Będzie za to opowieść cytatami, znaczonymi na czerwono w pożyczonej książce, spisana w imieniu (i tu lece postaciami z książki): bezimiennej Polki w pociągu, w imieniu wiadomych Polaków jeżdżących do Rimini, Albańczyków którzy, przeszkadzając w mszy świętej, robią sobie antyreklamę, Japończyków oglądających Europę jedynie przez obiektyw, wszystkich szemranych ludzi, handlarzy, Chińczyków i Cyganów, gówno-jada Drusa, charta który naszczał na kołdrę (tu nie jestem pewna który pies na co naszczał).
Tak więc, licząc się z tym, że co niektórzy posądzić mnie mogą o zawiść, bo to nie do mnie kierowane są pełne zachwytu komentarze, nikt nie pisze peanów na temat mojego pełnego poezji stylu literackiego, a już w ogóle nikt nie chce wydać mnie w wersji książkowej, cytuję z książki Małgorzaty Matyjaszczyk Mój Pierwszy Rok w Toskanii. Zapiski spełnionych marzeń. I aby sławą należną sprawiedliwie obdzielić wszystkie strony nadmieniam, że korektę dla wydawnictwa JK z Łodzi robiła Anna Kotynia-Kosmynka.
trudne początki
Dziś powrót do starań o tutejszą codzienność:
po pierwszych zakupach poczyniłam pierwszy obiad
a dom, mimo zaniedbania, odczuwam przyjaźnie.
Posiedzieliśmy niespiesznie na murku,problemy fotograficzne mnożyły się namiętnie
gdy tymczasem
dziewczyny poszły na pobliski cmentarz, by zobaczyć jego niezwykłą odmienność od polskich cmentarzy.
W ogóle to autorka czuła się tak harmonijnie w tamtym miejscu choć podczas jedzenia owoców padła zachwycona smakiem świeżej figi. Mniam! zwłaszcza tej odmiany fioletowej, gdy w kolejce już przytupywał salon, czekający na swoją kolejkę do przemalowania.Autorka pisze, że po długich bojach z herbatą i książką zasnęła. Pewnie dlatego, że wlewała do butelek trochę lata by potem jesienią i zimą powspominać podniebiennie.W każdym razie zaczęło jej się bardzo dobrze czytać i myśleć, gdyż dzięki temu mogła napisać: wdepnęliśmy do kościoła św. Andrzeja, w którym jest wiele skarbów, z amboną Pisana na czele. Oraz że skromne, eleganckie wnętrze poprzedza równie prosta jednobarwna fasada [...] do której po schodach prowadzą wielkie cyprysy i że potem stanęłam przed fasadą omdlewająco cudną, wyłożoną białym marmurem z Carrary oraz zielonym z Prato.
Uważa się, że była to zapowiedź renesansu, ale ja myślę, że twórcy tej przepięknej fasady niczego nie chcieli zapowiadać.
W imieniu artysty wydałam jęk, że wszystko co miało być kunsztownie złote, zdobienia brzegów szat, aureole, spostponował czas we współpracy z powietrzem. (str 193)
Tyle o Toskanii. O Umbrii, a konkretnie akwedukcie w Spoleto, napisała: na widok tej budowli strach przed wysokością boleśnie odezwał mi się w łydkach (str 182) Zaś katedra w tym mieście przypominała mi stojącą nad brzegiem morskim, niczym latarnia dla zbłąkanych dusz, katedrę w Trani. Kogo jednak przywoływała katedra w Spoleto? Ludzi chętnie zagłębiająycych się w zaułki sumień. (str 183)
O wystawie Magnificenze Vaticane: można na niej zobaczyć eksponaty na co dzień schowane gdzieś przed oczami zwykłych zjadaczy sztuki (str. 208).
Mnie, marnej amatorce historii sztuki, pozostało zachłyśnięcie się zachwytem. Zwłaszcza gdy są to ryte w kamieniu kompozycje, w których celem zwiększenia widoczności rysunku wgłębienia wypełniono czarną farbą. Brzmi to prosto, gdy zostaje ujęte w kilka słów. ale ja nie rozumiem, pojąć nie mogę, rozum tracę, by przyswoić mrówczą pracę kamieniarzy, ucieleśniających w twardym tworzywie wizję artystów (str. 90)
Rzeczywista rzeczywistość
Oczywiście zachwyty nad sztuką nie wystarczają. Toskańska rzeczywistość jest równie fascynująca. Na przykład ciekawy był stolik pełen starszych pań w wieku słusznym. Wszystkie eleganckie i tworzące dystyngowaną śmietankę (str.76). Wszędzie pełno pięknych lnianych płócien do zawieszenia w oknach, tak bardzo charakterystycznych dla Toskanii (str. 77), lub telewizor natrętnie wrzynał mi się w ucho (str. 78) a
na stronie 119 słodką błogość przerywa donośny, przenikający ciało głos przygłuchego staruszka z pełnym garniturem sztucznych zębów.
