nieprzyjemne a konieczne

Jeśli konieczność pisania postu takiego jak ten świadczy o popularności, to jestem celebrytką :-)

sezon urlopowy w pełni, a z nim - oprócz komarów - pojawiła się plaga  e-maili: jedni chcą abym pisała dla ich portali, inni szukają informacji. Przerabiałam to wcześniej, odpisywałam grzecznie, że nie użyczam imienia komercyjnym przedsięwzięciom, szukałam informacji o restauracjach, mało znanych perełkach architektury. Dzisiaj mówię dosyć. Jakoś się tak porobiło, że sam fakt pisania włoszczyzny czyni mnie informacją turystyczną, której obowiązkiem jest odpowiadanie na każde pytanie i której słowa podziękowania już się nie należą. Przykro to pisać, zwłaszcza że z natury jestem raczej otwarta na ludzi i chętnie pomagam. Sieć, a więc anonimowość, pozbawiła niektórych zahamowań i umiejętności czytania ze zrozumieniem, za to pozwala mieć pretensje do jakości usługi. Tak więc dosadnie i z grubej rury, aby nie było niedomówień:

I.
jeśli Ciebie nie znam z sieci, to znaczy nie rozmawiamy na forach tematycznych, jeśli nie jesteś czytelnikiem włoszczyzny (mam StatCounter, wiem kto czyta, nawet jeśli nie z imienia), jeśli nie polecił cię nikt z moich znajomych z sieci lub realu, to na pytania o ułożenie marszruty nie odpowiadam. Nie odpowiadam też na pretensje, że zignorowałam korespondencję. Wiem, że jestem arogancka i zarozumiała, że mam w dupie przeciętnego człowieka, wywyższam się i piszę dla elit. Wszystkie te argumenty już widziałam i czytałam wielokrotnie. Wracając jednak do pytań typu co/gdzie/kiedy: 
  • polecane jadłodajnie - zakładka 'gdzie zjeść', 
  • 'co zobaczyć' znajdziesz w zakładkach z nazwami prowincji/regionów lub w zakładkach tematycznych (chociażby sztuka i architektura)
  • 'informacja turystyczna': tam podaję ceny biletów, godziny otwarcia oraz dodatkowe informacje (m.in. o parkingach, problemach z dojazdem). Jeśli wymaganej informacji tam nie ma to znaczy, że nie wiem i pisanie do mnie niczego nie zmieni: szukać w sieci za ciebie nie będę.
II.
Nie, Casa di Giuseppe nie ma basenu, a nawet gdyby miała, to wcale nie znaczy, że jest do wynajęcia. Casa di Giuseppe jest prywatnym domem i w bardzo rzadkich przypadkach udostępniamy go przyjaciołom. Odstępstw od tej zasady nie ma i nie będzie.


III.
Portale turystyczne i inne.. no cóż, jeśli miałabym ochotę pisać dla strony komercyjnej, to chciałabym przynajmniej wiedzieć co ja z tego będę miała (i niekoniecznie od strony finansowej), a argument typu 'jesteśmy najszybciej rosnącym portalem' do mnie nie przemawia, zwłaszcza że pracowałam onedgaj w branży używającej statystyki i wiem jak naciągać fakty :-)  Trudno pałać miłością do przedstawiciela firmy, który nie pofatygował się by sprawdzić jak mam na imię, zwłaszcza gdy zarzeka się że czyta włoszczyznę. A to, że mam sporo czytelników to sama wiem, on mi tego pisać nie musi. Tak więc współpraca mnie interesuje, ale jedynie z renomowanymi przedsięwzięciami lub z ciekawymi nowymi inicjatywami. Papierkiem lakmusowym jest pierwszy e-mail :-)

19 comments:

  1. he he, ostro ale na temat :))
    podoba mi się taki odpór, to jedyny nieraz sposób ;)))
    pozdrawiam ciepło

    ReplyDelete
  2. Oooo, musze napisac cos jeszcze, bo to cudne: "który nie pofatygował się by sprawdzić jak mam na imię, zwłaszcza gdy zarzeka się że czyta włoszczyznę.". Ja czesto dostaje maile zaczynajace sie od: Drogi Blogerze. Ujmujace.

    ReplyDelete
  3. Po Twoim nowym post - cie chyba odważę się i podobny tekst zastosuję do części moich działań internetowych. Mam podobne doświadczenia.
    Pozdrawiam
    Jarek Wojtach

    ReplyDelete
  4. Z ust mi wyjęłaś...! Podpisuję się wszystkimi łapami. Przyznam, że bezczelność niektórych tych "propozycji" po prostu mnie poraża. I kompletnie rozumiem czemu ludzie dają się nabierać na takie łapczywe "wysysanie contentu" w zamian za... link na stronie jakiegoś nic-nikomu-nie-mówiącego portaliku. Ceńcie własną twórczość!

