dobre opakowanie za produkt stanie

wyczytane w La Cucina Italiana (numer - bodajże - październikowy): Sting wprowadza na rynek produkty z własnego toskańskiego gospodarstwa.

Czy tylko mnie przeszkadza, że Sting jest takim samym produktem jak jego sosy pomidorowe?  I że w gębie przyprawianej mu jako osobie niezależnej i świadomej, najwyraźniej jest tyle prawdy co mięsa kurzego w chicken McNuggets? Bo gdyby był tym za którego się podaje, to sosy pochodziłyby z chociażby z Irpinii. Lub z Eboli.

4 comments:

  1. I Sting to klasa w sobie sama. Może nie wszystkie płyty ale większość i owszem więc nie rozumiem obaw o to co chce promować z Toskanii. Nie jestem pewien czy ty masz jakieś ale do Toskanii i stąd może ci się bierze awersja.
    Weźmy Maynarda Jamesa Keenana - wokalistę Tool. Można go nie lubić a winka zaczął w Arizonie bardzo ciekawe robić.
    Kocham Tool i wiem, że gość robi świetne wina. Tego jestem pewien.
    pozdrawiam

    ReplyDelete
  2. odpowiedzialam powyzej. Bo nie o moje lubienie czy nie muzyki Stinga chodzi, tak jak i nie chodzi mi o sympatie czy antypatie do Toskanii.

    ReplyDelete
  3. Jo, ale może np. cała kasa z tego przedsięwzięcia pójdzie na dobroczynność? (Jak z sosów Paula Newmana.) Bo Sting miał taki pomysł, że durne ludzie kupią Stinga i Toskanię?
    Ja strasznie gościa poważam i stąd mój benefit of a doubt.

    ReplyDelete
  4. artykul nic o tym nie wspomina, co nie znaczy ze dochod nie bedzie na cele dobroczynne. Co nie zmienia faktu, ze nie gra mi zestawienie offowego niby Stinga z kupnem posiadlosci w Toskanii, czyli instynktem stadnym.

    ReplyDelete

Powered by Blogger.