to był piękny dzień
on 12:54
No Comments
Montecassino lub Monte Cassino - obydwie pisownie poprawne, choć drogowskazy pokazywały drogę do Abbazia di Montecassino, leżącego na Monte Cassino - wyglądało majestatycznie. Przynajmniej dziedziniec Bramantego sprawiał takie wrażenie. A może to zasługa widoków na Campanię? Lub oświetlenia?
Wrażenie prysło na następnym dziedzińcu, zwanym Chiostro dei Beneffatori (czyli Krużgankiem Dobroczyńców czyli tych co dali kasę): postawiono tam na straży wejścia do bazyliki dwie figury papieskie: Clemens VIII(?) tańczy z jednej, Urban (X?) zaciska zęby z drugiej strony odźwieży upamiętniających żywot Benedykta. Nicki papieskie zapamiętałam na sto procent, gorzej z numerkami, a jeszcze gorzej z zapamiętaniem który był którym. Ale kto by się tam numerkami przejmował; nawet autorzy przewodnika po klasztorze o rzeźbach nie wspominają. Albo im te numerki wiszą, albo wstyd im opisywać jednego takiego podrygującego, z wyrazem zarozumiałej tępoty na facjacie, albo boją się mułowatego zacięcia tego drugiego.
O historii klasztoru można poczytać na stronie Encyclopedii Katolickiej (po angielsku), ale warto zajrzeć na interactywną stronę samego klasztoru (po włosku jak i po angielsku): jest chronologia, jest wirtualny spacerek po klasztorze z opisami i galerią zdjęć. Patrząc na profesjonalnie wykonanie jakoś nie żałuję 2 euro wydanych na parking (zwłaszcza, że płacąc za parking dostałam sikanie w toalecie za darmo). Za pobyt na Montecassino, w przeciwieństwie do Subiaco, się płaci.
Tropami Benedykta na włoszczyźnie:
Casamari i Sacro Speco w Subiaco
Powered by Blogger.
0 comments:
Post a Comment