Orwell, Hitchock i kicz
on 08:03
2 comments
przed Molfettą odwiedziliśmy San Giovanni Rontondo znane dzięki (lub z winy) Ojca Piusa, zwanego Padre Pio, mocno kontrowersyjnego świętego nawet jak na KKr, którego święci mają na ogół mocne odchyłki od normy zwanej zdrowiem psychicznym.
Padre Pio był prześladowany za wiarę (w jaki sposób i przez kogo nie wiem, bo nie czytałam hagiografii), miał stygmata, które skromnie zasłaniał rękawiczkami. Przeciwnicy uważają, że stygmata były domowej roboty, wypalane kwasem (podobno zachowały się zeznania aptekarza), rękawiczki służyły do zasłaniania braku stygmatów a rozsiewający się wokół Padre Pio zapach kwiatowy to nic innego jak woda kolońska z potrójnym zapachem, zakupowana u aptekarza od kwasu ,a służąca do maskowanie mniej pożądanej wonii chemii. Oczywiście przebąkuje się też o usługach seksualnych świadczonych przez siostry zakonne z otoczenia Padre. No i jest opowieść z Neapolu’44 N. Lewisa o latających mnichu, którym jest właśnie późniejszy Padre Pio.
W San Giovanni Rotondo nikt nie kwestionuje świętości Padre. Całe miasteczko nastawione jest na obsługiwanie pielgrzymów i zwiedzających. A zwiedzać jest co: trzy kościoły (z tym jeden z grobem Padre Pio, a drugi, pod jego wezwaniem, zaprojektowany przez samego Renzo Piano), krany z wodą święconą, dwa szpitale...itd..itd.
Dobra, w Padre Pio nie wierzę, do San Giovanni Rotondo pojechałam z ciekawości i modlić się przed ołtarzami nie zamierzałam. Nie było źle, zwłaszcza jeśli porówna się to saktuarium z, na przykład, polskim Licheniem. Przede wszystkim nie widzi się ferworu religijnego, a sama architektura nie straszy tak jak Licheń, choć pierwszych lotów bym jej nie nazwała.
Kanapki w sklepiku były niedrogie i smaczne, pamiątki kosztowały grosze, choć za głowę Padre Pio z jednym okiem większym, zatopioną w kuli ze śniegiem, zapłaciłam całe 8 euro. Na zdjęciach zaś moje fotograficzne impresje z sanktuarium, zaświadczające o moim, prawdopodobnie skrzywionym lub perwersyjnym, spojrzeniu na miejsce.
Powered by Blogger.
Po co Ci głowa w kuli ze śniegiem? Wolę ładniejsze przyciski do papieru. Stawiam, że to prezent. E?
ReplyDeleteZupełnym zbiegiem okoliczności dziś rano, przed przeczytaniem Twojego postu, myślałem o świętych. Wymyśliłem nawet, że stygmaty mogli mieć alergicy. Sam kiedyś miałem.
muszę cię rozczarować: głowa, kula i „płatki” śniegu to nie prezent a prawdziwy zakup na potrzeby własne. Pocieszam jednak, że trafiła na wystawkę kiczu i nigdy nie będzie wykorzystana jako przycisk do papieru. Od tego mam żywe koty :-)
ReplyDelete