    ReplyDelete
  5. wiedzialam, ze jest problem, ale nie zdawalam sobie sprawy z rozmiaru problemu. Z waszych komentarzy wynika, ze siedzimy na tym samym wozku. Co pociesza.. I zeby nie bylo, ze jak tak tylko na nie: otrzymalam e-mail od pana prowadzacego internetowy warzywniak. Pytal, czy moze wykorzystac moje przepisy. Wiec sa ludzie, ktorzy szanuja prawa autorskie.

    ReplyDelete
  6. Wiem o co najmniej trzech innych blogerach, którzy dostali tę propozycję z warzywniaka. Do Arka napisał: Droga Blogerko, czy jakoś tak. ;) Jak odpisałam, jakie są moje warunki, to Pan nawet nie pofatygował się odpisać, że dziękuje za odzew, ale że nie zgadza się na współpracę na takich zasadach. Zero odzewu. Kocham to.

    ReplyDelete
  7. @Karolina, czyli mialysmy rozne doswiadczenia z ta sama osoba.

    ReplyDelete
  8. Tak, to zależy co proponował. Jak osobie mieszkającej w Yorkshire proponuje się zachwalanie warzywniaka z Warszawy i pisanie, że tam się kupuje, to wypada zapytać, jak on sobie to wyobraża. Propozycja padła bodaj 2-3 miesiące temu. Może się czegoś nauczył? Może mają nowego speca od marketingu? :)

    ReplyDelete
  9. że cooo z tym basenem?!?!?! buahahaha ale ktoś ma fantazję...ja pierdzielę! a wydawałoby się, że już nic człowieka nie zdziwi..., verona

    ReplyDelete
  10. @verona:moglabym opowiadac godzinami, bo bylo troche kwiatkow. Na przklad: niektorzy zalozyli, ze dom jest na 100% do wynajecia i odpisali mi, ze z powodu braku basenu domu nie wynajma :-)

    ReplyDelete
  11. pozdrawiam, trzymaj się dzielnie i odpieraj ataki nieznośnych internetowych leniuszków ;>

    ReplyDelete
  12. To chyba plaga calego internetu. wspolpracuje z firemka organizujaca wyprawy rowerowe i ilosc maili z prosba o wytyczenie trasy i inne informacje turystyczne (oczywiscie za darmo!) pojawiaja sie caly czas.

    ~ Aniel

    ReplyDelete
  13. nie wiem na ile jest to lenistwo a na ile zapracowanie, ale coraz czesciej widze, ze ludzie najchetniej przyszliby na gotowe. Lubie pomoc, ale e-mail brzmiacy jak grozba a nie prosba, zniecheca do jakiejkolwiek wspolpracy.

    ReplyDelete
  14. To nie jest lenistwo ani zapracowanie. To jest bezczelność. Trzeba po prostu wydoić "content", żeby wyszukiwarki po słowach kluczowych przekierowywały na portalik, który chce zarabiać na reklamach. A że zazwyczaj za "content", czyli teksty, trzeba autorom zapłacić (i płaci się, jeśli nie znajdzie się, przepraszam, frajera), to rozsyła się z automatu listy do tysiąca blogerów. I ktoś z tego tysiąca ucieszy się, że ktoś inny go docenił i chce cytować oraz promować na swym portaliku. Tak to działa z grubsza.
    Ostatnio dostałam taką "propozycję" z portalu kobiecego, wrzuciłam ich w googla, okazało się, że podobną złożyli - nic nikomu nie ujmując - całej rzeszy nastoletnich blogerek zajmujących się hmmmmm stylizacją paznokcia. :D

    ReplyDelete
  15. Ostro!
    Mojej skromnej osobie pomogłaś i nawet jesli nie zdecydowałam sie na książkę (ze względów finansowych) byłam zaskoczona szybkościa odpowiedzi i chęcia pomocy. Dla mnie wielka rzecz.
    Gdy Ciebie odnalazlam przeczytałam Ciebie sporo, nie wszystko, bo to było niemozliwe, ale sporo i urzekłaś mnie niektorymi postami (napisze kiedys ktorymi).
    Nie wiem jak mozna do kogos pisac, nie wiedzac jak ten ktos ma na imie.
    Rób swoje, tak jak to robisz perfekcyjnie.

    ReplyDelete
  16. Mnie prawie zabił mail - "Czy mogę pożyczyć Pani fotki do swojego portfolio?"
    Współpracować, pracować jak najbardziej. Pod jednym warunkiem. Za pieniądze.

    ReplyDelete
  17. @fritzek
    nawet nie wiem jak to zaklasyfikować: czy to szczyt chamstwa czy uczciwości aby zapytać czy można pożyczyć zdjęcia do portfolio :-D

    ReplyDelete

Powered by Blogger.