to nie ja, to blogger dot kom

mnie nie ma bo jestem w Gandawie. Ustawiony blogger wkleja automatycznie przygotowaną notatkę (już chciałam napisać, że 'przygotowany post' ale ja postów nie przestrzegam i chyba nawet nie wiem że jest Wielki Post czy jakoś tam) o prawie ostatnich zakupach na ebayu:


mamy czerwoną lampę z imadłem i starą ryczkę (tak nazywa się niski stołek na Kujawach. Nie wiem czy reszta Polski zna to pojęcie) z lat 30. ubiegłego wieku, czyli pamiętającą i Hitlera i Mussoliniego, małżeństwo mojej Babci z architektem pochodzenia żydowskiego oraz powstanie Touring Club Italiano.

Obrus w szafranowe kwiaty z lat 70. (ubierano mnie wtedy w granatowy fartuszek szyty przez Babcię z jedwabnej podszewki, z plisowaną falbanką, zapinany na plecach, z kokardą i ręcznie robionym kordonkowym kołnierzykiem,  a chciałam mieć to co koleżanki z klasy czyli nonaironowy, zapinany z przodu, kupiony w sklepie geesu urządzonym w  synagodze po Żydach wywiezionych do getta łódzkiego, a którym ciocia Krysia, jeszcze przed wojną, chowała buty za co nie raz i nie dwa dostała w skórę od swojej mamy, czyli cioci Heli, która zmarła zanim utkano mój obrus) skończy żywot jako zasłonka do kredensu (Secesja lub Liberty jeśli ktoś woli włoskie nazewnictwo, Babcia jeździła wtedy ze swoją mamą na zakupy do zaboru pruskiego. Z Torunia przywoziły piękne lalki porcelanowe. A dworzec kolejowy, wybudowany na cześć cara Aleksandra, miał trzy klasy: drewnianą, pąsową i zieloną. Zielona była  aksamitna i miała zielone witraże, a w suficie było akwarium z zielonkawą wodą. W Otłoczynku była granica i trzeba było oddawać rzeczy do oclenia, nawet jeśli jechało się zieloną aksamitną klasą. I Babcia ugryzła rosyjskiego celnika w rękę bo chciał jej zabrać lalkę z zielonymi oczami.które  za z kolei wydłubałam sprawdzając dlaczego się zamykają)

Lampa zostanie przykręcona do stołu biurka, a szkło ręcznie malowane oraz zielona butelka (podobno prawdziwe szkło z Murano. Jakiś kuzyn mojego pradziadka ze strony Mamy przegrał w karty żyrandole ze szkła Murano,  bryczkę a później przegrał i majątek) staną na parapecie w korytarzu na piętrze.

Mają udekorować pustą przestrzeń, dodać akcentu kolorystycznego i zadziwiać Kargula, którego ogród jest pod naszym oknem.

4 comments:

  1. U nas na mazurach mowilo sie albo taborecik, albo stoleczek, albo zydelek, (ale moze to jednak na mazowszu, bo moja rodzina pochodzi z tamtych stron).W Italii mowi sie: sgabello. Butelka szklana jest piekna, juz sie nie moge doczekac zdjec i miny Kargula.

    ReplyDelete
  2. Niby nowe nabytki, a już się wpasowały w rodzinną historię :)
    (Małopolska mówi(ł)a taboret na dowolne krzesło bez oparcia. Zydelek też stosowano, ale raczej z przymrużeniem oka.)

    ReplyDelete
  3. Ten turkus jest powalający!

    ReplyDelete
  4. Ryczka jest też w Wielkopolsce-to wiem od teściowej;)

    Mnie też buszowanie w starociach prowokuje do szukania skojarzeń...
    sentymenty, co tu dużo gadać;)

    ReplyDelete

Powered by Blogger.