czasami tak bywa: opowieść o dachu i majstrze włoskim

Że z majstrami bywa różnie, wiedzieliśmy od zawsze. W Holandii porysowali nam szklany stół tnąc na nim rury; w Belgii remont łazienki zajął im 12 miesięcy a niedokończone elementy poprawiała inna (niekoniecznie lepsza) ekipa; w Niemczech kafelkarz wziął sobie premię uznaniową w postaci niewykorzystanych, ręcznie robionych kafelków. We Włoszech zaś mamy do czynienia z szantażem.

Giancarlo został najęty aby zreperować cieknący w kilku miejscach dach. Podpisaliśmy odpowiedni kontrakt, poszarpaliśmy się o rusztowanie, upierdliwego sąsiada, ale w czerwcu było po wszystkim. W lipcu, dzięki Marcie i Joepiemu, dowiedzieliśmy się, że nadal cieknie. Giancarlo ostukał i obiecał naprawić. We wrześniu nie mógł nic zrobić, bo nie padało i nie wiedział skąd się leje. W październiku nie mógł, bo nie wiedział jak odebrać klucz od Anny Marii. W listopadzie padało za dużo. 30. grudnia w końcu przyszedł, ale tylko po to, żeby nam powiedzieć, że
  1. okno cieknie
  2. jest źle
  3. będzie jeszcze gorzej
  4. wymiana okna będzie nas kosztować 1000 euro

Teoretycznie możemy podać go do sądu. Ostatecznie najęliśmy go do reperowania przecieków na nie do zmiany koloru dachówek z powodów estetycznych. Tylko że:
  1. sprawa sądowa kosztować będzie więcej niż 1000 euro
  2. zajmie więcej niż kilka miesięcy
  3. okno będzie cieknąć do zakończenia sprawy; stan się pogorszy

W-q-wieni, możemy nająć kogoś innego, ale:
  1. trzeba tego kogoś znaleźć, co niekoniecznie będzie łatwą sprawą, jako że Francesco-będąc z Rzymu-nie zna miejscowych dachowców, a na Mario- dobrego znajomego Giancarlo-nie możemy w tej sprawie liczyć
  2. sprawa gwarancji na dach: weźmiemy kogoś nowego i gwarancja przestaje być tym czym powinna, bo wkracza argument, że to z naszej wina bo dachówki pospadały, bo nieodpowiednia osoba instalowała okno

Tak więc okno będzie wstawiał Giancarlo; nową, niższą wycenę wynegocjował Francesco. Roboty zaczną się pod moją w Ginestra obecność, czyli w maju. Kupiliśmy więc wielki zielony pojemnik na deszczówkę i podstawiliśmy w odpowiednim miejscu.

Przed wyjazdem, JC sprawdził poddasze. Giancarlo nie zamnął należycie okna. Podejrzewam go o premedytację.

PS: oczywiście Giancarlo od początku wiedział co jest nie tak; nasze dyskusje co i gdzie cieknie, pytanie o klucz i wizję lokalną to była gra na zwłokę, bo wizji lokalnej nie było. Giancarlo nawet nie pofatygował się aby odebrać klucz od Anny Marii.

1 comment:

  1. Chyba każdy w swoim życiu miał kiedyś przejścia z tzw. "majstrem".
    Powiem Ci jednak Maju, że jak kiedyś narzekałam na polskich "fachowców", tak teraz cofam wszystko. W Polsce, można trafem, przypadkiem, szczęściem spotkać dobrego majstra.Teraz już wiem. (spotkałam u Dziadków latem, przy okazji remontu elewacji domu i szczęka mi opadła: grzeczni, pracowici, nie pijący, nie przeklinający,SOLIDNI, skończyli w terminie, bez żadnych niedoróbek, perfekcyjnie wręcz, posprzątali plac, nie poniszczyli roślin, trawy i jeszcze przewieźli Dziadkom drewno na opał -sic!).
    Wiem też,że w Irlandii nie-jest-to- możliwe. (w razie czego służę przykładem mechaników samochodowych, budowlańców, ekip remontowych).


    Pozdrawiam:)

    ReplyDelete

Powered by Blogger.