pesto


pesto mówi po liguryjsku. Weź pod uwagę jego zapach i twoje uszy zarejestrują język potoczny: jednocześnie ostry i potulny, zbudowany z mamrotanego hałasu, szeptanych sylab i ponurych zgłosek
Paolo Monetti rozpisywał się poetycko o pesto w relacji z podróży w poszukiwaniu tradycyjnej kuchni włoskiej. Był rok 1935. Paolo znalazł idealne pesto; było z bazylii (liguryjskiej, która nie ma posmaku mięty), ale bez pinioli. 20 lat wcześniej liguryjczyk porucznik Chioni w swojej lagrowej, ręcznie spisanej książce kucharskiej podał przepis na następne pesto: bazylia, czosnek, natka pietruszki, trochę posiekanej cebuli, przyprawy, pecorino z Sardynii. Zmiażdżyć w moździerzu. Dodać olej.

Przez dłuuuugie lata pesto było robione z bazylii, natki, majeranku...lub ich mieszanki. Bez pinioli. Piniole, bazylia i obowiązkowe ucieranie w marmurowym moździeżu drewnianym tłuczkiem, to sprawa lat 60. i marketingu marki Liguria.

I tak, proszę szanownych czytelników, wygląda prawda o zielonym sosie do makaronu. Czy ideał już sięgnął bruku czy nadal mogę spisywać opowieści o 'tradycyjnych' potrawach z Italii??

2 comments:

  1. Ja poproszę dużo i częściej.
    Zawsze chętnie się czegoś nowego dowiem:)

    Pozdrawiam serdecznie:)

    ReplyDelete
  2. Bo to taka nowa, świecka tradycja - a jej działanie dokładnie wyjaśniono w "Misiu".

    ReplyDelete

Powered by Blogger.