Od lat zmieniam adresy; sprawdzam czym nowe miejsce różni się od starego i jak żyją ludzie po drugiej stronie płota. Wycieczki są nie dla mnie; pokazują jedynie jak miejsce wygląda. Ja chcę wiedzieć jakie dane miejsce JEST. Tak więc nie chcę zwiedzać. Chcę w miejscu BYĆ. Najlepiej 2-5 lat, tak aby przeżyć rok fascynacji wszystkim, ptem rok irytacji różnicami aby skończyć na akceptacji.
Jest to jakiś sposób na życie. Idealny? Nie. Nie mam korzeni. Niby jestem związana z Polską, ale tak nie do końca. Z Ameryką bardziej się teraz nie lubię niż lubię, choć mnie ukształtowała; Holandię podziwiam, ale na odległość. Z Belgii brakuje mi jedynie przyjaciółki, Polki z resztą, do której lubiłam wpadać na rozmowy i rozmówki.
Mieszkamy w Bawarii od (chyba) czterech lat. Jak długo jeszcze? Nie wiem. Zależy od pracy JC. Czy chciałabym się znów przeprowadzić? Niekoniecznie, chociaż Hall in Tirol (na zdj.) wygląda ciekawie. Pytanie tylko czy JC chciałby dojeżdżać z Austrii do pracy w Monachium :-)
No i, oczywiście, zawsze jest Ginestra; nasza doniczka w której próbujemy zapuścić korzenie......
Powered by Blogger.
A koty? ;) Jak przeprowadzacie koty? (temat żywotnie mnie interesuje, bo od dwóch dni mam kota i nie zamierzam się z nim ustatkować... :))
ReplyDeleteTroszkę też podróżowałam ze względu na pracę męża,ale tęskniło mi sie za Polską...
ReplyDeleteTeraz chciałabym gdzieś na południe Europy,gdzie jest cieplej...ale pewnie za pół roku znowu chciałabym wrócić ;)
Włochy to ciekawy kraj,tam nie można się nudzić.
Wycieczki pokazują jak dane miejsce wygląda, a Ty chcesz wiedzieć jakie dane miejsce JEST. Ładnie to napisałaś. O to chodzi, o poznanie, zrozumienie, prawdziwe życie.
ReplyDeleteJa nie zmieniam miejsca zamieszkania, ja tylko oglądam. I zawsze mi za szybko, za pobieżnie, za mało. Więc tak sobie z lekka zazdroszczę Ci tego trybu i pozdrawiam :)
@Espresso i Yba
ReplyDeletenie ma idealnych rozwiazan: w kazdym z miejsc w ktorych sie mieszkalo zostawia sie czastke siebie. Tak wiec teskni sie, choc do niektorych miejsc bardziej :-)
@(KK)
koty przenosza sie z nami; aklimatyzuja sie w miare szybko. Wydaje mi sie ze i Darwin i Lucek czuja sie dobrze w bawarskim i we wloskim domu. Nawet dluga podroz wydaja sie znosic bardzo dobrze. Siedza pasazerowi na kolanach, a na postojach siadaja za kierownica :-)
Dzięki za odpowiedź! Pocieszyłaś mnie. Chciałabym kiedyś dowieźć jednego małego tygrysa do Hiszpanii i bardzo się boję jak to zniesie. Ma problem z usiedzeniem dziesięciu minut na pręgowanym tyłku i nie wyobrażam sobie dwóch dni z nim z samochodzie...
ReplyDelete@KK
ReplyDeleteto zalezy od kota. Byc moze malenstwo bedzie wlazic kierowcy na kolana, wiec lepiej trzymac takiego futrzaka w klatce. A na postojach wypuszczac, zeby sobie powedrowal. Lucek nie lubi byc zamkniety, dzioba drze niemozebnie, wiec wypuszczamy go na wolnosc i wtedy siedzi na fotelu pasazera (gdy jest tylko kierowca) lub na kolanach pasazera. Karolek do tej pory nie lubil wychodzic z klatki, siedzial w niej mimo otwartych drzwi. Dopiero ostatnio, juz pod koniec podrozy zdecydowal sie wyjsc na zewnatrz i usiadl JC na kolanach. Czyli czy w klatce czy nie zalezy od charakteru kota. Ale znosza podroz OK (nawet wyjatkowo upierdliwy Pepper znosil 10-12 godzinna jazde bez wiekszych problemow).