nie wpadłam na to wcześniej, ale fakt kupna domu we Włoszech czyni mnie
przedstawicielką narodu. Którego? To zależy. Jeżdżę samochodem z
niemieckimi tablicami rejestracyjnymi, mam dwa obywatelstwa i tyleż
pozwoleń na pobyt stały w innych krajach strefy Schengen. Tak więc w
poniedziałek mogę robić na dobre imię Bawarii, we wtorek Holandii,
środę Belgii, czwartek Stanów Zjednoczonych, piątek Włoch...nie wolno
mi jedynie godnie reprezentować Polski. Bo jak się dowiedziałam, do
godnego reprezentowania Polski trzeba mieć kwalifikacje. Których ja
ewidentnie nie mam.
Jak nie zostałam ambasadorową
najpierw nie zaliczyłam egzaminu z kultury. Nie potrafiłam wymienić
artystów na topie; nie wiedziałam jak powinno wyglądać prawdziwe
wnętrze, czyli takie z duszą: wymagany romantyzm zastąpiłam bowiem
polskimi plakatami i obszarpaną klasyką designu, zaś obszarpane
cokolwiek dyskwalifikuje wnętrze, nawet jeśli jest ono we Włoszech.
Potem oblałam sztukę stylizacji zakładając koszulkę z napisem
marmolada i zapominając o odpowiednich koralach oraz branzoletce.
Rozmawiałam, co prawda, dość płynnie o literaturze i historii, ale
„poglądy kandydatki” - przeczytałam w podsumowaniu rozmowy
kwalifikacyjnej - były „ostre, a wiedza zbyt szczegółowa", a więc jako
ambasadorowa mogłam deprymować gospodarzy.
Na
plus zaliczono mi jedynie znajomość języka ojczystego i języki obce,
choć słownictwo „zdawało się sugerować długotrwałe kontakty z
nieodpowiednim elementem społecznym", co z resztą wywiad środowiskowy
potwierdził. Nie dosyć, że wyszła na jaw moja zażyłość z kelnerką i
korespondencja z dziewczyną podstawiającą nocniki, to jeszcze
zapomniałam odciąć się kategorycznie od tych znajomości tłumacząc, że
spotkania z tego rodzaju ludźmi są na emigracji koniecznością. Nigdy
natomiast nie pozwoliłabym sobie na znajomość z nimi w Polsce, jako
osobami niestosownymi dla mojego pablik imidż.
Jeden
z egzaminatorów powiedział mi na osobności, że ktoś widział mnie jak
wracałam do hotelu w Ascoli Piceno w stanie wskazującym na spożycie.
Nie dość, że obcasy mi nierówno stukały po bruku, to jeszcze
powiedziałam głośno kurwa i śmiałam się.
Moją kandydaturę odrzucono bez możliwości odwołania, a ambasadorową został ktoś inny, bardziej stosowny.
PS: o zasadach godnego reprezentowania Polski dowiedziałam się od
Polaków. Jednych spotkałam we Włoszech, inni piszą blogi lub książki o Włoszech, a
jeszcze inni rozmawiają głośno w restauracjach warszawskich, opowiadając
o swoich podróżach po Włoszech, dziarsko nawijając spaghetti na widelec,
pomagając sobie łyżką. Jak na prawdziwych znawców Włoch przystało :-D
godnie reprezentować naród
on 13:27
8 comments
Powered by Blogger.
Czy zatem stwierdzenie w rodzaju "nie mam nic przeciwko zadawaniu się z kimśtam, owszem, mam lepsze pochodzenie, ale naprawdę nie mam nic przeciwko" nie będzie nadal krzywdzące dla tego 'kogośtam'? Komisja Szanowna szuka ideału i wzorca nie tam, gdzie trzeba. Bo liczy się poklask, czyż nie?
ReplyDeletea skąd w ogóle pomysł na zostanie ambasadorką?
Ja poznalam pare osob z Polski ktorzy mieszkaja w Niemczech i nie maja "orderow w klapie"a robia b.duzo dla innych,pracuja socjalnie za darmo,organizuja zbiorki dla chorych i biednych w Polsce i to wszystko tak po cichu z klasa i bez poklasku.
ReplyDeleteI chwala takim....
Pozdrawiam Cie Maya i "Wloszczyzne",bezkonkurencyjny Blog o Wloszech i nie tylko...
słów brakuje...
ReplyDeletedobrze, że nie Tobie :))
Właściwie to ...no comments
ReplyDeleteJarek W
Ich strata, o!
ReplyDeleteUśmiałam się setnie ;)))
ReplyDeleteAch, jak bym ucieszył się gdybyś napisała, że to tylko próbka literacka, wściekle złośliwa, ale bez relacji z rzeczywistością... Mile jest sobie pomarzyć, że świat jest normalny.
ReplyDeletepróbka literacka to jest, ale jedynie w takim sensie, że rozmowy kwalifikacyjnej nigdy nie było. Natomiast komentarze o godnym reprezentowaniu, posiadaniu klasy lub też nie, utrzymywaniu odpowiednich kontaktów na miarę aspiracji to, niestety, prawda. Usłyszałam je na własne uszy od rodaków na emigracji, wyczytałam tu i ówdzie. Ot, takie wywyższanie się kosztem innych. W innych nacjach też to istnieje, tylko że owe nacje wiedzą iż o własnej wyższości nie mówi się głośno. Jest to w złym stylu.
ReplyDelete