowania slow food i agroturystyki, pojawiły się ciekawe wnętrzarsko masserie i to niekoniecznie luksusowe.

Chociażby taka Masseria Cimino, niby nie mój styl, nie do końca moja kolorystyka, ale jednak nie mogę powiedzieć, że jest to nieciekawe wnętrze. Bardziej podoba mi się, choć też niezupełnie do końca, wnętrze w Masserii Alchimia do której chciałabym pojechać i sprawdzić na ile zdjęcia pokrywają się z rzeczywistością. Do Cimino mniej mnie ciągnie: pole golfowe raczej odstrasza i chyba nawet kot - rezydent nie jest mnie na odwiedziny w Cimino namówić, choć pewnie dostałam od niego jakąś zniżkę bowiem napewno jest kuzynem naszej Kropki.

Zdecydowanie tańszy od noclegu w którejkolwiek z masserii jest album Masseria. The Italian Farmhouse Diany Lewis i Marka Roskamsa (wyd. Rizzoli). Tekst Diany Lewis można sobie darować. Jest głupi i tendencyjny (autorka, gloryfikując masserie jako przykład tradycyjnego gospodarstwa, zdaje się zapominać o ciemnej stronie systemu gospodarczego Apulii), ale wydawnictw albumowych nie kupuje się dla literek, a dla obrazków. A te są piękne.

PS: masserie to specjalność apulijska i najlepiej ich szukać między Castel del Monte a Bari.
kontrowersyjny Oliviero Toscani
piękne jest zdjęcie pocałunku. Zdjęcie pośladków w króciutkich jeansach piękne już nie jest, ale wiele osób za kontrowersyjny uzna sam pomysł reklamy jeansów Jesus i biblijną aluzję. I co powiedzieć o antyrasistowskim zdjęciem trzech serc, akcie anorektyczki lub kampanii reklamowej ze zdjęciami skazanych na karę śmierci?

Autor zdjęć twierdzi, że protestuje przeciw niehumanitarności kary śmierci. Jedni krytykują go za używanie kontrowersyjnych tematów do reklamowania sweterków. Inni zaś  twierdzą, że pokazuje ludzką twarz nieludzkich morderców zapominając o ofiarach. Właśnie ta kampania reklamowa spowodowała, że Oliviero Toscani (bo on jest fotografem odpowiedzialnym za zdjęcia i za kampanie reklamowe) rozstał się pracodawcą: firmą Benetton. W ostatecznym rozrachunku kampania społeczna przegrała z komercją: Benetton zrezygnował z kampanii, gdy amerykański Sears zdecydował, że nie nie będzie sprzedawał Benettona. Najwyraźniej lobby zwolenników kary śmierci jest silniejsze od pro-katolickiego, gdyż nikt nie zrezygnował ze sprzedaży różowych moherowych golfów po zdjęciu pocałunku, choć podobno ZChN podał ją do sądu o obrazę uczuć religijnych, a we Włoszech plakaty zdjęto.

trening na drążkach z ręcznikiem
odkryliśmy, że Kropka lubi smażony na oliwie czosnek, świeżą roszponkę, spaghetti caccio e pepe, risotto z dynią i pieczone oliwki. Mówiąc krótko, kulinarnie jest kotką jak najbardziej włoską. Gorzej z zainteresowaniami niekulinarnymi: przesiadywanie w pralce i w piekarniku oraz drążki to ostatnie ulubione sporty. Żeby chociaż była przy tym po włosku elegancka .........
według oficjalnego kalendarza liturgii kulinarnej, sezon trufli rozpoczęto. Ogary poszły w las, otwarto giełdę. Piemont zagniata makaron wielojajeczny pod magnum pico, a półświatek obstawia ceny trufli.

