naszła mnie refleksja. Nie zrealizowaliśmy planu posiadania włoskiej bazy wypadowej. Zamiast miejsca z którego miały być podbijane tereny nieznane, mamy dom, wieś i sąsiadów. Przywiązaliśmy się do Ginestry i ludzi. A co za tym idzie, chcemy trochę pobyć na miejscu; nacieszyć się korytarzem bez zielonego kubła na deszczówkę, ciszą i widokiem z balkonu. Iść na kawę do Giny, zapukać do Renato. Fig nazbierać, nasmażyć konfitur. Zrobić ravioli z ziołami. Poprosić Marię o domową ricottę; byłaby w sam raz pod ten miód fasolowy kupiony na Roztoczu. Poszukać jeżozwierza, którego widziała Marta.
Jedziemy do Ginestra na dwa tygodnie. To strasznie mało czasu, bo jeszcze trzeba zajechać do Piglio po wino, a w Poggio Bustone poświętować porchettę. Czyli Materę, Bari, Trani, Oltranto, Lecce, Campobasso przesuwamy na inny termin. Grudzień? Albo już w nowym roku? Na przykład na wielkanoc....A może powinniśmy poczekać do emerytury? Zostało nam jeszcze jakieś 15-20 lat :-D
zdj: z Ginestry
Powered by Blogger.
ja sie nie zgadzam na przesuwanie Lecce, absolutnie :) a tak serio, to udanego wypadu zycze...
ReplyDeleteCudowny wyjazd. Świetny tekst. Życzę wspaniałego wyjazdu!
ReplyDelete