Czasami zaległości przyduszały autorkę do klawiatury a widoki ze wzgórza Certalgo stawiają oniemiałego człowieka wobec niemożliwości poruszenia się (str. 122 i 124). Zwłaszcza gdy kasztany resztkami sił leżały na na ziemi i czekały zlitowania jakiegoś zbieracza (str. 127). Oliwę udało się jednak dość okazyjnie zakupić , bo w tym roku ma być droga ze względu na duże zarobaczenie. Ciekawa jestem smaku i zapachu takiej oliwy. (str 126). W ogóle to ostatnie dni coraz krótsze i to nie ze względu na kalendarz, ale po prostu śpi mi się wybornie (str. 129). W ostatnie dni tak lało, że nie chciało mi się zarażać nostalgią. Chyba dla kontrastu z pogodą zaczęłam znowu odlewać świece (str. 173).
Powędrujmy więc do Niedzieli Palmowej, która, jak sama nazwa wskazuje, obfituje tu w gałązki oliwne (str 210)
co autor chciał powiedzieć?
Rano, onieśmielony patrzącymi nań polskimi doświadczonymi śniegiem oczami, prószył biały opad (str 148)
opis Val d’Orcia: Patrząc na te klasyczne toskańskie wzgórza, mam wrażenie bardzo świadomej interwencji artystycznej architekta krajobrazu. Fascynujące połacie soczystych wiosennych zbóż podkreślają rytmy ciemnych cyprysów strzelających płomiennie ku niebu. [...] Jednak ten zamierzony, bądź nie, minimalizm formy tworzy pełen uroku krajobraz. (str. 216)
Podziwiam Cię, masz nerwy ze stali! Ja nie jestem w stanie czytać takich rzeczy, bo mam agresywne reakcje. Więc dziękuję w imieniu nauki :)
ReplyDeletea wiesz, ze "Tredowata" tez przeczytalam? Toz to ten sam rodzaj literatury.
ReplyDeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeletePrzeczytałam z zaciekawieniem, bo właśnie wynajęłam dom na toskańskie wakacje:)
ReplyDeleteKsiążkę chyba sobie daruję:)
Bingo,b.podobnie odbieram P.Matyjaszczyk,no moze ja mialam jeszcze bol brzucha nim dotrwalam do konca.
ReplyDeletePowtorki z rozrywki nie bedzie,
(moglabym sie wyzygac),przepraszam ale inaczej nie moge tego okreslic...Brawo za "nie"recenzje,
Na szczescie dla rownowagi jest"wloszczyzna"pozdrawiam.BzN.
Delie, jesli masz nerwy ze stali (tak jak ja i tu szczerze zeby w usmiechu), kreci cie absurd i pastisz, nie szukasz solidnej wiedzy to ksiazke polecam.
ReplyDeletepowalające :)))
ReplyDeleteUff, już myślałam, że tylko ja nieczuła na uroki tej książeczki jestem. :-)
ReplyDeletejakis czas temu moja "swiatowa" prawie 80cio letnia ciotka wspominala mi cos o tej ksiazce - nazwala ja mydlinami i pozycja w sam raz dla osoby w jej (ciotki) wieku, ktora teskni za absurdem i wyidealizowana wizja melancholijnych wakacji we Wloszech.. jakos tak to bylo :) tak czy inaczej widze nie wiele sie pomylila w swym opisie, a ja dobrze wyszlam na odmowieniu przyjecia tegoz prezentu :D
ReplyDeleteJa ostatnio już 2 razy widziałam notkę o tej książce:
ReplyDeletehttp://www.legit.pl/ksiazka/Czaja-Dariusz/Gdzies-dalej-gdzie-indziej,52120301700KS
Miałaś okazję ją przeczytać? Jak tak, to proszę o recenzję ;-) Niby padają stwierdzenia, że to nie dla tzw. cmokaczy bella Italia....ciekawe...może zakupię i sama sprawdzę. verona
@verona, o ksiazce nawet nie slyszalam. Obiecuje przeczytac. Na razie szykuje sie do recenzji ksiazki Anity Stojalowskiej, polskiej bloggerki piszacej o domu w Toskanii.
ReplyDeleteo matko, a już myślałam, że tylko ja nie pieję z zachwytu...uff :)
ReplyDeleteTrędowata jest przynajmniej napisana po polsku :) Ja ma okropną przypadłość - jak już zacznę książkę, to muszę ją skończyć...