A my? Cóż, my marzymy : butelka barolo na stole, miska z parującym makaronem, zapach trufli w powietrzu. Czyli życie porządnej piemonckiej świni, która instynktownie zna się na truflach, nie trzeba jej tresować i trudno kontrolować w pobliżu przysmaku. I jeśli w Ginestrze świnie jedzą świeżei figi, to w Piemoncie zapewne żerują na truflach, a w domach dokarmiane są wytłoczynami gronowymi, co czyni je znawcami miejscowych win.

zdj: moedermens, furanda, patricia miceli i bluemoon from Flickr

W przyszłym roku otwarcie sezonu truflowego świętować będziemy w Piemoncie; to postanowione. A że świnie są zwierzętami stadnymi, w podróż wybierzemy się w towarzystwie przyjaciół.

Więcej o truflach pisałam tu
lubimy patrzeć na Włochów. Chociażby na tego z opla z mediolańską tablicą rejestracyjną. Wraca znad Adriatyku, więc w szortach, w pepegach i w pasiastej koszulii. Szorty są białe, jak spod igły, pepegi skórzane, z artystycznie niezawiązanymi sznurowadłami. Koszula w niebieskie paski, taka prawie garniturowa, ale mankiety podwinięte, guzik pod szyją odpięty. Efekt wakacyjny, ale nie rozchełstany. Do tego zapach cytrusowej wody kolońskiej (chyba Acqua di Parma). Albo w Trydencie: garniturowe półbuty na gołe stopy, spodnie rurki pokazujące opalone kostki, dobrze skrojona marynarka z podciągniętymi rękawami.

dobrze ubrana męska strona włoskiej ulicy (www.thesartorialist.com)

Jak oni to robią? Wiem, że mężczyźni śledzą trendy w modzie. Wiem, że każdy detal wyglądu jest dopracowany. Tylko że efekt końcowy na wystudiowany nie wygląda.Od lat lubimy patrzeć na ową włoską stylistyczną nonszalancję. I od lat uczymy się jej z mizernym skutkiem. Bo niby lubimy luz, ale i tak wychodzi to jak wypadek przy pracy. Co w przypadku JC nie jest wrażeniem pozytywnym, gdyż ma na wizytówce napisane senior consultant, co znaczy, że ma chodzić w businesowym mundurku. A ponieważ senior consultant jest w branży, która nie wymaga szarego garnituru grabarza lub głównego księgowego, więc usiłujemy skompletować ubranko do pracy według włoskiego klucza. A więc czarny garnitur w prążki. Koszula w jasnoniebieskie paski. Mankiety francuskie, spinki, krawat w drobny wzorek. Wydawałoby się więc, że lekcje odrobiliśmy i wiemy.

A nie wiemy. Albo wiemy, ale nie do końca. Przekonaliśmy się o tym w Trydencie, gdzie zamawialiśmy nowe koszule. JC chciał coś w cieplejszym kolorze. Może jasny róż?  Pan w sklepie pokręcił jednak głową. Do TEGO garnituru koszula powinna być w kolorze jasnego bzu. I do tego krawat o dwa tony ciemniejszy. Proszę popatrzeć, jak się to komponuje, przykłada wyciągnięty z szuflady krawat w drobny rzucik. Rzeczywiście, krawat wpadający w ciemny bez lub niedojrzałą węgierkę wygląda idealnie. A nam opadają szczęki. Na pomysł krawata dwa tony głębiej nie wpadliśmy. JC zamawia cztery koszule, w tym jedną różowo-liliową.

