a my z Wasserburga do Framury. W górach wyświetlono napis coda na rozjeździe Aula. A nad górami pojawiły się dwa słupy dymu. I nie była to włoska próba obejścia cen za rozmowy telefoniczne poprzez nadawanie znaków dymnych. W Auli palił się las.
W Niemczech zamknięto by całą
autostradę. We Włoszech zamknięto prawy pas. Ciągnęliśmy sobie wzdłuż
pożaru, wędząc się jak speck przy kominie. Dymiła ziemia, sosny jeszcze skwierczały; pewnie w ogniu piekły się orzeszki piniowe.
Na plaży w Anzo patrzeliśmy jak samolot straży pożarnej nabiera wody do
zbiorników. Pewnie na gotowanie troffie :-), które - z ziemniakami i
fasolką szparagową - idealnie pasują do pesto. Tego z
dodatkiem prażonych orzeszków piniowych.
leciała mucha z Łodzi do Zgierza
on 05:00
1 comment
Powered by Blogger.
Tak, tak! Takie rzeczy to chyba tylko we Włoszech! :) Brawo za sposób w jaki to wszystko opisałaś!! Dobrze, że Was pożar nie dogonił!! :) Pozdrawiam!
ReplyDelete