prawdziwe spaghetti bolognese
on 21:39
10 comments
Jestem przekonana, że nazwę spaghetti bolonese wymyślił jakiś Amerykanin, który w Amatrice spróbował spaghetti polanego czerwonym sosem z kawałkami mięsa. Bo komu innemu jak nie Amerykaninowi może się wydawać, że Amatrice leży na przedmieściach Bolonii, a frytka - wynalazek belgijski (jedyny sensowny, oprócz piwa i gofra, wynalazek belgijski) pochodzi - jak nazwa wskazuje - z Francji, co z kolei sugeruje amerykańskie przekonanie iż Belgia leży we Francji;a Polska, w opinii moich amerykańskich znajomych z uniwersytetu, graniczy zaś z Argentyną, a latają po niej białe niedźwiedzie.
Wieść gminna głosi, że sos z Amatrice to nowoczesna, czyli pomidorowa, wersja bardziej tradycyjnego sosu alla gricia (lub griscia, bo i taka nazwa jest poprawna). Wieść gminną potwierdzają źródła czyli Dizionario della Cucine Regionali Italiane i Cucchiaio d’Argento: Cucina Regionale.
Do Amatrice warto pojechać chociażby dlatego, że tylko w Amatrice podaje się do sosu spaghetti. Reszta Włoch sięga po bucatini. Ale i samo miasto warte jest kilku godzin wędrówki: dwa kościoły (Sant’Agostino w stylu gotyckim, San Francesco w stylu romańskim), poczta w w zabytkowym pałacu, dwie bramy, park, dzwonnica miejska. No i widoki na góry. Że o poplątanej historii miasta nie wspomnę. Przechodziło z rąk do rąk i, jeśli mnie pamięć nie myli, to było nawet w rękach hiszpańskich.
Powered by Blogger.
i tak narobiłas mi smaka na makaron ;) nie mówiac juz o odwiedzeniu Amatrice ;)
ReplyDeleteMiasteczko piękne. Takie lubię.
ReplyDeleteSądząc po ilości mieszkańców panuje tu cudowny spokój i cisza.
pozdrawiam
Uwielbiam makarony pod każdą postacią, a bolenese po polsku, czyli z kiszonym ogórkiem. :)
ReplyDelete@Ojcze Dyrektorze: a to bolonese z ogorkiem to ogorek ma wkrojony do sosu czy ogorek jest do zagryzania? Z zagryzaniem nie ma problemow, wiem jak sie to robi, ale jesli ogorek jest w sosie to prosilabym o przepis, najlepiej z proporcja ogorka do reszty skladnikow (ogorek kiszony u mnie deficytowym produktem jest).
ReplyDeleteu mnie jak amatriciana (i alla gricia tez) to tylko ze spaghetti; bucatini mowie stanowcze nie.
ReplyDeletea propos geografii: poszlam kilka dni temu obejrzec auto w salonie. sprzedawca, po odkryciu skad do niego przychodze(nie, nie jestem z Lecce... - z Bari, tak? - nie, nie do konca...), stwierdzil: no tak, u nas jest jak jest, ale przynajmniej wojny nie ma... no, co fakt to fakt :)
@funghettto: z logika dyskusji nie ma :-D
ReplyDeleteI am going slightly mad... Napisalam komentarz i mi wcielo. Wychwalalam w nim ragu z wolowiny ugotowany wczoraj wg przepisu Giorgio Locatelli. Mamy go na dzis, ale juz wczoraj po niemal 2 godzinach gotowania, gdy sos byj ciemny, intensywny i lepki sprobowalam i to jest najlepszy ragu jaki wlasnorecznie przygotowalam. W myslach klnelam na Amerykanow i postanowilam o tym napisac. Raczej nie na blog, a do Libertasa marcowego. Dzieki jeszcze raz za polecenie tej ksiazki, robie z niej (powoli) swietny uzytek.
ReplyDelete@Karolino, wracam w takim razie do Made in Italy. Nawet nie pamietam czy ten sos robilam czy nie, ale skoro zachwalasz? Jak do tej pory najczesciej robie ragu w/g przepisu M. Hazan i dodaje odrobine mleka, ktora w przecudowny sposob poprawia smak miesa :-)
ReplyDeleteTam, rzecz jasna skladniki mnie nie zaskoczyly, a raczej to jak dlugo smazyc mieso, w ktorym momencie mieszac, ze wino odparowac maksymalnie, przed dodaniem passaty itp. Mysle, ze to zaowocowalo pysznym sosem, musialam lubego do pionu postawic, bo jak zaczal probowac, to az jeczal z zachwytu i na dzis by nie starczylo. ;)
ReplyDeleteOgórek ląduje w sosie i oddaje fajny smak. A jeśli chodzi o proporcje to mniej więcej jeden mały ogórek na porcje. U nas nie jest towarem deficytowym, ale niestety w Europie jest, więc daj go tyle ile możesz. :)
ReplyDelete