Czekając na autoryzację trasakcji dyskutujemy o restauracjach w Trydencie. Na wzmiankę o Lo Scrigno del Duomo i Tre Garofalo  Paolo uśmiecha się serdecznie, a my czujemy się pewniej. Przynajmniej na kulinariach się znamy.
we Włoszech Don Johnson w Policjantach z Miami mówił głosem Claudio Capone. Nie tylko on: John Travolta, Michael Douglas, John Malkovich, Martin Sheen, Bill Murray i przede wszystkim Ron Moss, czyli Ridge Forrester z Mody na Sukces, znanej we Włoszech jako Beautiful. Podobno do tej pory nie udało się znaleźć następcy Claudio Capone, najbardziej znanego głosu męskiego włoskiego kina.
Trento pod kościołem
Gdy matka  F. poszła w niedzielę do kościoła, R. wskoczyła do łóżka F., ale zapomniała z niego wyskoczyć przed końcem mszy i dlatego matka zastała ich jeszcze pod pierzyną. Ślub odbył się 3 miesiące później, ale w kaplicy, nie w kościele, bowiem, jak twierdzi  S.,  R.  na kościół nie zasłużyła. I choć syn urodził się 9 miesięcy po ślubie, a więc nic z tego pierwszego wskakiwania pod pierzynę w stanie panieńskim nie wynikło, to jednak wioska ciągle o tym pamięta mimo że od urodzin pierworodnego F.  i R. minęło wczoraj  równo 47 lat.

dłużej nie da się tak żyć. No bo jak długo jeszcze można zmuszać się by jeździć do Trydentu na obiad? Na przykład przedwczoraj musieliśmy iść do Trattorii Piedicastello.

Piedicastello na Piazza Piedicastello w dzielnicy Piedicastello

 Makaronu nie chcieliśmy, bo makaron mamy w domu. Ale do stolika podszedł kelner i zaczął nam zdanie zmieniać: z primi mamy domowej roboty tagliatelle i linguine. Te pierwsze z kurkami lub z sosem ze świeżych pomidorów. Do linguine podajemy moscardini (malutkie ośmiorniczki). 

No i jak tu było nie zamawiać makaronu? Musieliśmy.

Na dworze upał, w karafce pół litra białego wina, w szklaneczkach spritz winny z wodą mineralną, stół pomalowany przez właściciela - artystę w tulipany holenderskie, a tu kelner zmusza do wysiłku podejmowania decyzji: na drugie możemy podać pikantny gulasz cielęcy, wołowinę duszoną w teroldego i dzika w sosie własnym. Do tego polenta lub ziemniaki z piekarnika. I gdyby chciało nam się podejść do stołu przy wejściu do kuchni, to są tam ustawione przystawki warzywne. Nie podeszliśmy, z trudem nalaliśmy po jeszcze jednej szklaneczce białego wina, dopełniliśmy wodą mineralną i wyciągnęliśmy okulary słoneczne. Słońce odbijające się od kolorowych tynków dawało po oczach.

Gdy w domach wokół piazzy zatrzaskiwano okiennice, na stole stawiano miskę z piegowatą polentą, talerze z gulaszem oraz wołowiną duszoną w teroldego. Poprosiliśmy o dodatkowe pół litra wina, bo to w karafce wyparowało w upale. I na wszelki wypadek zamówiliśmy jeszcze jedną mineralną.

Godzinę później tłumaczyłam, że na tiramisu to my już miejsca nie mamy. Ale wrócimy na nie za miesiąc, gdy zatrzymamy się w Trydencie w drodze do Ginestry.

Trattoria Piedicastello
Piazza Piedicastello
Trento
tel. 0461 230730
nie przyjmują kart kredytowych i nie mają strony internetowej.
farinatę, jedną z najlepszych rzeczy, które można jeść na ulicy, piecze się w wielkich metalowych rondlach przypomijących hiszpańską paellerę, ale można też w niskiej foremce ceramicznej. Zamiast oliwy liguryjskiej można użyć oliwy z Sabiny, a liguryjską farinę di ceci zastąpić mąką gram kupioną w indyjskim sklepiku. Farinatę można przyprawić igiełkami rozmarynu lub drobno posiekaną dymką. Natomiast nie można na skróty z czasem (zarobione ciasto na farinatę musi odstać swoje 4 do 6 godzin) i z oliwą. Tej musi być dużo. Nienaoliwiona farinata smakuje jak podeszwa.

