jeśli lotnisk mi nie zasypie to od jutra do przyszłej soboty jestem w Gandawie. Biorę aparat i dużą walizkę. Walizkę na szklanki do piwa, które pochopnie :-) obiecałam kupić, i na różne inne rzeczy, które spodziewam się znaleźć w gentse tweedehandzie. No i mam do zabrania patelnię do paelli, która przyleciała do Gandawy z Valencii.
Zostawiam za sobą rozpoczęte opowieści blogowe o papieżu i pięknej Viktorii, o firmie Bernini i o Padre Pio. Do dokończenia jest też post o historii Wenecji, winach Lacjum, toskańskiej oliwie, serach Trentino i Il Markt w Rovereto.
W planach mam:
Muzeum sztuki. Remontowano je przez 6 lat mojego pobytu w Gandawie. W końcu remont został zakończony, więc idę sprawdzić czy muzeum wygląda lepiej
S.M.A.K (muzeum sztuki współczesnej) za kustosza Hoeda było jedną z najciekawszych instytucji tego typu w Europie. Hoed odszedł; na jego miejsce przyjęto Doroszenkę (wschodzącą gwiazdę sceny amerykańskiej) i zwolniono go z hukiem rok później bo podobno nie umiał dogadać się z pracownikami. Nieoficjalnie mówiono na mieście, że Doroszenko nie potrafił przypodobać się radzie. Podobno nie pozwalał im skupować dzieł sztuki po zaniżonych cenach. Na miejsce Doroszenki przyszedł nobody, czyli ktoś z byłych współpracowników Hoeda i muzeum zeszło na psy. Powiało nudą, ale rada była zadowolona, bo nobody utrzymał się na stołku przez pozostałe 2 lata naszego pobytu w Gandawie.
Nudą powiało też od Karmelieten Klooster na Patersholu. Lata temu, jeszcze przed naszą przeprowadzką do Gandawy w 1999 roku, w budynkach poklasztornych zrobiono małe centrum wystawowe. Początkowo pokazywano tam sztukę nowoczesną, międzynarodową, czasami kontrowersyjną. W pewnym momencie politycy zaczęli majstrować przy Centrum zmieniając jego przeznaczenie. Zwolniono kustosza internacjonalistę i zamiast dobrej sztuki zaczęto wystawiać sztukę flamandzką. Jedynym zauważalnym kryterium doboru artystów był ich sukces komercyjny. I tak zamiast świetnego Raula de Keijser pokazano malarza pokojowego pitolącego obrazy 2x2 w stylu G. O'Keefe. I żeby to jeszcze dobrze pitolił...artysta był popularny w Teksasie :-) Pamiętam też wiejącą nudą wystawę fotografii z Nowego Jorku.
Może załapię się na koncert w Handelbeurs, targ na Vrijdagsmarkt, niedzielne pchli targ pod kościołem św. Jakuba. A już na pewno załapię się na lekcję robienia prawdziwej paelli, bo A. ma nam pokazać jak się TO robi.
Będę pić piwo w Het Waterhuis, jeść frytki i mule. Będę próbować oliwę z Lesbos, dostarczoną przez autentycznego greka. I jak dobrze pójdzie to Joepie zrobi swój sławny mus czekoladowy :-) W zamian wiozę smaki Ginestra: słoiczek konfitury figowej i dżem pomarańczowy.
Powered by Blogger.
Baw się dobrze i zrób dużo zdjęć:)
ReplyDeleteGandawa to cudowne miasto. Miłego pobytu i czekam na relację po powrocie. pozdrawiam
ReplyDeleteBaw się dobrze, wracaj szybko i przywieź duużo zdjęć:)
ReplyDeleteP.S. Ja czekam na tę opowieść o papieżu i pięknej Viktorii, oliwie..na wszystkie czekam:)
Pozdrawiam!
jedno slowo: zazdroszcze :-)
ReplyDeleteJesli Gandawa to Gent :)) to mieszkalam niedaleko w Kortrijk przez jakis czas. Lubie Belgie pomimo syfu, balaganu i kup psich na chodnikach :))), ale chyba najbardziej tesknie do wystawiania toreb foliowych ze smieciami raz w tygodniu :) pozdrawiam z okolic Zurychu - regina
ReplyDelete@Anonymous Regina
ReplyDeletejesli mieszkalas w okolicach Kortijk to wspolczuje :-) Do Belgii nie tesknie, choc uwazam ze ma najlepsze sklepy z rupieciami, klasyfikujacymi sie gdzies miedzy odpadami, vintage i antykami.
No nie :) nie bylo tam tak źle,kilka dobrych knajpek z niezlym winem, sympatyczni, niezmanierowani ludzie i olbrzymie mieszkanie za cene którego tutaj w Szwajcarii moglibyśmy sobie wynajać pewnie jeden pokój z WC na korytarzu :))pozdrawiam Regina
ReplyDelete