Właściciel naszego domu lubił pogadać z Viją po francusku. Najczęściej o pogodzie; o sobie mówić nie chciał. Zmarł prawie pięć lat temu. Na razie nie udało mi się znaleźć na miejscowym cmentarzu tablicy z napisem Giuseppe Ombres.
Na parterze, gdzie teraz przechowujemy narzędzia i gdzie stoi bawarski kredens, rodzina De Stefanis miała sklep. Godziny otwarcia znaczyły dzwony kościelne.
Na świętego Giovanni-ego Stefano zbierał na łące ślimaki, które mama gotowała w garze ustawionym na kominie. Stefano ślimaki wydłubywał wykałaczką, a sos spływał mu po rękach. Resztki sosu w garnku wycierał kawałkami chleba, pieczonego raz w tygodniu w rodzinnym piecu. Do ślimaków nikt nie dodawał masła i czosnku tak jak to robią Francuzi. Gotowało się je z czosnkiem, pomidorami i ziołami znalezionymi w polu. Najlepsze ślimaki można było znaleźć na stoku południowym, kiedyś widocznym z naszego okna, dzisiaj zasłoniętym przez dom Viji.
Angellino dumny jest z drzwi. Najporządniejsze drzwi we wsi, powiada. Robił je w roku 1968; roku nowego dachu i nowej łazienki. Giuseppe miał pieniądze i stać go było na jakość. Dlatego drzwi nadal wyglądają jak nowe, a dach wytrzymał ponad trzydzieści lat.
Wpólnik oszukał Giuseppe a okradli do końca prawnicy. Cztery domy w Rieti cholera wzięła i pod koniec Giuseppe jadł raz dziennie. Czasami Gina przynosiła mu jajko od kury a czasami miskę makaronu. Siedział sam, rozmawiał po francusku z Viją, a drugie piętro (to z sypialnią w której umarła jego matka) i parter, gdzie rodzice Stefano mieli kiedyś sklep, wynajmował Albańczykom, którzy zostawili po sobie brudne talerze i czerwone napisy na ścianie. Po Giuseppe dostały się nam dwa święte obrazy, krucyfiks i zdjęcie grupy dzieci przed budynkiem szkolnym. Zdjęć samego Giuseppe jeszcze nie widziałam, bowiem matka Giuseppe, rodzona siostra matki Renato, z siostrą nie rozmawiała. Tak więc Renato zdjęć kuzyna nie ma.
Na tablicy witających podróżnych w Ginestra widać dom. Po lewej stronie jest wieża zamku z tyłu dzwonnica kościoła. Za bicie dzwonów odpowiada Renato i dlatego czasami dzwony biją dwa razy, a czasami wcale.
o domu, dzwonach i ślimakach
on 12:25
3 comments
Powered by Blogger.
A Giuseppe nie miał żadnego rodzeństwa? Nikt już z nich nie żyje? Może w innych okolicznych wsiach? Vija i Gina powinny wiedzieć gdzie został pochowany, nie? On w ogóle miał jakąś rodzinę, typu żona, dzieci, etc.? Zawsze interesuje mnie temat tego Waszego Giuseppe...Ciekawi mnie,kto sprzątał dom po jego śmierci? Jakieś pamiątki, zdjęcia właśnie. Zasięgnij dla mnie języka, pls. verona
ReplyDeletewywiad srodowiskowy bedzie kontunuowany i w koncu dojde do konca opowiesci i wtedy wszystko zbiore w ksiazke, ktora stanie sie bestsellerem a z otrzymanych dochodow kupie sobie w koncu 27 metrow tkaniny Josefa Franka i bedziemy zyc dlugo i szczesliwie :-D a wy bedziecie dumni, ze wszystko wczesniej przeczytaliscie na wloszczyznie.
ReplyDeleteOtóż to, materiał na bestseller! Ja przynajmniej bym przeczytała. Zwłaszcza o ślimakach ;)
ReplyDelete