Liguria
wypieczona mąka
  • 15 dag maki z ciecierzycy, najlepiej ją przesiać, bo lubi się zbijać
  • 400 ml ciepłej wody
  • 1/2 łyżeczki soli
  • igiełki rozmarynowe
  • oliwa (przepisy podają 4 lyżki stołowe, ale - moim zdaniem - nalać trzeba tyle, by dobrze pokryła dno foremki w której farinata będzie pieczona)
  • świeżo zmieniony pieprz

Przesianą mąkę wymieszać z solą. Wlać wodę i dobrze wymieszać mikserem. Ostawić na 6 godzin

6 godzin później:
rozgrzać piekarnik do 250°C. Ciasto jeszcze raz dobrze wymieszać, powstałą pianę zebrać łyżką cedzakową. Dodać do ciasta rozmaryn lub posiekaną dymkę. Do foremki wlać oliwę, tak by pokryła kilkumilimetrową warstwą dno i na oliwę włać ciasto. Wstawić do piekarnika i natychmiast zredukować temperaturę do 220°. Piec farinatę ok. 20 minut, aż się 'zsiądzie' i zarumieni. Po wyjęciu z piekarnika odstawić na 10 minut. Przed podaniem posypać zmielonym pieprzem. 


Farinatę piekę prawie codziennie, bo smakuje nam jako dodatek do sałaty, ale lubię ją drugiego dnia, w temperaturze pokojowej, gdy wyraźnie czuć smak mąki z ciecierzycy.

I jeszcze o naczyniu: te 15 dag mąki wystarcza na kółko o średnicy 30 cm lub na prostokątną foremkę 30x20 cm. Zrobienie grubej farinaty z podwójnej porcji to niewypał. Robi się wtedy budyń a nie farinata. Sprawdziłam :D
wygląda na to, że skończyła politechnikę w Turynie. Może stąd bierą się jej dobrze skonstruowane meble? Mają ten inżynierski sznyt. Ale też jest w jej projektach finezja i dziwna poezja. Bo niby meble toporne, ale też ulotne: kanapa wygląda jakby zaraz miała się rozpłynąć. Zwłaszcza, że nazwała ją Ghost. Czyli Duch. Z równym powodzeniem mogłaby nazwać ją mgłą grudniową w Dolinie Padu.

Zdj. z YellowTrace, Gervasoni, Apartment Therapy Paola Navone, Bonluxat, Reichentaler


Po ukończeniu studiów związała się ze Studiem Alchimia, które kontestowało dyktat dobrego gustu'. Pytali: co to jest elegancja? Czy przypadkiem nie jest ona względna, lub - jak kto woli - subiektywna? Byli kontynuatorami ruchu Anti-Design, buntującego się przeciw zubożeniu założeń modernizmu i przymusowi masówki. Po latach Ettore Sottsass i Alessandro Mendini, założyciele Studio Alchimia, tworzyli Gruppo Memphis, do której ona już nie pasowała. Z barokowym rozpasaniem było jej już nie po drodze. Może zbyt wiele było w niej inżyniera, by bawić się z układanie kolorowych klocków? W każdym razie, gdy rozstawała się ze Alchimią i gdy nie dołączała do Memphis, myślała po swojemu. Miała wtedy zaledwie 31 lat.

Od lat jest kierownikiem artystycznym Gervasoni. I od lat projektuje po swojemu.  Paola Navone, bo tak nazywa się projektanka, umiejętnie operuje kolorem i fakturą. Bawi się formą. Wiem, że uwielbia niebieski, a konkretniej ultramarynę, kolor Yvesa Kleina. Jednak tapicerki w jej projektach są nieoczywiste: niby jasne, ale nie pastelowe, niby w damskie groszki, ale nigdy nie słodkie. Jest napewno jedną z najbardziej wyrazistych postaci współczesnego designu.  Kto może z nią konkurować? Kiedyś mogła Patricia Urquiola. Teraz już nie, za bardzo się rozdrobniła. Hella Jongerius? Raczej tak. Napewno Antonia Astori i Gae Aulenti, ale to inna estetyka.

