Ginestra odmierza czas po swojemu. Weźmy na przykład takie msze sobotnie, które na ogół (podkreślenie Annymarii) powinny być o 18:30. Ale nie są. Albo ksiądz spóźniony, albo ministrant. A jak i ksiądz i ministrant są na czas, to wiernych nie ma, gdyż nie dosłyszeli, że msza, wyjątkowo, będzie odprawiana o godzinę wcześniej.
Na dzwony w Ginestra liczyć nie można. Odpowiada za nie (i chyba za zegary też) Renato, ministrant z własnym wyczuciem czasu. Czyli albo bije za wcześnie, albo za późno. Albo nie bije wcale, albo podwójnie w piętnastominutowych odstępach. I to o 6:30. A jak się mieszka pod dzwonnicą to się takie rzeczy zauważa. I pamięta. Długo pamięta.
W każdą niedzielę zaś zbiera się w domu Annymarii miejscowe kółko różańcowe. Podobno punktualnie o 17:00. Wierzycie w to? Bo ja nie za bardzo :-D
Giny idącej do kościoła nigdy nie widziałam. Podobno nie lubi proboszcza.
Powered by Blogger.
U nas w większe święta msza jest "transmitowana" przez głośniki. Więc większość wsi siedzi wtedy w ogródku pod drzewkiem, spożywa śniadanie/obiad/podwieczorek i oczywiście się modli ;-)
ReplyDeleteAle i tak największą sensacją zeszłego roku było to, że proboszcz wylądował w szpitalu, bo miał- uwaga uwaga- chroniczne zatwardzenie.
Ta wiadoość przebiła nawet plotkę, że Eros Ramazzotti kupił sobie w naszej wsi willę.
No bo - jak u Guareschiego - do kościoła może i nie chodzą wszyscy we wsi, ale ksiądz wsią trzęsie bezapelacyjnie.
O.
plotek o proboszczu nie słyszałam, ale wieś nie była zadowolona, gdy mszę w dniu Jana Ewangelisty, patrona wsi, celebrował ksiądz z innej wsi. I wiesz, nawet nie za bardzo orientuję się ile wpływu ma kościół w naszej wsi. Na razie jesteśmy zbyt nowi i zbyt obcy, abyśmy to zauważali. A nagłośnienia używa się w czasie procesji ;-D
ReplyDelete