Wziął cyrkiel i zakreślił koło na mapie. Szpic wbił tam gdzie miał stanąć zamek rodowy, promień wyznaczały brzegi rzeki Crovana.
Rysował miasto idealne, obrazujące porządek świata doczesnego. W roku
1161 już stało. W największe koło, którego obwód był jednocześnie murem
warownym, wpisano następne koła: łuki podcieni, wybrukowane uliczki,
ściany domów. Cięciwy nie było. Od zamku, czyli środka koła, odchodziły
promienie tras przelotowych zakończonych bramą. Cudowny kamienny krąg
miał zapewnić kontynuację dobrobytu, który ciągnął od wybrzeży Zatoki
Genueńskiej, przed Dolinę Vara, aż do samej Parmy. Magiczny krąg
wyniósł dwóch z rodu na tron papieski, drugiego z nich na bardzo
krótko, ale zaszczyt - a nie jego trwałość - się liczy. Razem z
bogactwem pojawili się w kole Varese Ligure złotnicy bizantyjscy.
Przywieźli ze sobą nie tylko umiejętności ale też i obcą wiarę. Na wszelki
wypadek nie pozwolo im zamieszkać w obrębie magicznego koła. Na stokach
wzgórza po drugiej stronie rzeki wybudowano im dzielnicę, którą w 1515
połączono z miastem kamiennym mostem, przypominającym - tak jak inne kamienne
mosty - most zwodzony: o stromych podejściach, z wyraźnie
zaznaczonym szczytem.
Magię czarodziejskiego kręgu przerwała waśń. Fieschi z Varese Ligure
zadarli z genueńskim rodem Doriów. Nie pomogły kamienne koła: Fieschi
przestali się liczyć. Co prawda ród dotrwał do wieku XIX, ale to nie
oni a Brigitta Caranza ufundowali klasztor Augustynów, wyrywając tym
samym fragment kamiennego koła.
Tyle o historii Varese Ligure, po trosze zmyślonej, gdyż warowny zamek
będący środkiem koła istniał już przed rokiem 1161, czyli rokiem rozpoczęcia budowy miasta. Nie wiadomo też kiedy do Varese Ligure
przyjechali bizantyjczycy, choć Grecki Most wybudowano na pewno w roku 1515. Fragment miasta na planie koła
nadal nadal istnieje; przechodząc przez współczesny już most na drugą
stronę Crovany dochodzi się do dzielnicy greckiej (il Quartiere
Grexino) i do greckiego mostu. Klasztor Augustynów to obecnie kościół
parafialny pod wezwaniem św. Filipa Neri i Teresy z Avilli. Podobno
można podziwiać piękny klasztorny ogród, do którego ja nie dotarłam,
zajęta wędrówkami po magicznych kręgach uliczek średniowiecznego miasta
i próbowaniem amaretti dei Fieschi, o których opowiem przy innej okazji.
Powered by Blogger.
Włochy mają szczęście do zachowanych w znakomitym stanie "miast idealnych",(Zwiedzałem ostatnio Palmanowa) ale bardziej mnie fascynują place w niektórym miastach powstałe w miejscu wszelkiego rodzaju aren. Trybuny najczęściej przebudowano na kamienice, a miejsce "wydarzeń" stało się placem.
ReplyDeleteJarek W
czyli Lucca? I jeszcze jedno miasteczko, ktorego nazwy teraz nie pomne, wybudowane na planie kola, widocznego w gory, gdyz kolo 'wpisane' jest w niecke?
ReplyDeleteTak, Lucca jest dobrym przykładem, ale rzymski Piazza Navona podobnie, tylko skala przedsięwzięcia jest olbrzymia i nie ma tego wrażenia jak właśnie w Lucca.
ReplyDeleteJW