od zawsze wiadomo, że Włosi zostawiają w domu najlepsze produkty (wina, sery, wędliny, makarony, pomidory, pomarańcze, sardele, kapary - czy coś pominęłam?) a eksportują to, czego szanujący się Włoch do ust nie weźmie. Wiem, przesadzam, ale tylko trochę :-D
Włosi nie są wyjątkiem; tacy Anglicy mają wspaniałe sery, a na eksport idzie pomarańczowe coś zwane umownie prawdziwym cheddarem; namówili także prowincję Darjeeling by najlepsze herbaty wysyłała do nich; 1st Flush Darjeeling kupiony u Dallmayra w Monachium to mizerna namiastka tego co przyszło w paczce z Anglii. Nawet JC, którego ulubioną herbatą jest espresso, zauważył różnicę.
Wygląda na to, że Twinings (bo twiningsowska była zawartość paczki) ma dwie różne oferty: dla swoich i eksportową. Nawet klasyka, czyli English Breakfast, smakuje inaczej choć wygląd tego nie sugeruje: i ta z Anglii i ta kupiona w Bawarii przypomina czarne farfocle. Ale różnica w smak jednak jest, zwłaszcza gdy do herbaty doleje się mleka.
Tak więc wniosek nasuwa się sam: trzeba mieć miesięczny bilet na samolot - po herbatę do Anglii, po ser do Północnej Holandii i Yorkshire, po truskawki do Polski. Dobrze chociaż że chleb robią smaczny i w Ginestra i w Wasserburgu.
Powered by Blogger.
Święta prawda. Taki miesięczny bilet na samolot by się przydał. Albo prywatny odrzutowiec z pilotem. Poleciałabym do Doliny Aru po wino i do Porto San Paolo na Sardynii po najlepszą pizzę jaką do tej pory jadłam.
ReplyDeleteOj przydałby się taki bilet i to nie tylko do Anglii... Najlepszy by był taki ogólnoeuropejski. :)
ReplyDeleteJa taki bilet wybrałam zdecydowanie do Włoch właśnie! Uwielbiam włoską kuchnię!
ReplyDeleteMasz zdecydowanie racje. Ja zwrocilam uwage na owoce, ktore sprzedaje sie w Polsce pochodzace np. z Wloch. Kolosalna roznice dostrzegam ogladajac w sklepach cytrusy. We Wloszech sa to piekne, zdrowe, dorodne owoce. W Polsce niestety czesto juz przebrane, drobniutkie i nie zachecajace do jedzenia. Najgorzej jest w hipermarketach, osobiscie polecam roznego rodzaju delikatesy, tylko ze tam jest juz drozej.
ReplyDeleteA kawa? Kawę pominęłaś. Mnie się kończy ta przywieziona z Włoch i już się martwię, co dalej... Pozostaje polować na tanie loty ;)
ReplyDeleteo kawie nie pisalam, bo nie bylam pewna czy mam leciec do Brazylii, Kolumbii czy Wloch :-D
ReplyDelete@Magda: w Bawarii owoce importowane z Wloch wygladaja ladnie. I co z tego, skoro pomarancze i mandarynki sa kwasne, niezaleznie od tego czy kupie je na pieknie drogim viktualienmarkt w Monachium czy tez w miejscowym sklepie bio. Ale w Monachium jest jeszcze Spina, gdzie sprzedaja wloskie pomarancze i to takie, ze sie ich Wloch nie powstydzi. No ale Spina jest Wlochem :-D
ReplyDeleteraz na jakiś czas możemy zorganizować wymianę oliwno-herbacianią :)
ReplyDeletei obiema rencami podpisuję się po tym, co napisałaś. Nie ma porównania!
Z tym cheddarem to niestety prawda. Zanim przyjechalam do UK, to myslalam, ze nie lubie tego sera, a okazalo sie, ze kupiony na miejscu, nawet tanszy dojrzaly cheddar jest przepyszny. Ciesze sie, ze uwazasz, ze po sery do Yorkshire. :)))) O herbacie nawet nie wspominam, w Polsce w ogole nie pije czarnej herbaty, bo sie wsciekam.
ReplyDeleteDzieki Tobie uswiadomilam sobie tez, ze Wlosi jednak najlepsza oliwe dla siebie zachowuja. :) Dziekuje!