ReplyDeletemaya, zaglądam u sporadycznie, tak jak ty do mnie. Ten wpis mnie zniesmaczył. Dla mnie książka Pani Matyjaszczyk jest nudna i egzaltowana, napisana emocjonalnym, ułomnym językiem Przebrnęłam przez połowę i poczułam się pokonana. Masz tę przewagę, że przeczytałaś całość. Jednak uważam, że forma tej nie-recenzji jest przykra. Wyciągnięte z kontekstu co smaczniejsze zdania i podanie ich z wyraźną satysfakcją trąci o małość. Tym bardziej, że, jak zauważyłaś, co niektórym po tej niewielkiej porcji, zachciało się, cytuję: "rzygać". Są, moim zdaniem książki, których nie powinno się komentować, uważam, że ta Pani Matyjaszczyk do niej należy.Bo ich estetyka literacka jest zupełnie z innej, cudzej bajki i nigdy nie spełni twoich czytelniczych aspiracji.Po co więc się pastwić nad nią, z wyraźnym poczuciem racji i jakże upajającej przyjemności. To dla mnie łatwizna, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. Pozdrawiam, podziwiam zdjęcia i koty i życzę kolejnych. Devonów nigdy dość. Anita
ReplyDeletejesten innego zdania,mysle ze jest wiele blogow ,ksiazek ktorych "estetyka literacka"jak piszesz jest inna od naszej ale to chyba nie jest powod zeby o tym nie mowic.
ReplyDeleteGranica miedzy jedna"bajka"jak piszesz a druga tez jest b.wzgledn
Mysle ze stwierdzenie ze ksiazki p.Matyjaszczyk nie sa godne komentaza,jest nie mniej upakazajace.
Mysle ze kazdy produkt typu film,ksiazka,muzyka zasluguje na komentaz.
Gdzie zaczyna sie "granica poziomu"od ktorej mozna powiedziec swoje zdanie,czy ksiazka "Dom w Toskani"(nie polecam),zasluguje na komentarz,rzecz tez b.wzgledna.
Dla mnie to tez nie ta "bajka"
Napiszę ponownie, bo zjadło mój komentarz.
ReplyDeleteNina204, zgadzam się z Tobą, że o książkach zawsze warto rozmawiać. Z naciskiem na "rozmawiać". Przykro mi, ale jeśli rozmowa to przytoczenie kilkunastu wyrwanych z kontekstu cytatów, oraz "oszczana kołdra" oraz w nieskrępowany sposób wyrażony odruch wymiotny, to ja tego za rozmowę nie uznaję.
Uszczypliwości osobiste też nie wnoszą nic nowego. Jeśli moja książka Ci się nie podobała, cóż, masz do tego prawo. Pewnie faktycznie nie ta liga. Ale jeśli w swoim komentarzu powiesz, że, znów cytat" rzygasz nią, to wybacz, ale nie potraktuję tego jako wymiany poglądów ale jako żenujący przejaw braku kultury.
Nie odbieram książkom p. Matyjaszczyk prawa do ich komentowania. To nie jest osoba dotknięta jakąś ułomnością, by było to niezręczne. Sama też ją skomentowałam. Po prostu od pewnego rodzaju literatury nie oczekuje się zbyt wysokich lotów. To nie Kafka. Nie wpiszą się do historii piśmiennictwa, pełnią inną rolę. Pani Matyjaszczyk znalazła swój target, któremu taka literatura sprawia wielką przyjemność. Podobnie jak książki Kalicińskiej i fenomen jej popularności. Jeśli szukałaś w takiej prozie szczególnych doznań estetycznych, to nie masz w tej materii zbyt wielu doświadczeń. Każdą książkę można skomentować ładnie i brzydko. Ta została skomentowana niesmacznie. I tyle. To moje zdanie. Pozdrawiam Anita
do Anity,rzeczywiscie w materii szukania szczegolnych doznan estetycznych w takiej prozie mam slabe doswiadczenie,szukam ich gdzie indziej.
ReplyDeleteNiejestem pewna czy taki byl cel autorki,watpie.
Napewno wywoluje emocje u mnie akurat takie.
W Twojej ocenie czuje sie "focha"
moze masz sama problem z ocena innych.
A propos,Twoja ksiazke oceniam b.slabo,nudy na pudy.
Ale b.podoba mi sie Twoj Blog.
Szkoda dla mnie "dwie rozne bajki"
Z Uszanowaniem J.K
@anita
ReplyDeleteza reakcje innych nie odpowiadam, tak wiec moge jedynie odpowiedziec na zarzuty skierowane do bezposrednio do mnie: podjelam swiadoma decyzje skomentowania jednego aspektu ksiazki: fatalnej polszczyzny. Nie widze powodu dlaczego nie mialabym komentowac tego co czytam, nawet jesli jest to recenzja nieprzychylna. Nie obrazilam autorki i nie obrazilam jej czytelnikow. Po ksiazke siegnelam z ciekawosci: ciekawa bylam co wydawnictwo zrobilo z formatem blogu w wersji ksiazkowej.
Zarzucasz mi, ze powybieralam cytaty. Tak, powybieralam bo przepisywanie calej ksiazki troche mija sie z zalozeniami wpisu na blogu, ale tez podalam strone z ktorej cytat pochodzi, pozwalajac w ten sposob na sprawdzenie zrodel i osadzenie czy kontekst w zmienia jakosc wypowiedzi. A komentarz o czyms oszczanym, tak jak i psie gowno-jadzie, pochodzi-niestety-z ksiazki.
@anita: twoj blog czytam regularnie, choc od niedawna.
ReplyDelete