trufle


trufle dwie, wielkości orzecha włoskiego, kupiłyśmy w Leonessie.

Trufle, pochodzeniem z Umbrii, wyglądały ładnie, pachniały obiecująco i były fotogeniczne (co będę mogła udowodnić wklejając zdjęcie zrobione przez Z, gdy owo rzeczone zdjęcie ściągniete zostanie z aparatu do komputera). Jak wszystko z Umbrii (z wyjątkiem Sangrantino), trufle były prawie OK. Dawało się je zjeść, aromat jakiś tam miały, ale trudno mówić ekstazie kulinarnej. Do listy powodów dla których NIE POWINNO SIĘ jeździć do Umbrii (nr. 1 na liście to Orvieto) dodaję trufle. A nasze dwie trufle mamłałyśmy w dwóch wersjach: na toście z jajecznicą i z fettucine. Fettucine było doskonałe, mimo że kupione w SISA. Jeszcze raz mam potwierdzenie, że najlepsze rzeczy Włosi zostawiają w domu a eksportują to czego żaden szanujący się Włoch do ust nie weźmie.

4 comments:

  1. Trufle jadłam raz. W postaci sosi do makaronu. Ale mnie nie zachwyciły. Ot, grzyby.

    ReplyDelete
  2. nie jestes sama. JC ich nie lubi. Ja z kolei uwielbiam. Smakuje mi nawet oliwa truflowa.

    ReplyDelete
  3. Trufle, które jadłam też nie zrobiły na mnie specjalnie dobrego wrażenia.Natomiast zdarzało mi się delektować oliwą truflową, czasem starczyła tylko ona, odrobineczka czosnku i trochę ziół.I jakieś makarony, oczywiście.

    Mayu, fajnie tu zaglądasz, z tej prawej strony;)

    ReplyDelete
  4. efekt prawie zamierzony :-) bo zdjecie wybralam a) z powodow koordynacji kolorystycznej b) wygladam na nim wyglednie (jak na mnie)

    ReplyDelete

Powered by Blogger.