marsz żałobny

Livio potwierdził: powodzie w Ligurii zmyły winnicę Buranco. Dwie butelki wina stamtąd przywiezione  muszą nam wystarczyć na następne 20 lat, bo podobno tyle zajmie odtworzenie winnicy, jeśli w ogóle taka decyzja zostanie podjęta.

Buranco: non c'e

Tak więc jakoś mi źle na sercu, choć zapewne wątroba oddycha z ulgą: nareszcie urlop...., bo miałam nadzieję, wbrew logice, że dolina w której posadzono bosco, vermentino i albarolę ocalała. Livio pisze, że nie: do gospodarstwa nawet nie ma czym zejść. Zniknęła polna droga, którą szliśmy, nie ma gajów oliwnych i nie ma rzędów winorośli. Nie będzie sciacchetrà, jednego z najlepszych win deserowych jakie znam. 

Sciacchetrà robione jest z podsuszonych winogron, z których sok wyciskano ręcznie, zgniatając grono między palcami. Wytłoczyny służyły do pędzenia grappy, a w soku zaczynały buszować miejscowe drożdże, co dawało wino o posmaku dojrzałych moreli i śliwek, pachnącego kwiatami czarnego bzu i figami,  morską wodą i skórką cytrynową. Czyli Ligurią.

Jeśli ktoś sądzi, że nie wiem o czym piszę, to znaczy, że nigdy nie pił sciacchetry robionej tradycyjnymi metodami, bowiem sciacchetrà bardzo często (a właściwie głównie), to masówka dosładzana cukrem, podrasowywana syropem i lana w atrakcyjne butelki z ładną etykietką. Prawdziwą sciacchetrà produkują nieliczni, na palcach jednej ręki można ich zliczyć, a ja, oprócz Buranco znam jedynie Cantinę Cinqueterre z località Groppo (fraz. Manarola, Riomaggiore). Nie mam odwagi pytać, czy przetrwali, bo jeśli nie, to mogę się załamać psychicznie, a na leczenia na oddziale zamkniętym ubezpieczalnia nie pokrywa :D




2 comments:

  1. przykrość, czyżby kolejna rzecz, której nie uświadczę?

    ReplyDelete
  2. ale ile nowych rzeczy do odkrycia :D Choć buranco szkoda......

    ReplyDelete

Powered by Blogger.