Navone podziwiam od lat, ale bardziej niż jej meble podobają mi się zaprojektowane przez nią wnętrza, umiejętnie komponowane ze starych i nieodnawianych mebli, ciekawych rozwiązaniach stylistycznych i wspaniałym operowaniu plamą koloru. Ale przy całym podziwie dla jej umiejętności, nie mamy ani jednego mebla przez nią zaprojektowanego, a na mieszkanie zaprojektowane przez nią nas nie stać, zakładając że chciałby z nami współpracować. I tak jakoś nie jest nam z  nią po drodze.  Co z resztą nie dziwi. Od zawsze nie pasowała :D




Po orle ala łabędź i nauce czeskich piosenek poszedł Lukullus w pole ziół szukać, bo mu strasznie polski mlecz niczym nie sypany przypadł do gustu: pewnie mają też inne zajebiste zioła i sami nie wiedzą co mają. Widziałem, że nawet Lechus się krzywił na mlecz, nie mówiąc już o tym buraku Rusie, co to nawet kości pogryzł, ale delikatnej goryczki przystawki już nie docenił i mamrotał, że on on nie królik i trawy, kurwa, przeżuwać nie będzie.

A na łęce, gdzie Lukullus sandał postawił, tam było coś do zerwania. Cała łąka skarbów. Zamiast rwać na podbój wysp, powinniśmy podbijać tereny Lecha. Łąki mają primo sort, zbiory na nich cale lato, a nie tak jak u nas, tylko wiosną.

Nazbierał Lukullus różnego zielska, niektóre musiał przez tunikę zrywać, bo parzyły niemożebnie i nawet poleciał do bagażnika po następny worek, na szyszki, bo wydawało mu się, że piniole dałoby się z nich wydłubać. Tak się na tych łąkach obłowił, że nie miał miejsca na bursztyny i umówił się, że popatrzy na nie przy następnej wizycie, zwłaszcza że go i Czech i Rus zapraszali na rewanż, ale Rus zastrzegł sobie, że maprzyjechać z wałkiem i stolnicą, bo wymyślił sobie, że zupełnie niezłym pomysłem byłby ravioli nadziewane kartoflami i cebulą, ewentualnie kaszą i serem.

W Rzymie okazało się, że Lukullus przywiózł cuda. Najbardziej smakowało to parzące. Juliusz Cezar żarł to jak kaczka, i to trzy razy dziennie: w zupie, i podsmażone  na grzance, w jajecznicy i z kluskami.  Najbardziej jednak smakowało w risotto. Lukullusowi, który dzięki dostawie ziół z kraju Lecha wchodził na salony już nie jako wojskowy, ale koneser, nie dane było nazwanie nowego risotto z parzącym ziołem, bo mu ktoś koło piór zaczął robić. I z tego powodu urwały się też kontakty z  Lechusem, a tym samym dostawy świeżych, niczym nie sypanych, świeżych ziół. Dopiero setki lat później ktoś nazwał parzące zielsko l'ortica. A jeszcze później Anna Del Conte uwieczniła ristotto all'ortica w tytule autobiografii, pisanej po angielsku.

A wszystkie te międzynarodowe powiązania porobiły się dzięki jednej kolacji na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Salve i buziaki.


Nadal dziękuję autorowi postu o kuchni włoskiej za zajebistą inspirację, która nie tylko pozwoliła napisać mi dwie kulinarna opowieści, ale jednocześnie zbliżyła do magicznej liczby 1000 postów od powstania włoszczyzny cztery lata temu.
w Ginestrze do porannego cappuccino wielkości średniej czarnej kupuje się rogalika. W Monachium cappuccino pije się z filiżanki wielkości średniej wielkości miski, a zagryza preclem posypanym solą. Ten może być z masłem lub twarożkiem ze szczypiorkiem.

kawa tu i tam: Trydent i Monachium


Clarissa nie może wyjść z podziwu. Patrzcie państwo, słony precel do porannego cappuccino! Ponad trzy euro za cappuccino! I tu przypominam jej, że monachijskie cappuccino jest 3 razy większe od tego z Ginestry. Tylko smaku kawy w monachijskim jakby mniej :D
Powered by Blogger.