niekoniecznie prosto i szybko :-)

Do Ginestry wjeżdża się szybko, a jeszcze szybciej wita ze znajomymi: buzia cmok cmok, na jak długo, ci vediamo piu tardi.

Wystarczą niedomknięte drzwi wejściowe lub klucz w zamku jako znak, że jesteśmy, i od razu pojawia się Renato z bukietem kwiatów cukinii lub garścią ruccoli, Gina z jajkiem prosto od kury i pytaniem na jak długo (aby dwa dni później pytać o to samo), przylatuje Annamaria na plotki.


Wyjazd zajmuje całe popołudnie, bo z każdym znajomym pożegnać trzeba się osobiście i na jego własnych śmieciach. I tak lata się od domu do domu: buzia cmok cmok, ci vediamo, no to przysiądź na chwilę. Siadasz w salonie na krześle pod ścianą. Kawa? Volentieri. Ciasteczko? No, grazie. Dolewka kawy? Proszę. To kiedy wracacie? I tak przez konstytucyjne pół godziny. Ostatnia buzia, cmok, cmok.

Pukasz do następnych drzwi. Salon, krzesło, kawa, czekoladka, kiedy wracacie, buzia. I następne drzwi, i następne....buzia, salon, krzesło, cmok, cmok, trzęsące się od nadmiaru kofeiny i cukru ręce. Następnego poranka wyjeżdżając w kierunku via Salaria zatrzymujemy się na ostatnie cappucino. To dostajemy bez całusów.

Policzyłam: w czerwcu żegnaliśmy się 5 godzin, pakowanie samochodu zajęło nam godziny dwie.

Lecę do Holandii na urodziny teściowej. Biuzia cmok, cmok. Ci vediamo w środę :-)

3 comments:

  1. Haha, dolce vita z takimi sąsiadami! ;)

    ReplyDelete
  2. Oooo, tak, pożegnania (i powitania) zdecydowanie łączą się z podwyższonym poziomem kofeiny we krwi oraz hiperglikemią :) Właśnie to przerabiam...

    ReplyDelete
  3. @(KK): slowa wsparcia. Dzisiaj jade na probe generalna do Holandii, gdzie kawa mozna pokrywac dachy :-), ale przynajmniej moge dac sobie luz po pierwszej filizance.

    ReplyDelete

Powered by Blogger.